Chiny wymierzyły cios w USA. Cła uderzą w wrażliwy politycznie sektor
Chiny odpowiedziały na amerykańskie cła ogłoszone przez Donalda Trumpa. - Pekin reaguje stanowczo, aby zachować twarz, ale stara się nie eskalować konfliktu - komentuje Maciej Kalwasiński, analityk OSW. To jednak nie musi być ostatnie słowo. Chińczycy mają cały wachlarz narzędzi ofensywnych.
Donald Trump ogłosił w środę cła na cały świat, w przypadku Chin wynoszą one 34 proc. i mają wejść w życie 9 kwietnia. Chiny obciążają nałożone już wcześniej 20-proc. cła związane z fentanylem oraz kontynuacja ceł z tzw. sekcji 301 ustawy o handlu Stanów Zjednoczonych na import z zagranicy, których stawka wynosiła około 11 proc. pod koniec 2024 roku. Wraz z ogłoszonymi w środę taryfami łączna efektywna stawka ceł na chiński import wyniesie około 65 proc. - wyliczają analitycy banku Citi.
Pekin zareagował na cios z Waszyngtonu w piątek.
Chiny odpowiedziały nałożeniem symetrycznych ceł w wysokości 34 proc. na import z USA. - Rozszerzyły również ograniczenia dot. eksportu metali ziem rzadkich oraz dodały po kilkanaście amerykańskich spółek na listy: kontroli eksportu oraz "podmiotów niezaufanych" - wylicza w rozmowie z money.pl Maciej Kalwasiński, główny specjalista w Zespole Chińskim Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jak poinformowało Chińskie Ministerstwo Finansów, nowe cła na wszystkie towary importowane ze Stanów Zjednoczonych zaczną obowiązywać od 10 kwietnia.
Pekin odpowiada stanowczo, aby zachować twarz, ale stara się nie eskalować konfliktu - komentuje analityk OSW.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odcinek 6 - Analizuj, nie zgaduj - wykorzystanie danych w strategii marketingowej.
Niepierwsza wymiana ciosów
Wojna handlowa Trumpa z Chinami trwa od dłuższego czasu. Nowe cła odwetowe to kolejny jej etap. Przypomnijmy, że 4 lutego Trump ogłosił 10-procentowe cła na towary importowane z Chin. Pekin odpowiedział wówczas ogłoszeniem 15-proc. taryf na węgiel i LNG sprowadzane ze Stanów Zjednoczonych oraz 10-proc. stawki na 72 grupy produktów, w tym na ropę, samochody o dużej pojemności silnika i maszyny rolnicze.
Dodatkowo Chiny uderzyły również punktowo w amerykańskie firmy. Wszczęto postępowanie antymonopolowe wobec Google'a, a dwie inne amerykańskie spółki trafiły na "listę podmiotów niezaufanych".
Przy ostatniej rundzie odwetowej Chiny wprowadziły utrudnienia prawne oraz uruchomiły dochodzenie antymonopolowe przeciwko firmom amerykańskim obecnym na chińskim rynku. Teraz Chiny dodały 11 nowych firm amerykańskich na "czarną listę", w tym np. producentów dronów, a 16 na listę firm, które nie będą mogły eksportować produktów podwójnego zastosowania - tłumaczy Dominik Kopiński, starszy doradca w zespole gospodarki światowej Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jak zaznacza, chińska odpowiedź, której pierwszy etap zobaczyliśmy w piątek, najprawdopodobniej będzie wielopoziomowa – mało prawdopodobne, by ograniczyła się wyłącznie do ceł odwetowych.
Pekin przygotowywał się na kolejne kroki ze strony USA, ale ostanie taryfy okazały się dużo wyższe, niż się spodziewano - zaznacza Maciej Kalwasiński.
- Chiny przygotowywały się na konflikt handlowy, ale na inny, niż teraz ma miejsce. Szeregiem inwestycji ograniczyły zależność i zbudowały w wielu sektorach samodzielność. To, czego do tej pory nie zrobiły, to nie ograniczyły zależności od popytu zagranicznego, który wspiera ich wzrost gospodarczy. Wpływ eksportu w gospodarce chińskiej jest najwyższy od 2-3 dekad. Dlatego oprócz retorsji, Pekin musi uruchamiać również narzędzia adaptacyjne, które osłonią kraj przed skutkami wprowadzonych przez Trumpa ceł - zaznacza analityk.
Co jeszcze mogą zrobić Chiny
Chociaż piątkowa odpowiedź Pekinu była symetryczna wobec nałożonych przez Trumpa ceł, Chiny mają w zanadrzu cały wachlarz dodatkowych działań, które zabolałyby USA. - Mogą wziąć na radar kolejne precyzyjnie wybrane amerykańskie firmy, mogą redukować eksport kluczowych towarów i surowców, mogą również podwyższyć cła na konkretne produkty sprowadzane z USA - wylicza Maciej Kalwasiński.
Chiny już zaostrzyły kontrolę eksportu materiałów kluczowych dla amerykańskiej produkcji półprzewodników, takich jak gal i german, czy minerały krytyczne jak wolfram. W piątek dodano do nich siedem rodzajów produktów opartych na pierwiastkach ziem rzadkich, w tym samaru, gadolinu i terbu. Tę listę można poszerzyć o kolejne metale ziem rzadkich, jak choćby stosowany do produkcji kondensatorów elektrolitycznych tantal.
Narzędziem presji jest dalsze ograniczenie wywozu surowców krytycznych, od których USA są w dużym stopniu uzależnione np. grafitu czy metali ziem rzadkich, kluczowych choćby dla przemysłu zbrojeniowego i zielonych technologii - zaznacza Dominik Kopiński z PIE.
Jak przypomina Maciej Kalwasiński z OSW, choć surowce można pozyskiwać z wielu miejsc na świecie, to właśnie Chiny mają rozwiniętą bazę przemysłową do ich przetwarzania, z której USA korzystają. - Ograniczenia w na tym polu byłyby bardzo odczuwalne dla Ameryki - zaznacza.
Miękkie podbrzusze USA?
Eksperci tłumaczą, że 34-procentowe cła, które nałożyły Chiny, mogą być szczególnie niewygodne dla amerykańskiego rolnictwa. To sektor wrażliwy politycznie. Jak ocenia Dominik Kopiński z PIE, zwłaszcza cios w import produktów rolnych, jak soja, wołowina, wieprzowina z "czerwonych" stanów, a więc Iowa, Illinois, Minnesota, tradycyjnie wspierających Partię Republikańską, może być dotkliwy. Chiny zablokowały także import sorgo i drobiu od kilku amerykańskich firm z uwagi na problemy fito-sanitarne - zwraca uwagę analityk PIE.
Państwo Środka jest największym importerem soi na świecie. Jest też dużym importerem mięsa, w tym drobiu, wołowiny i wieprzowiny. Duża część tych produktów pochodzi właśnie z USA.
- Cła czy ograniczenia importu przez Chiny byłyby ciosem w istotną grupę interesu w newralgicznych stanach USA. Uderzenie w taki sektor bije w nastroje polityczne w USA, co przekłada się na wyniki wyborcze. Warto zaznaczyć, że Chiny mają możliwość dywersyfikować dostawy z USA zakupami w innych krajach - komentuje Maciej Kalwasiński z OSW.
Chiny mają również inne narzędzia wpływu. Odgrywają istotną rolę w finansowaniu długu publicznego Stanów Zjednoczonych poprzez zakup amerykańskich obligacji skarbowych. Według danych podanych przez "Financial Times" ich wartość w 2024 r. sięgała 759 mld. dol. Mimo że w porównaniu do roku poprzedniego spadła o 57 mld dol., Chiny wciąż mają istotny wpływ na rynek długu amerykańskiego.
- Teoretycznie w grę wchodzi również osłabianie juana, które mogłaby zneutralizować część efektów ceł poprzez poprawę konkurencyjności chińskiego eksportu. Jednak takie działanie wiązałoby się z dużym ryzykiem. Mogłoby doprowadzić do paniki na rynkach finansowych, a nawet do odpływu kapitału z Chin, więc jest to mniej prawdopodobne - ocenia Dominik Kopiński.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl