Równo 9 lat temu Polacy dowiedzieli się, że około połowa ich jednostek uczestnictwa w OFE zostanie umorzona, a na subkonta w ZUS zostanie dopisana wartość tego umorzenia. W debacie publicznej powtarzane jest często hasło opisujące ten transfer jako "skok na OFE". Czy faktycznie ubezpieczeni stracili na tej operacji?
Czy OFE powinno być zlikwidowane, jak chce tego rząd PiS, czy przeciwnie - zasilone akcjami spółek Skarbu Państwa, jak proponuje to m.in. prof. Leszek Balcerowicz? - rozmawiamy o tym z Tomaszem Lasockim, prawnikiem i ekspertem od ubezpieczeń społecznych z Katedry Prawa Ubezpieczeń Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl: Czy posiada pan akcje KGHM lub Orlenu?
Dr Tomasz Lasocki: Dobre pytanie, ale szczerze mówiąc: nie wiem.
Nie wie pan?
Mam konto w OFE, IKZE, IKE i PPK, ale nie wiem, czy te spółki znajdują się w ich portfelach. Posiadam tylko jednostki uczestnictwa w tych funduszach, ale nie mogę sobie przypisać własności żadnych konkretnych papierów wartościowych wykupionych przez taki fundusz. O wszystkim decydują zarządzający tymi funduszami, a nie ja.
A nie chciałby pan być posiadaczem tych akcji? Prof. Leszek Balcerowicz twierdzi, że potrzebna jest prywatyzacja spółek państwowych i zadośćuczynienie Polakom za skok na OFE, który miał miejsce w lutym 2014 r.
Byłbym - nazwijmy to - "platonicznym" posiadaczem tych spółek. Własność akcji przysługiwałaby OFE, a więc z uprawnień właścicielskich korzystaliby ich zarządcy - powszechne towarzystwa emerytalne (PTE). Wobec tego akcjonariat spółek nie byłby rozdrobniony. Należałby do elitarnego grona dziesięciu firm zarządzających OFE.
Zacznijmy jednak od tego, że "SKOK na OFE" to mit - zresztą bardzo szkodliwy.
Tak? To jak było z tym OFE?
OFE powołano pod koniec lat 90. Polska gospodarka i sami Polacy, podobnie jak wiele innych nacji w regionie, nie miała wystarczającego kapitału, który mógłby pomóc zakończyć proces transformacji gospodarczej.
Utworzenie OFE z wypracowywanych środków miało więc pomóc rozwijać się polskiej niedokapitalizowanej gospodarce. Powierzając część składki emerytalnej w zarząd prywatnym firmom - PTE, zastrzeżono, że tylko co dwudziesta złotówka może być inwestowana poza Polską.
Sytuacja zmieniała się jednak dość istotnie, kiedy wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, a w 2008 r. wybuchł na rynkach kryzys wywołany masową sprzedażą obligacji strukturyzowanych zabezpieczanych na kredytach hipotecznych wysokiego ryzyka.
Właściciele PTE wzmogli presję na zniesienie pięcioprocentowego limitu inwestycji zagranicznych, a Komisja Europejska w lipcu 2009 r. zwróciła się o zbadanie jego prawidłowości.
Trybunał Sprawiedliwości UE w grudniu 2011 r. zgodnie z literą traktatowej swobody przepływu kapitału orzekł, że limit należy zwiększyć, co mocno ograniczyło możliwość postrzegania OFE jako "rozrusznika" gospodarki. Wyrok był dla rządu miażdżący - nie można było zakazać wyprowadzania kapitału poza granice Polski.
Jak duże aktywa zainwestowano w papiery zagranicznych podmiotów?
Trybunał stwierdził, że co prawda OFE to nie tzw. prywatne pracownicze programy emerytalne, ale postanowił zastosować względem OFE limit 30 proc., właściwy takim prywatnym opcjom oszczędzania.
Czy tylko to przeważyło o losie OFE?
Rząd spodziewając się takiego wyniku sprawy, już w 2011 r. ograniczył składkę kierowaną do OFE, ważne było też nieuwzględnianie przez Eurostat środków w OFE jako aktywów publicznych, co formalnie zwiększało dług Polski.
Chodziło też o to, w jaki sposób fundusze inwestowały. OFE wykorzystywały tylko 1/3 możliwości inwestowania w akcje, decydując się przede wszystkim na lokowanie w obligacje, czerpiąc przy tym sowite prowizje za zarządzanie.
I co zrobiło państwo?
Państwo przejęło obligacje posiadane przez OFE, zakazując jednocześnie im inwestowania w obligacje.
Nigdy nie dyskutowano np. czy rozsądniejsze nie byłoby obniżenie niemal do zera prowizji z obligacji oraz wprowadzania obiektywnego wskaźnika gospodarczego jako punktu odniesienia.
Nie było zatem skoku na ubezpieczonych, co najwyżej na fundusze?
OFE to fundusz tworzony wyłącznie z publicznej daniny - składki emerytalnej. Publiczne środki były oddane w prywatny zarząd PTE, ale przez to nie stawały się prywatne. Pełną wartość umorzonych środków zapisano ubezpieczonym na subkontach, a państwo było uprawnione do zamiany sposobu zarządzania publicznymi aktywami. W 2014 r. straciły tylko PTE - w perspektywie pierwszych pięciu lat od reformy ok. 2,87 miliarda zł prowizji.
Dyskusja o tym, czy po 9 latach stan subkonta jest wyższy niż w OFE oraz czy lepiej mieć zobowiązanie państwa w postaci obligacji, zobowiązania emerytalnego na subkoncie, dotyczy ekonomicznej oceny tego czy innego instrumentu i nie ma wpływu na fakt, że mit "skoku na OFE" nie miał żadnego uzasadnienia prawnego. Nie może być mowy o motywowaniu zmian chęcią zadośćuczynienia komukolwiek - no, chyba że chcemy zadośćuczynić PTE.
A co z pomysłem powszechnej prywatyzacji państwowych spółek. Jest realny?
Przeświadczenie o konieczności utrzymywania publicznej własności nad częścią firm zostało mocno nadwątlone ścisłym uwikłaniem partyjnym tych spółek, przejmowaniem kontroli nad prasą lokalną czy wykorzystywaniem monopolistycznej pozycji do osiągania nadmiernych zysków w trudnych czasach. Ich prywatyzacja jest jakimś pomysłem, nad którym można się pochylić, ale nie jestem przekonany czy nie ma lepszych alternatyw. Taką nie są OFE.
Dlaczego nie OFE?
Dzisiaj tylko część ubezpieczonych ma konta w OFE, a oddanie własności spółek OFE nie byłoby rozproszeniem akcjonariatu. OFE są publicznymi funduszami, a uprawnienia właścicielskie wykonywałoby kilku prywatnych zarządców. Mało kto byłby zadowolony z takiej pseudoprywatyzacji.
Zatem los OFE jest już przesądzony? Powinno być zlikwidowane?
Zliberalizowanie uczestnictwa w OFE sprawiło, że wobec braku nowych członków będą wygasały i w kolejnych latach można spodziewać się ich dalszej konsolidacji. Brak nowych członków wynika jednakowo z awersji Polaków do ryzyka rynkowego, zakazu reklamy, ale jest również skutkiem mitu o "skoku na OFE".
Obywatele boją się "powtórki" z historii - choć nie powinni, bo gdyby nawet miała nastąpić, to oznaczałaby zapis wartości jednostek uczestnictwa z OFE na subkoncie. Ubezpieczeni nie byliby stratni, ale zasiany strach ma wielkie oczy.
Warto jednak podkreślić, że OFE spełniają dość istotną funkcję "kroplówki" środków do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w newralgicznym momencie, w którym na emerytury przeszedł powojenny wyż.
Co powinno się stać z zamrożoną ustawą rządową o likwidacji OFE?
Lepiej niech pozostanie w zamrażarce, ponieważ jest niezgodna z Konstytucją. Jej wprowadzenie oznaczałoby, że część osób, która w 2014 r. wybrała OFE, a będzie celowała w emeryturę minimalną, otrzyma "zwrot" publicznej składki na konta w IKE+. Jednocześnie i tak trzeba będzie dopłacać do ich emerytur. Takie naruszenie zasady równości nie wydaje się uzasadnione.
Element kapitałowy systemu emerytalnego ma sens jako odciążenie FUS. I na tym celu powinniśmy się skupić. Jak pokazał czas, próba nałożenia na fundusze zbyt wielu zadań nie powiodła się.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl