W ciągu ostatniej dekady tak wielu Polaków jeszcze nigdy nie umierało. Średnio każdy kolejny tydzień roku przynosił od 7 do 8 tys. zgonów. Raz więcej, raz mniej, zwykle właśnie tyle. W ciągu dekady tylko trzy razy wskaźniki wyskoczyły ponad próg 10 tys. zgonów w ciągu 7 dni. I działo się to tylko zimą. To już jednak historia. Bo próg ten przebijamy już w kolejnym, czwartym tygodniu.
Świadczą o tym dane, które ma money.pl.
Jak wynika z naszych informacji, od 26 do 1 listopada umarło w Polsce aż 14 tys. osób. To nowy tygodniowy rekord z ostatnich 10 lat.
Na przełomie września, października i listopada tylu Polaków nie umarło w tym okresie nigdy. Rok temu zgonów w tym czasie było dwa razy mniej. I to warto podkreślić.
14 tys. to aż o 2 tys. osób więcej niż wynikało ze wstępnych danych, które publikowaliśmy 2 listopada. Skąd ta różnica?
Statystyki opierają się na dacie zgonu, a nie na dacie sporządzenia aktu zgonu przez urząd stanu cywilnego. Żeby jednak zgon pojawił się w danych, musi być sporządzany ten dokument. A zwykle od samego zgonu do zgłoszenia tego faktu w USC mija kilka dni.
I stąd tak gigantyczna różnica. A to oznacza, że każdego dnia tamtego tygodnia umierało ponad 2 tys. Polaków, a w każdej godzinie około 83 osoby.
Mamy też najświeższe dane. Już teraz wiemy, że w ubiegłym tygodniu (czyli od 2 do 8 listopada) umarło w Polsce kolejne 10 tys. osób. I na tym ten wskaźnik się niestety nie zamknie. Dlaczego? Wszystko właśnie przez sposób aktualizacji danych i zgłaszania zgonów. Jeszcze w poniedziałek, we wtorek i w środę rodziny zmarłych będą zgłaszać utratę bliskich w ubiegłym tygodniu. Teoretycznie, według przepisów, mają na to właśnie trzy dni. Przy chorobie zakaźnej (takiej jak COVID-19) jest to już tylko jeden dzień.
Choć na wykresie widać spadek, to dopiero najbliższe dni zweryfikują, czy są powody, by mieć nadzieję na poprawę sytuacji. I tak nieustanie przebijamy poziom z minionych lat.
Czytaj także: Koronawirus. Pomoc od Niemców jednak potrzebna. Polskie szpitale już tworzą listy z prośbami
Jak wynika z analizy money.pl, od 36 tygodnia 2020 roku (czyli od 31 sierpnia) do dziś urzędy stanu cywilnego wystawiły ponad 96,5 tys. aktów zgonu. W ubiegłym roku w tym samym czasie było to 75 tys. aktów zgonu. Nadwyżka wynosi więc już 21,5 tys.
Jednocześnie warto zauważyć, że od 31 sierpnia Ministerstwo Zdrowia poinformowało o niespełna 6 tys. zgonów wywołanych COVID-19 i chorobami współistniejącymi. A to oznacza, że w Polsce mamy około 15 tys. ukrytych ofiar epidemii.
Dane schowane w Rejestrze Stanu Cywilnego pokazują, że to właśnie epidemia jako taka zabija o wiele więcej Polaków, niż nam się wydaje. I pośrednio (np. przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy dostęp do lekarzy lub po prostu strach przed medykami), i bezpośrednio (przez wirusa i chorobę, którą wywołuje).
Przyczyny zgonu nie są określone w danych - ale trudno sytuacji nie wiązać z trwającą właśnie walką z wirusem. Jednocześnie warto zaznaczyć, że nie każdy dodatkowy zgon to wina koronawirusa w organizmie. Wina epidemii jest jednak bezsprzeczna.
Przy małej liczbie wykonanych testów to właśnie zanotowana liczba zgonów w całym kraju jest wskazówką, jak bardzo epidemia się rozwinęła. I czy nie ma jej dodatkowych efektów.
We Włoszech oficjalne statystyki zgonów przez koronawirusa nijak mają się do liczby wszystkich odnotowanych zgonów w tym samym okresie. W trakcie epidemii umierało tam więcej osób, ale nie wszystkie były kwalifikowane jako nosiciele wirusa. Dlaczego? Mówiąc brutalnie: nie każdy dożył dnia przeprowadzenia testu. Niektórzy umierali również samotnie w domu, a później nie mieli przeprowadzanych badań. Niektórzy umierali też właśnie przez problem ze służbą zdrowia.
Gdy służba zdrowia funkcjonuje prawidłowo, śmiertelność COVID-19 wynosi zaledwie kilka procent - około 2,5 proc. Gdy tylko służba zdrowia staje, śmiertelność wirusa wzrasta o 5-10 razy.
Dane za wszystkie tygodnie tego roku udostępniło money.pl jeszcze pracujące Ministerstwo Cyfryzacji, a wygenerowane zostały z Rejestru Stanu Cywilnego. Arkusz kalkulacyjny podpisany jest jako stworzony przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Do tego zebraliśmy informacje z ostatniej dekady - za Polskim Instytutem Ekonomicznym (również na podstawie tego samego rejestru).
Jak wynika z informacji money.pl, działające przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ex-Ministerstwo Cyfryzacji planuje udostępniać dane dot. liczby wydanych aktów zgonu na portalu rządowym - dane.gov.pl. Mają tam trafiać o wiele częściej, niż to się dzieje w tej chwili.
Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało szczegółową analizę danych z USC. Do informacji money.pl odnosił się już dwa razy minister zdrowia Adam Niedzielski.
- To nie są liczby, to są historie prawdziwych osób, które od nas odchodzą - zwracał uwagę minister zdrowia. - Cały czas apeluję, że żebyśmy kiedyś mogli spędzać czas razem, teraz musimy spędzać go osobno. Mam nadzieję, że to przemawia do nas wszystkich – dodał w programie "Money. To się liczy".
O sprawie mówił także podczas jednej z konferencji prasowych.
- Jeśli chodzi o kwestie zgonów, to przyjęliśmy zasadę ochrony specjalizacji, które są szczególnie istotne dla systemu ochrony zdrowia. Szpitale czy jednostki medyczne o szczególnym znaczeniu, jak: kariologia, psychiatria, onkologia nie są objęte obowiązkiem przekazania łóżek dla pacjentów z COVID-19 - przekonywał minister zdrowia. I jego zdaniem to uchroni część osób przed śmiercią z powodu niedostatecznej opieki lekarskiej.
- Obserwujemy wstrzymywanie się pacjentów przed korzystaniem ze służby zdrowia. Apeluję, by nie przerywać leczenia, kontynuować leczenie, odwiedzać POZ - podkreślał.