"Chciałbym najszczerzej przeprosić". Prezes Emirates przyznaje się do błędu
"Ten tydzień był dla linii Emirates jednym z najtrudniejszych pod względem operacyjnym" - pisze sir Tim Clark, prezes linii lotniczych Emirates, w liście otwartym. Przyznaje, że reakcja na paraliż lotniska w Dubaju była "daleka od doskonałości". Pasażerowie jeszcze przez kilka dni skarżyli się na chaos.
We wtorek 16 kwietnia na Zjednoczone Emiraty Arabskie spadły największe opady deszczu od 75 lat. Ulice Dubaju spłynęły wodą, która unieruchomiła setki samochodów porzucanych przez właścicieli. Sparaliżowane zostało lotnisko w Dubaju, odwołano dziesiątki przylotów, wstrzymano odprawy pasażerów odlatujących.
W Dubaju trwa szacowanie strat, a skutki ulewnego deszczu na lotnisku odczuwane były jeszcze przez kilka dni. Polscy pasażerowie, którzy utknęli w jednym z największych lotniczych hubów na Bliskim Wschodzie, mówili o chaosie.
- Dziś odleciał do Warszawy w połowie pusty samolot, a naszych bagaży nie ma. Po 27 godzinach czekania na lotnisku linie proponują nam lot powrotny dopiero 23 kwietnia - relacjonowała PAP w piątek Nina, jedna z pasażerek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto co kryje największy samolot pasażerski na świecie
Paraliż w Dubaju. Problemy tysięcy pasażerów
"Wiemy, że nasza reakcja była daleka od doskonałości.Zdajemy sobie sprawę i rozumiemy frustrację naszych klientów wynikającą z zatorów, braku informacji i zamieszania w terminalach. Przyznajemy, że długie kolejki i czas oczekiwania są nie do przyjęcia" - przyznaje Tim Clark w swoim liście otwartym.
Wylicza, że w ciągu trzech kolejnych dni przewoźnik musiał odwołać 400 rejsów i opóźnić wiele kolejnych. Regularność rejsów Emirates została przywrócona dopiero w sobotę 20 kwietnia. Powołano grupę zadaniową do sortowania, lokalizowania i wysyłania około 30 tys. sztuk bagaży, które zostały na lotnisku w Dubaju.
Tim Clark pisze też o zabezpieczeniu do tej pory "ponad 12 tys. pokoi hotelowych w Dubaju", wysłaniu 100 wolontariuszy do hali terminala, wydaniu "250 tys. bonów na posiłki", a także "większych ilości wodny pitnej i koców".
Wstrzymane loty z Dubaju. Skutki paraliżu po ulewach
Ulewne deszcze spowodowały nie tylko konieczność odwołania startów i lądowań z powodu trudnych warunków pogodowych. Zalane ulice uniemożliwiły dotarcie na lotnisko pasażerom, ale również personelowi pokładowemu, pilotom, pracownikom obsługi naziemnej, a także dostawom cateringu.
Podjęto decyzję o wstrzymaniu odprawy na rejsach wylotowych z Dubaju, aby "rozładować" kolejki tych, których podróż już się rozpoczęła i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oczekiwali na przesiadkę.
"W celu uwolnienia zasobów, aby w pierwszej kolejności zarządzić potrzebami klientów, na których sytuacja miała największy wpływ, musieliśmy zawiesić odprawę pasażerów wylatujących z Dubaju, wprowadzić embargo na sprzedaż biletów i tymczasowo wstrzymać ruch pasażerów przesiadkowych z naszej siatki połączeń do Dubaju" - napisał Tim Clark.
Szef linii lotniczych Emirates przekonuje, że firma "wyciągnęła wnioski z ostatnich kilku dni, aby naprawić sytuację i ulepszyć nasze procesy". I choć od soboty rejsy w rozkładzie odbywają się już regularnie, to skutki wtorkowej ulewy będą jeszcze odczuwalne.
"Nadrobienie zaległości w zakresie przebookowanych pasażerów i bagażu zajmie nam jeszcze kilka dni, dlatego prosimy naszych klientów o cierpliwość i wyrozumiałość" - czytamy dalej.
oprac. Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl