Gorączka złota w Niemczech. Ludzie jadą nawet 600 kilometrów, żeby znaleźć kruszec
Do Schwarzwaldu na południowym zachodzie Niemiec zjeżdżają entuzjaści, którzy chcą spróbować swoich sił w poszukiwaniu złota - donosi serwis n-tv.de. W regionie są organizowane nawet specjalne kursy dla poszukiwaczy. Fortuny na złocie zbić się jednak nie da, bo jest go za mało.
- Złoto nie straciło nic ze swojego mitu - mówi w rozmowie z serwisem geolog Michael Leopold, który w Schwarzwaldzie prowadzi kursy poszukiwania złota. I od razu zastrzega, że choć ludzie spodziewają się bryłek wielkości kurzych jaj, to znaleziska są zwykle bardzo małe i nie przyniosą fortuny.
Do Bad Herrenalb w północnym Schwarzwaldzie przyjeżdżają ludzie nawet z drugiego krańca Niemiec - z Kilonii, która leży niedaleko granicy z Danią. Miejscowości te dzieli 625 km w linii prostej, choć nie tylko w Schwarzwaldzie trwają poszukiwania cennego kruszcu. To samo dzieje się w wielu regionach kraju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto zapłaci akcyzę za elektryki? Adam Sikorski w Biznes Klasie.
Kiedy uczestnik kursu znajduje coś błyszczącego i krzyczy, że stał się bogaty, instruktor studzi emocje. Nie wszystko, co się świeci, jest złotem - relacjonuje serwis n-tv.de. Poszukiwacze trafiają często na tak zwane złoto głupców, czyli piryt - bardzo powszechny minerał.
Pomysł na hobby, nie na zbicie fortuny
20 lat temu emeryt z Turyngii wywołał poruszenie, gdy podczas spaceru po lesie znalazł w strumieniu w górnej dolinie Schwarzatal samorodek, który miał ponad 2 centymetry długości i ważył 9,64 grama. W tamtym czasie mówiło się, że jego wartość kolekcjonerska wynosi około 1,5 tys. euro. Z drugiej strony, wartość materialna wynosiła wówczas mniej niż 100 euro.
Zwykle jednak poszukiwacze znajdują znacznie mniejsze drobinki. O ile w ogóle znajdą złoto. Z analiz laboratoryjnych znalezisk wynika bowiem, że ludzie często trafiają na miedź, kwarc, arsen, kamienie półszlachetne czy żużel. Poszukiwania więc można traktować głównie jako hobby.