Za dorsza z frytkami i surówką trzeba zapłacić nawet 76 złotych. To ceny nadmorskie. Do nich Polacy zdążyli przywyknąć. W poprzednich latach sytuacja wyglądała podobnie, a w niektórych sytuacjach ceny za rybę bywały jeszcze wyższe.
Co jednak kiedy za obiad cena poraża również innych, wcale nie typowo wakacyjnych, miejscach w kraju? Posiłki w restauracjach po odmrożeniu tej branży są wyższe niż pandemią. Jednak, jak pisze serwis next.gazeta.pl, wcale nie wynikają jednie z potrzeby pokrycia wielomiesięcznych strat restauratorów.
Ten problem sygnalizował już wcześniej w rozmowie z money.pl znany restaurator Robert Sowa, właściciel N31 Restaurant&Bar. - Ta pandemia wpłynęła na wiele dziedzin. Społeczeństwo, w tym i klasa średnia, na której się opieramy, zubożało. Inflacja podbiła ceny, co przełoży się też na wyższe rachunki w restauracjach. Goście zderzą się z nową rzeczywistością - mówił.
Ceny napędza najwyższa od lat, sięgająca niemal 5 proc. inflacja. Widać to choćby na cenach warzyw, które przecież wykorzystuje się w restauracjach. Za pora musimy teraz zapłacić o 60 proc. więcej niż w roku ubiegłym, za marchew - o 43 proc. więcej, za seler - o 38 proc. więcej, a młoda kapusta zdrożała o 37,5 proc. - wylicza next.gazeta.pl opierając się na wyliczeniach rynkowych Broniszy.
Mało tego, wzrosły też koszty pracownicze. Jak pisze dziennik, od 2021 roku wzrosła płaca minimalna, a to przełożyło się na zauważalnie wyższe stawki za godzinę pracy barmanów, kelnerów i szefów kuchni.
Na restauratorów wpłynęły między innymi kolejne podatki. Przykład? Choćby podatek cukrowy. Ten przełożył się na ceny serwowanych napojów.
- Podatek cukrowy jest widoczny nie tylko w przypadku coca-coli, ale i w sokach oraz innych słodkich gazowanych napojach. Dzisiaj cena za sprite’a lub fantę jest u nas o około 30 proc. wyższa niż przed wprowadzeniem podatku - mówił money.pl od Sebastiana Rutkowskiego, menadżera łódzkiej restauracji U Mądzieli.