W firmach panika. Czy przetrwamy, czy nie będziemy musieli zwalniać? A jeśli przetrwamy, to jakim kosztem? Rząd od kilkunastu dni przekonuje, że "nie opłaca się zamykać i zwalniać ludzi", a pomocą ma być tarcza antykryzysowa. Przedsiębiorcy mają jednak odmienne zdanie, bo ustawa zawiera tak dużo wyjątków i wyłączeń, że załapanie się na wsparcie finansowe graniczy z cudem.
Właściciele warszawskiej restauracji NABO nie mają już siły czekać. W nocy 1 kwietnia opublikowali coś, co brzmi jak ostatnie tchnienie konającego: "Kochani, niestety przy znikomej pomocy naszego państwa, dalsza działalność NABO staje się w tej chwili niemożliwa".
Lokal działa od ośmiu lat i stał się na warszawskiej Sadybie rozpoznawalnym miejscem. Na tyle, że niespodziewanie jego obronę zapowiedziała również minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
"Zapraszam do ministerstwa rozwoju. Sadyba bez NABO to nie Sadyba" - napisała na Twitterze.
To zaskakujące, że szefowa resortu zainteresowała się jednym konkretnym lokalem. Skontaktowaliśmy się z właścicielką NABO, Urszulą Eriksen, by zapytać, czy jest ze szczególnej opieki ze strony ministerstwa zadowolona. Niestety, miłe słowa minister jej nie uspokoiły. Niezależnie od osobistej sympatii Jadwigi Emilewicz, NABO się po prostu na żadną pomoc nie załapuje.
- Wolimy, by minister ratowała wszystkich, nie tylko nas. Każda dzielnica ma swoje NABO - powiedziała Urszula Eriksen. - My nie spełniamy kryteriów tarczy, bo zatrudniamy za dużo osób, więc nie możemy liczyć na żadną pomoc. Podoba się nam wpis, to miłe, ale abstrakcyjne. Jak może nam pomóc minister, skoro nie spełniamy kryteriów?
Nasza rozmówczyni nie oczekuje, że ktoś zaproponuje jej worek pieniędzy na przetrwanie. Bardzo ma jednak nadzieję na zupełne minimum: zwolnienie z ZUS-u i danin państwowych wszystkich przedsiębiorców, którzy popadli w tarapaty, a nie tylko tych, którzy spełnią wyśrubowane kryteria.
- Mało restauracji zatrudnia mniej niż dziewięć osób. I niewiele znam firm, które nie mają żadnych zaległości wobec ZUS. W branży gastronomicznej właściwie normą jest, że zima jest trudnym okresem, a nadrabiamy wiosną i latem i wtedy regulujemy to zadłużenie. A w tym roku to nie będzie możliwe - zauważyła Eriksen.
Od ośmiu lat prowadzi z mężem rodzinny biznes. Jest bardzo dumna ze swojego zespołu - pracownicy zostają z nimi na lata, są sprawdzeni i zaufani. Dlatego też nasza rozmówczyni jest przerażona myślą, że mieliby trafić na bruk. Nie ukrywa jednak przed nimi trudnej sytuacji.
- Już dwa tygodnie temu przeprowadziliśmy rozmowę na temat przyszłości. Zapytaliśmy pracowników, czy wolą pójść na bezpłatne urlopy, czy podpisać wypowiedzenie za porozumieniem stron z winy pracodawcy. Jeśli w najbliższym czasie nic się nie zmieni, będziemy musieli zamknąć restaurację - mówi nasza rozmówczyni.
Na razie radzą sobie jak mogą. Klienci, którzy - podobnie jak minister Emilewicz - nie wyobrażają sobie Sadyby bez NABO, kupili "zawieszoną kawę", czyli zapłacili za kawę, którą fizycznie będą mogli odebrać w przyszłości. Jeśli do tego czasu lokal nie zniknie. Dzięki tym wpłatom pracownicy dostaną wynagrodzenie za marzec i "coś ekstra na kwiecień", tak by minimalnie ułatwić im przejście pierwszych dni bez pracy.
I tyle.
To zdjęcie zrobiono osiem lat temu - krótko po otwarciu Nabo została uznana za najlepsza Warszawska restaurację
Tlenu może nie wystarczyć dla wszystkich
Urszula Eriksen wciąż ma nadzieję, że jeśli rząd zwolni z ZUS-u wszystkie firmy, to jej restauracja – oraz tysiące przedsiębiorców w podobnej sytuacji - jakoś sobie poradzą. Zgodnie z propozycją minister Emilewicz, podjęła próbę kontaktu z ministerstwem. Bezskutecznie. Przez półtorej godziny czekała na połączenie z ZUS-em, ale gdy nareszcie ktoś odezwał się po drugiej stronie, połączenie zostało przerwane. Ma wrażenie, że przedsiębiorcy są pozostawieni sami sobie.
- Ta ustawa jest trudna dla prawników, a co dopiero dla małych przedsiębiorców. Księgowi są zarzuceni dokumentacją i też się uczą nowej sytuacji. Ludzie wpadają w panikę, bo nie wiedzą, co robić. Jest chaos. Gdyby ze strony rządu wyszło jakieś zapewnienie, że to wszystko się "wyprostuje", że nikt nie zostanie bez pomocy, może przedsiębiorcy by tak nie panikowali – zastanawia się.
W czwartek rano minister Emilewicz była gościem Sebastiana Ogórka w programie "Money. To się Liczy". Zapytana o sytuację NABO i setek podobnych firm zapewniła, że "w tarczy antykryzysowej każdy znajdzie coś dla siebie" oraz że w ostatnich dniach odebrała wiele telefonów od właścicieli barów, restauracji i kawiarni, którym tłumaczyła, co tarcza ma im do zaoferowania.
- Wielu po tych rozmowach stwierdziło, że nie doceniło rozwiązań tarczy - powiedziała.
Urszula Eriksen nie ma w sobie w tej chwili tyle optymizmu. Wie, że jeśli szybko nie znajdzie rozwiązania, to popadnie w długi, a tego firma rodzinna prowadzona bez kapitału zewnętrznego nie przetrzyma. Sytuację, w której się znalazła, porównuje do bardzo silnych turbulencji w samolocie. - To tak, jakby wypadły maseczki z tlenem. W pierwszej kolejności musimy założyć je sobie, a dopiero później, w przyszłości, działać i pomagać słabszym - mówi obrazowo.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl