Ceny ropy naftowej poruszały się pod delikatną presją podaży przez większość wczorajszego dnia, ale gwałtowne spadki nastąpiły dopiero późnym popołudniem polskiego czasu, po publikacji amerykańskiego Departamentu Energii. Instytucja ta podała w swoim cotygodniowym raporcie, że zapasy ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadły o 12,6 mln baryłek do poziomu 405,2 mln baryłek. Jest to znacznie większa zniżka niż ta, której oczekiwano na rynku: spodziewano się spadku o 4,5 mln baryłek.
Co ciekawe, tuż po publikacji tego raportu - sprzyjającego stronie popytowej - notowania ropy wzrosły, jednak bykom wystarczyło siły na utrzymywanie wzrostów przez zaledwie kilka minut. Później notowania ropy gwałtownie zawróciły w dół. Zniżka zapasów nie była bowiem konsekwencją szczególnie dużego popytu na paliwa w USA, lecz raczej obniżonego importu ropy naftowej do Stanów Zjednoczonych.
Warto jednak zaznaczyć, że w jakimś stopniu sezonowy wzrost popytu jednak wpływa na sytuację dotyczącą zapasów paliw w Stanach Zjednoczonych. Trwa okres letnich wyjazdów, który tradycyjnie oznacza większy popyt na paliwa w tym kraju, co odzwierciedlone bywało już podczas wcześniejszych tygodniowych raportów Departamentu Energii. Jednocześnie, Stany Zjednoczone coraz śmielej zwiększają eksport ropy naftowej. W ostatnich dniach pojawiły się informacje o rekordowym czerwcowym eksporcie ropy do Indii, czyli kraju, który dotychczas czerpał największe ilości tego surowca z Bliskiego Wschodu, w tym również z Iranu.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI