To jest artykuł w ramach 2. edycji akcji #moneypomaga. Prowadzisz biznes turystyczny? Zgłoś swoją firmę i wypromuj ją na łamach money.pl. Szczegóły akcji znajdziesz tutaj.
Karczma Olza w Istebnej jest położona niedaleko miejsca, w którym łączą się trzy szlaki turystyczne prowadzące z Czech, Polski i Słowacji. To tzw. trójstyk. Państwo Cieślarowie w jej budowę włożyli dużo serca. Można to zauważyć od razu, kiedy tylko urokliwy budynek, zbudowany z bali świerków w stylu góralskim, wyłoni się zza wzniesienia. W okolicy jest wszystko, za co turyści kochają polskie góry.
- Karczma Olza to zwieńczenie marzeń moich i mojego męża Piotra, miejsce tworzone z wielkim sentymentem - mówi Bernadeta Cieślar. - To właśnie tutaj lata temu wypasaliśmy krowy z dziadkiem, piekliśmy świeżo wykopane ziemniaki w ognisku i zbieraliśmy grzyby. Pamiętam ten smak "pieczoków", uczucie szczęścia i spokoju. Teraz jesteśmy w tym samym miejscu i chcemy realizować tu nasze marzenie – wspomina.
Bernadeta Cieślar wyjechała do Anglii prawie 20 lat temu. Jako świeżo upieczona absolwentka studiów ekonomicznych wybrała się na wakacje, żeby podszkolić język. Została tam 18 lat. W międzyczasie przyjechał do niej wtedy jeszcze narzeczony Piotr i zaczęli długi angielski etap swojego życia.
Bernadeta robiła karierę w korporacji, a jej mąż założył firmę budowlaną. Pojawiły się dzieci. Mimo tego, że przez kilkanaście lat ich domem był Londyn, nie przestali tęsknić za rodzinnymi stronami. W Anglii powstał pomysł karczmy w rodzinnych stronach.
Wieści z odległych Chin nie zakłóciły otwarcia
Budowę zaczęli od razu po powrocie do Polski w 2018 roku. Koszt prac został w większości pokryty z oszczędności państw Cieślarów. Karczma Olza przyjęła pierwszych gości w styczniu 2020 roku.
Na turystów czekały dwie sale restauracyjne oraz 40 miejsc noclegowych w standardzie hotelowym. Przygotowania samego startu lokalu pochłonęły ponad pół miliona złotych.
- Na koniec 2020 roku mieliśmy wychodzić już na zero - wspomina swoje wyliczenia Bernadeta Cieślar.
- Pierwsze wieści o COVID-19 dotarły do nas w styczniu, było to w odległych Chinach i myśleliśmy, że egzotyczny wirus nigdy nie przyjdzie do Europy. W końcu inne wirusy SARS i MERS nie były epidemiami na taką skalę - opowiada. Burzą w zagranicznych mediach się nie przejęła.
Przez pierwsze dwa miesiące działalności obiekt świetnie funkcjonował. Jest położony w bliskim sąsiedztwie popularnych stoków narciarskich Złoty Groń, Zagroń Istebna oraz Nartus. To bardzo popularne wśród turystów okolice. Przyszedł marzec, tradycyjnie wyciszenie w branży turystycznej. Dlatego też pierwsze informacje o zakażeniach w Polsce nie brzmiały jeszcze na tyle groźnie.
– Nie martwiliśmy się za bardzo tymi wiadomościami, nikt chyba nie wiedział, że sytuacja tak się potoczy. Żyliśmy jeszcze otwarciem i snuliśmy plany na przyszłość. Planowaliśmy Święta Wielkanocne i układaliśmy strategię marketingową – mówi Bernadeta Cieślar.
Niestety epidemia pokrzyżowała wszystkim plany: i te wielkanocne, i te bożonarodzeniowe. W dniu wejścia w życie lockdownu w karczmie miała odbyć się impreza. Państwo Cieślarowie zostali z odwołanym wydarzeniem i mnóstwem jedzenia. Część został rozdana, część zamrożona, ale niektóre rzeczy państwo Cieślarowie musieli po prostu wyrzucić.
Lokal był w pełni otwarty jedynie nieco ponad 70 dni. Od tego czasu był zamknięty lub działał w reżimie epidemicznym, czyli nie było możliwe pełne zapełnienie bazy noclegowej i restauracyjnej. Od marca rodzina Cieślarów, jak inni przedsiębiorcy w kraju, śledzi kolejne rządowe konferencje, z których dowiaduje się o kolejnych planach zaostrzania lub luzowania obostrzeń.
- Działaniom rządu czasami brakuje konsekwencji i kontaktu z rzeczywistością. Po letnim odmrożeniu gospodarki biznes znowu ruszył i zaczął na siebie zarabiać. Niestety jesienny lockdown znowu przyszedł nagle - opowiada właścicielka pensjonatu
Pierwszy lockdown był dużym obciążeniem dla najmłodszych członków rodziny Cieślarów.
- Dzieci (4 i 7 lat) szczególnie dotkliwie odczuły pierwsze zamknięcie wiosną 2020, kiedy restrykcje w poruszaniu się były najcięższe – mówi właścicielka Karczmy Olza. Rodzice starali się zapewnić pociechom w tych trudnych warunkach substytut normalności.
W okolicy nie brakuje miejsca do bezpiecznych spacerów. Dzieci wolny czas spędzają na rodzinnych spacerach, wspólnych wyjściach na narty biegowe czy na odwiedzinach mieszkającej w okolicy rodziny.
Pierwsza tarcza nie dla Karczmy Olza
Właściciele Karczmy Olza są w bardzo trudnej sytuacji też z tego powodu, że rozpoczęli działalność w 2020 roku i nie są wstanie wykazać strat w stosunku do ubiegłego roku, co było konieczne w przypadku uzyskania całości środków w ramach pierwszej tarczy antykryzysowej.
- Jesteśmy nowym biznesem i nie objęła nas tarcza PFR 2.0. Inne tarcze nie są w stanie pokryć miesięcznych kosztów bieżących. Aby utrzymać biznes i pracowników, zaciągnęliśmy kredyt – opowiada właścicielka Karczmy Olza.
Styczeń i luty po odmrożeniu branży turystycznej dał państwu Cieślarom chwilę oddechu. To jednak za mało, żeby spokojnie myśleć o przyszłości. Ale nawet pandemia nie jest w stanie pozbawić Cieślarów marzeń. Pomysł własnego biznesu w rodzinnych stronach wciąż uważają za dobry krok.
- Staramy się nie myśleć w kategoriach dobra czy zła decyzja. W momencie, kiedy ją podejmowaliśmy, była ona zdecydowanie dobra. Z perspektywy czasu na pewno byśmy się nie spieszyli z otwarciem obiektu. Oczywiście są dni kiedy siadam i myślę co dalej, zbliża się koniec miesiąca, rachunki, wynagrodzenia - opowiada Bernadeta.
Cała rodzina wypatruje pierwszych zwiastunów popandemicznej wiosny. Lato i kolejne zaszczepione grupy to na pewno coś, na co czekają wszyscy w Polsce. Ale spadek zachorowań to jedno. Niestety państwowe tarcze nie są w stanie w pełni pokryć strat związanych z obostrzeniami w roku 2020 i 2021.
Choć bywa trudno, to trzeba zachować optymizm
- Sporo czasu spędzam na pisaniu maili w sprawie tarcz, telefonach do ZUS-u czy urzędów pracy. Nie ma spójnej informacji w sprawie korzystania z dofinansowania z WUP i PUP. Jedna z urzędniczek w ZUS-ie doradziła mi, że mogę sprzedać biznes, skoro nie mam na płacenie składek. Rozpłakałam się, przecież nie można sprzedać swoich marzeń – opowiada Bernadeta Cieślar.
Kwota dopłaty w wysokości 5000 złotych nie jest w stanie pokryć nawet kosztu prądu, który wynosi około 6000 złotych. W karczmie docelowo miało być zatrudnionych 14 pracowników. W tej chwili obsługa lokalu liczy 6 osób. Na razie w utrzymaniu biznesu pomaga zaciągnięty kredyt.
Państwo Cieślarowie aktywnie uczestniczą w spotkaniach przedsiębiorców z okolicy, którzy szukają rozwiązań mogących pomóc im w tym trudnym czasie. Mimo wszystko małżeństwo prowadzące Karczmę Olza wciąż stara się patrzeć z optymizmem w przyszłość, choć czasami bywa naprawdę trudno nie tracić nadziei na to, że już niedługo obostrzenia będą przeszłością.
- W takich chwilach Piotr życiowy optymista mówi: głowa do góry, będzie dobrze. Pamiętasz w Londynie, jak szukałaś pierwszej pracy? A w języku angielskim potrafiłaś tylko powiedzieć: I’m looking for a job – podsumowuje Bernadeta Cieślar.
Małżeństwo nie ma zamiaru porzucić marzenia, a co najwyżej trochę je odroczyć. Ta trudna sytuacja to również pokaz siły rodziny Cieślarów. Istebna jest ich domem, dlatego pomocy oraz dobrego słowa tu nie brakuje.
- Duże wsparcie mamy w naszej rodzinie. Jesteśmy otoczeni bliskimi, rodzice, siostra i brat z rodzinami mieszkają w pobliżu. Jest też krąg wujków i ciotek, na których możemy liczyć - dodaje właścicielka pensjonatu.
Ofertę opisanego obiektu znajdziesz na portalu Nocowanie.pl