– Z niepokojem dowiedziałem się, że francuskiemu badaczowi podróżującemu na konferencję w pobliżu Houston odmówiono wjazdu do Stanów Zjednoczonych, a następnie go wydalono – poinformował francuski minister szkolnictwa wyższego i badań naukowych Philippe Baptiste.
Decyzja o zawróceniu badacza miała zostać podjęta po tym, jak amerykańskie służby znalazły w jego telefonie prywatną konwersację, jaką prowadził z kolegami. "Wyraził niepochlebne opinie na temat polityki administracji Trumpa dotyczącej nauki" - informuje francuski dziennik "Le Monde". O sprawie napisał też amerykański "The New York Times".
Naukowiec miał krytykować decyzje administracji prezydenta USA dotyczące m.in. cięć budżetowych na naukę i ograniczenia zakresu tematycznego badań finansowanych publicznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według źródeł amerykańskie służby miały określić treść wiadomości jako "nienawistne i spiskowe", a nawet sugerować, że mogą one być uznane za przejaw terroryzmu. Sprzęt badacza został skonfiskowany, a on sam został odesłany do Europy. W ramach wszczętego dochodzenia FBI ostatecznie "zarzuty zostały wycofane" - opisuje dziennik.
Francuskie MSZ przypomniało, że USA mają suwerenność w kwestii tego, czy i których cudzoziemców wpuścić do kraju, jednak podkreśliło swoją "determinację w promowaniu wolności wypowiedzi" i dodało, że "ubolewa nad tą sytuacją".
Wolność opinii, wolne badania naukowe i wolność akademicka to wartości, których będziemy nadal z dumą bronić. Będę bronił prawa wszystkich francuskich naukowców do tego, by pozostali im wierni - oświadczył Philippe Baptiste.
Turyści z Niemiec padli ofiarą decyzji Trumpa
To nie pierwsza sytuacja z ostatnich miesięcy, w której Europejczyk nie zostaje wpuszczony do Stanów Zjednoczonych w kontrowersyjnych okolicznościach. Dwójka Niemców w lutym chciała przekroczyć granicę amerykańsko-meksykańską. Zostali zatrzymani na kilka tygodni, nie podano im powodów tej decyzji, a następnie zostali zmuszeni do powrotu do swojego kraju.
Padli ofiarą systemu, który dostosowuje się do polityki prezydenta Donalda Trumpa - tak o sprawie pisały niemieckie i amerykańskie media.
Jak podawał "The New York Times", 29-letnia Jessica Brösche była przetrzymywana przez amerykańskie służby przez 46 dni, a 25-letni Lucas Sielaff przez 16 dni. Zostali zatrzymani - każde z nich osobno - na przejściu granicznym między San Diego a Tijuaną.
Mówili, że odmówiono im wjazdu do USA i przetransportowano do zatłoczonego ośrodka zatrzymań. Oboje zostali ostatecznie zmuszeni do powrotu do Niemiec - jak podkreślili - bez jasnego komunikatu, dlaczego w ogóle zostali zatrzymani.
Akcja deportacyjna w USA
Donald Trump już podczas kampanii wyborczej zapowiedział, że zamierza deportować migrantów przebywających nielegalnie na terenie Stanów Zjednoczonych. Jego plan obejmuje wszystkie narodowości, w tym także Polaków.
Na początku lutego Wirtualna Polska podała, że na liście deportacyjnej, przygotowanej przez U.S. Immigration and Customs Enforcement (ICE) w listopadzie 2024 roku, znajduje się dokładnie 2303 Polaków. Są to osoby, wobec których sędzia imigracyjny wydał ostateczny nakaz deportacji.
Po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa rozpoczęły się zatrzymania oraz akcje deportacyjne. Amerykańskie służby koncentrują się głównie na osobach, które od dłuższego czasu przebywają w USA bez legalnego statusu.
Jednak już po dwóch miesiącach prezydentury Trumpa zaczęły się realizować scenariusze, przed którymi ostrzegali eksperci i wielu komentatorów. Pojawiły się pierwsze ofiary tej polityki oraz systemu, który próbuje się do niej dostosować.