Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Politycy, nawet posiadający stopnie naukowe, mogą opowiadać różne rzeczy, jednak nie powinien być to jedyny głos w przestrzeni publicznej. Narzędziem w zwalczaniu populizmu i manipulacji jest szeroko rozumiana edukacja. Myślę, że nadeszła pora, aby pracownicy naukowo-dydaktyczni w Polsce starali się poszerzać dyskusję, zdominowaną aktualnie przez polityków, o akademicki punkt widzenia. Pozwolę sobie zatem zabrać głos i zrecenzować dwa punkty z tzw. "ósemki Mentzena" o charakterze ekonomicznym przedstawione w deklaracji.
Podatki w "ósemce Mentzena"
Pierwszy: "Nie podpiszę żadnej ustawy, która podnosi istniejące podatki, składki, opłaty lub wprowadza nowe obciążenia fiskalne".
Jest to manipulacja, gdyż z ekonomicznego punktu widzenia, zdanie ma niedopowiedzianą drugą część. Powinna ona brzmieć: "nie zwiększę zatem żadnych wydatków publicznych lub będę zwiększał zadłużenie. Jeśli wybiorę zadłużenie, będzie to oznaczać wyższe podatki w przyszłości (młodzi zapłacicie więcej)".
Na jednym z pierwszych wykładów z ekonomii można się dowiedzieć, że myśleć, jak ekonomista to myśleć w kategoriach alternatyw. Podejmowanie decyzji ekonomicznych to też wybór pomiędzy alternatywami. Chyba nie trzeba tłumaczyć "wolnorynkowcom", że nie ma czegoś takiego jak obiad za darmo. Jeśli się mówi o obniżce lub utrzymaniu podatków na danym poziomie, trzeba przedstawić skutek w postaci niezwiększania, albo wręcz zmniejszania wydatków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Część wydatków w budżecie należy to tzw. sztywnych, wiele z wydatków wzrasta automatycznie (indeksacja), zatem nawet nie wprowadzając żadnych nowych wydatków, ich wielkość będzie co roku rosnąć. Jak to sfinansować, jeśli nie poprzez wzrost podatków czy zadłużenia? Możliwe, choć mało prawdopodobne długookresowo, jest finansowanie dynamicznym wzrostem gospodarczym. Kiedyś on się jednak skończy.
Możliwy jest również scenariusz podatku inflacyjnego, gdy zacznie się nadmiernie finansować poza budżetem. Wtedy teoretycznie nie podniesie się podatków, jednak w praktyce obciąży najbiedniejszą część społeczeństwa, która nie będzie w stanie ochronić się przed inflacją. Najczęściej, jeśli chce się niższych podatków czy ich stałej wielkości, należy zacząć od wskazania wydatków, które zostaną obcięte.
"Manipulacja i populizm". O gotówce w postulatach Mentzena
Drugi: "Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej obrót gotówkowy i będę stał na straży polskiego złotego".
Jest to manipulacja i populizm w jednym. Populizm odnosi się w szczególności do pierwszej części. Mamy klasyczne "my i oni". Oni (kimkolwiek są) chcą nam odebrać wolność płatności gotówką, chcą nas kontrolować, śledzić nasze wydatki, etc. Populista nas przed tym ochroni, bo nie podpisze niczego, co na to pozwoli. Nie dyskutuje się wtedy o potrzebnej skali kontroli, nie poszukuje kompromisu, po prostu rozwiązuje się złożony problem prostym narzędziem. Nic nie podpiszę.
Populista nie mówi o powodach ograniczenia swobody obrotu gotówkowego. Nie wspomni o tym, że jego ograniczanie ma na celu zmniejszanie szarej strefy, która w Polsce nadal ma się całkiem dobrze. Według Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych, 8 marca 2025 r. przypadł dzień wyjścia z szarej strefy, a prognozowany udział szarej strefy w tworzeniu tegorocznego PKB wyniesie 18,1 proc. (łącznie 784 mld zł).
Nie wspomni o tym, że można wykazać zależność pomiędzy wyższym obrotem bezgotówkowym a wzrostem PKB czy wynagrodzeń. Nie wspomni o wygodzie transakcji elektronicznych, ich przejrzystości, szybkości etc. Można zapytać uczciwych przedsiębiorców, czy łatwo im się konkuruje z podmiotami działającymi w szarej strefie?
Wolność dla wilków oznacza śmierć dla owiec. Pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy. Tego chyba nie trzeba tłumaczyć. Chyba że finalnie duża część przedsiębiorców ma funkcjonować w szarej strefie, a państwo już nie będzie nawet z dykty, a po prostu z tektury. Więcej szarej strefy to mniej dochodów z podatków. Wydatki, domyślam się, pozostaną niezmienne (nie można przecież drażnić wyborców). Podatków nie wolno podnosić, bo punkt pierwszy…
Polski złoty nie potrzebuje strażnika?
Trudno jednoznacznie wnioskować, dlaczego wolność obrotu gotówkowego została połączona ze staniem na straży polskiego złotego. Poza tym nie wiadomo, co dokładnie autor miał na myśli, mówiąc o staniu na straży polskiego złotego przez prezydenta. To, co pierwsze przychodzi do głowy, to dbanie o stabilność narodowego pieniądza. Taki cel ma NBP, który w ten sposób stoi na straży złotówki. Przyjmijmy zatem, że o to chodzi.
Walka z szarą strefą to domena polityki fiskalnej, a dbanie o stabilność polskiej waluty, polityki pieniężnej. Polityka fiskalna i pieniężna tworzą tzw. policy mix, której celem jest koordynacja obu polityk w utrzymywaniu stabilności wartości pieniądza. Minister finansów i prezes NBP są za to odpowiedzialni. Prezydent powinien się trzymać od tego z daleka. Chyba że ponownie chce się wprowadzać państwo z tektury, w którym niszczy się instytucje.
Państwo z tektury, w kontekście polityki pieniężnej, to wpływ polityków na działalność banku centralnego i RPP. Polityka pieniężna z pewnością nie leży w kompetencjach prezydenta. Jeśli prezydent chce stać na straży polskiego złotego, najlepiej niech zadba o niezależność NBP od jakiegokolwiek wpływu polityków. Warto spojrzeć co działo się z dolarem, gdy Donald Trump "zaatakował" szefa FED.
Polityk, zwłaszcza polityk-ekonomista, powinien również wiedzieć, że efektywność polityki pieniężnej w jej oddziaływaniu na gospodarkę jest tym większa, im mniej pieniądza znajduje się poza sektorem bankowym. Efektywność stania na straży polskiego złotego, będzie zatem tym mniejsza, im więcej pieniędzy będzie poza systemem bankowym (co postuluje się w pierwszej części, chcąc nieskrępowanej wolności w obrocie gotówkowym).
Liczy się tylko poparcie
Innym wytłumaczeniem połączenia wolności obrotu gotówkowego ze staniem na straży polskiego złotego może być wolność do posiadania własnej waluty. Takie dwie wolności w jednym postulacie. Dlaczego jednak nie jest to napisane wprost? Po prostu "nie chcę wprowadzenia euro". Może nie chce się być oskarżonym o jawną niechęć do UE i stopniowe dążenie do polexitu?
Mimo wszystko nadal duża część społeczeństwa pozostaje prounijna, a tzw. piątka Mentzena narobiła już szkód w poparciu. Finalnie, przede wszystkim to właśnie poparcie wyborcze najbardziej się liczy dla polityków. W tym kontekście, wydaje się, że debaty prowadzone z dwoma pozostającymi w grze o prezydenturę kandydatami, mają na celu przede wszystkim budowanie poparcia Konfederacji w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Oby prowadzone dyskusje były na wyższym merytorycznie poziomie od punktów mających być punktem wyjścia do nich.
Dr Radosław Piwowarski, Instytut Ekonomii, Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny UŁ. Artykuł prezentuje opinie autora i nie jest stanowiskiem Uniwersytetu Łódzkiego.