Około 80 proc. rosyjskiej ropy naftowej oraz produktów ropopochodnych transportowanych jest przez wody należące do państw Unii Europejskiej oraz G7 (Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Japonia). Aż 60 proc. morskiego eksportu naftowego to transport przez Morze Bałtyckie. Pomimo sankcji, jakimi państwa koalicji zachodniej obłożyły Rosję, ta wciąż zarabia na ropie, skutecznie omijając restrykcje. Wykorzystuje do tego tankowce należące do tzw. floty cienia.
Niemal dokładnie rok temu o tym, jak niebezpieczne są statki "pracujące" na rzecz Rosji, pływające po Bałtyku, mówił premier Donald Tusk.
Problem - i mówię to jako człowiek, który się urodził nad Bałtykiem i dla którego Bałtyk jest czymś naprawdę bardzo ważnym - ochrony środowiska, to nie jest pretekst, żeby zatrzymać te statki przed wpłynięciem na Bałtyk. Bałtyk jest zagrożony z powodu Rosji i to na wielu poziomach, jeśli chodzi o kwestie ochrony środowiska - stwierdził szef rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielka Brytania i kraje Unii Europejskiej od dawna zapowiadają z nimi walkę. Zwycięstw na tym polu - jak dotąd - było jednak jak na lekarstwo.
Specjalna grupa od blisko roku opracowuje działania, które pozwolą ścigać i wyeliminować statki umożliwiające Rosji omijanie sankcji oraz działania szpiegowskie. Dlaczego spektakularnych efektów brak? To niełatwa batalia, bo swobodną żeglugę gwarantuje międzynarodowe prawo morskie. A podjęcie działań na granicy przepisów lub łamiących dotychczasowe zasady transportu morskiego może się szybko zemścić.
Wykryty i zatrzymany. Estończycy pokazują, że można
Część krajów zmieniło swoje prawo tak, aby skuteczniej walczyć ze statkami widmo. Przed tygodniem parlament Estonii uchwalił ustawę, która przyznała marynarce tego kraju prawo do użycia siły przeciwko statkom na Morzu Bałtyckim, jeśli okaże się, że stanowią zagrożenie dla ich bezpieczeństwa narodowego.
Estonia, która w ostatnim czasie kilkukrotnie mierzyła się z przerwaniem podmorskich kabli energetycznych łączących kraj m.in. z Finlandią, zwróciła się do NATO o rozmieszczenie na Morzu Bałtyckim "floty odstraszającej". Sama zaostrzyła działania prewencyjne. Jak poinformowała Estońska Administracja Transportu, od czerwca skontrolowała dokumenty 458 statków, przeprowadzono również inspekcje siedmiu statków na kotwicowiskach. Dzięki temu udało się wykryć kolejne fałszerstwa i nieprawidłowości.
Zatoka Fińska to jeden z kluczowych rejonów operowania floty cienia obsługujących rosyjskie naftoporty, w tym główny port Ust-Ługa. Jak przekazał minister spraw zagranicznych Estonii Margus Tsahkna, ok. 50 proc. handlu objętego sankcjami, w tym rosyjską ropą naftową, odbywa się właśnie przez Zatokę Fińską.
Zaledwie kilka dni temu władze Estonii zatrzymały płynący właśnie do rosyjskiego portu Ust-Ługa statek Kiwala, który okazał się jednostką objętą sankcjami Kanady, Unii Europejskiej, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii.
Nie było wątpliwości, że należał do floty cienia i zajmuje się transportem rosyjskiej ropy naftowej. Estońskie służby znalazły ponad 40 uchybień, w tym te związane z kwestią przynależności statku, co samo w sobie jest naruszeniem prawa morskiego - stwierdza w rozmowie z money.pl dr Damian Szacawa, adiunkt w Instytucie Stosunków Międzynarodowych UMCS oraz starszy analityk w Zespole Bałtyckim Instytutu Europy Środkowej w Lublinie.
Według rejestru statek miał być zarejestrowany w Dżibuti, ale tamtejszy operator poinformował w oświadczeniu, że już został wykreślony z rejestru. Okazał się "bezpaństwowcem". Jak poinformował Kristjan Truu, dyrektor Departamentu Morskiego, spośród 40 uchybień 29 było istotnych i stanowiło podstawę zatrzymania statku. "Większość z nich - łącznie 23 - dotyczyła dokumentacji, podczas gdy pozostałe braki dotyczyły wdrożenia systemu zarządzania bezpieczeństwem statku, przygotowania załogi na różne sytuacje awaryjne na pokładzie statku oraz kwestii technicznych" - przekazał urząd.
Statek nie ma państwa bandery, co oznacza, że nie podlega jurysdykcji żadnego ustawodawstwa krajowego. Estonia skorzystała ze swoich praw i zobowiązań międzynarodowych, aby skontrolować statek bezpaństwowy - wyjaśnił Truu.
Kapitan i załoga z Chin
Choć władzom Estonii udało się upolować statek widmo i dokonać jego zatrzymania, to zdaniem dr Szacawy problemy dopiero się zaczną. Obecnie Kiwala jest zakotwiczona w zatoce Muuga i pozostaje pod nadzorem estońskiej marynarki wojennej.
Jak podał "The Moscow Times", tankowiec należał do Tirad Shipping, spółki zarejestrowanej na Mauritiusie, której flota składa się wyłącznie z Kiwali. Wcześniej należał do tureckich i indyjskich firm żeglugowych.
Kapitanem miał być obywatel Chin, a większość 24-osobowej załogi pochodziła z Chin i Mauretanii.
W tym przypadku sprawa okazała się klarowna, to jednostka należąca do floty cienia, ale pojawią się kolejne problemy. Pytanie, kiedy zatrzymany statek opuści port, kto pokryje koszty jego cumowania w porcie, kto go zarejestruje i na czyj koszt będzie naprawiany. I w końcu - czy władze Estonii będą w stanie wyegzekwować zwrot kosztów - zaznacza dr Szacawa.
Jak przypomina Damian Szacawa, Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza daje podstawową wolność statkom w postaci swobody tzw. nieszkodliwego przepływu. Mało tego, w razie zgłaszanej awarii występuje obowiązek udzielenia pomocy takiej jednostce z wpuszczeniem jej do portu włącznie.
KE stworzyła już narzędzia do kontrolowania przepływających przez jej terytorium statków. Uderzyła również w ubezpieczenia i certyfikację statków. Bez uzyskania certyfikatu zdolności żeglugowej nie ma możliwości zakupu ubezpieczenia i uzyskania zgody na wpływanie do portów. Zgodnie z prawem morskim brak tego ubezpieczenia automatycznie uniemożliwia transport. Jednak ta kontrola możliwa jest w portach i bardzo trudna na morzu.
Inne rozważane propozycje obejmują wykorzystanie prawa międzynarodowego do przejmowania statków z powodów "środowiskowych" lub piractwa.
Jak ocenia nasz rozmówca, kwestia piractwa jest regulowana przez konwencje międzynarodowe - możliwe jest wejście na pokład i dokonanie inspekcji.
- Inna kwestia to jest zmiana interpretacyjna, która pozwalałaby na rozszerzenie kwestii zagrożenia środowiskowego o klauzulę prewencyjną. To jednak delikatna kwestia, która pociągnęłaby za sobą kolejne konsekwencje. Po pierwsze, zatrzymując taki statek, dane państwo miałaby być gotowe na przedstawienie mocnych argumentów na forum międzynarodowym, bo z pewnością spotkałoby się, że skargą właścicieli. To miecz obosieczny. Można sobie wyobrazić, że z tego samego powodu statki mające bandery europejskie mogłyby być zatrzymywane np. przez Rosję na innych obszarach morskich - tłumaczy dr Szacawa.
Mimo tego państwa zachodnie, w tym Polska, zacieśniają współpracę w ramach obecnych przepisów. Dodatkowo z inicjatywy Warszawy na Bałtyk mają wypłynąć wspólne patrole w ramach "Navy Policing". Pomysł poparły między innymi władze Litwy i Estonii. Premier Donald Tusk zaproponował również, że Polska wspomoże Danię w sprawie obłożenia floty cienia zakazem wpływu na Bałtyk.
W walkę z rosyjską flotą cienia potencjalnie włączyć może się również USA. Na początku kwietnia Fox News poinformowała, że prezydent USA Donald Trump jest rozczarowany postawą Władimira Putina, który według niego opóźnia negocjacje dotyczące zawieszenia broni w Ukrainie. Miał zagrozić cłami na rosyjską ropę. Administracja USA ma rozważać również wprowadzenie surowych sankcji celowanych właśnie we flotę cienia". Restrykcje miałby dotknąć nielegalne transporty ropy przez Bałtyk.
- Nieprzewidywalność i zmienność decyzji Donalda Trumpa nie pozwala ocenić wiarygodności tych gróźb. Z pewnością USA mają jednak narzędzia do tego, aby jeszcze skuteczniej wpływać na właścicieli statków, jak i państw bander, które ułatwiają obchodzenie sankcji. Sama groźba sankcji wtórnych na odbiorców działa odstraszająco - stwierdza Damian Szacawa.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl