Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|

Nowi oligarchowie zarabiają na wojnie. W Ukrainie rosną fortuny

Podziel się:

W Ukrainie rośnie nowa wojenna oligarchia. Ukraińscy dziennikarze wskazują na obszary, gdzie dochodzi - ich zdaniem - do największych nieprawidłowości. Ostrzegają, że nadużycia gospodarcze mogą doprowadzić do ograniczenia lub zamrożenia pomocy Ukrainie. A to byłoby równoznaczne z przegraną wojną.

Nowi oligarchowie zarabiają na wojnie. W Ukrainie rosną fortuny
Wołodymyr Zełenski w Davos mówił o Ukrainie bez oligarchów i korupcji (East News, ABACA)

Baron Rothschild, osiemnastowieczny brytyjski noblista i członek rodziny znanych bankierów, powiedział kiedyś, że: "Czas do kupowania jest wtedy, gdy na ulicach jest krew."

Jego słowa, zdaniem ukraińskich mediów, wzięli sobie mocno do serca niektórzy ukraińscy urzędnicy, deputowani, menedżerowie i biznesmeni, którzy dorabiają się fortun na toczącej się wojnie. Według serwisu "Ekonomiczna Prawda", którego artykuł pod względem rzetelności money.pl sprawdził w dwóch niezależnych źródłach, jednym z sektorów, który miała przeżreć korupcja, jest sektor energetyczny.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Zobacz także: 10 zł za litr benzyny? "Wszystko jest możliwe. Sytuacja jest trudna"

Najciemniej pod latarnią. Dlaczego elektrownie upadają?

Wiktor Kurtew, dziennikarz i ekspert rynku energii podaje, że państwowe spółki energetyczne sprzedają energię po obniżonych cenach, przez co menedżerowie tych spółek narazili je w ciągu dwóch ostatnich lat na łączną stratę 6 mld hrywien (tj. ok. 870 mln zł).

Według Kurtewa pokusa "dorabiania" w państwowych spółkach w czasie wojny nie zniknęła. Przeciwnie. "Wojna nie zmieniła ludzi i nie zmniejszyła ich "apetytów". Nie chcą i nie mogą działać inaczej" – pisze Kurtew i dodaje, że kierownictwo sektora energetycznego Ukrainy stara się za wszelką cenę przywrócić schematy korupcyjne, które panowały tam jeszcze przed wojną z Rosją.

Według dziennikarza, menedżerowie państwowych spółek, którym bardzo zależy na zachowaniu anonimowości, czekają już w blokach startowych, aby doprowadzić do przejęcia państwowych przedsiębiorstw, które wcześniej - swoim złym zarządzaniem - doprowadzili do ruiny.

Kurtew uważa, że przejęcie po obniżonych kosztach państwowych spółek, może być niezwykle intratą inwestycją. Moc ukraińskich przedsiębiorstw energetycznych znacznie przewyższa potrzeby ukraińskiej gospodarki. Kraj dysponuje sporą nadwyżką energii, którą mógłby sprzedawać z zyskiem np. do państw sąsiednich: Mołdawii, Rumunii, Węgier oraz Polski.

Z drugiej strony przyznaje, że część ukraińskiej energetyki jest przestarzała. Bloki gazowe są bardzo awaryjne, natomiast remonty w państwowych elektrowniach jądrowych są opóźniane z powodu braku pieniędzy.

Powolny upadek, a później wykup za bezcen?

Jak podaje "Ekonomiczna Prawda", menedżerowie państwowych firm nie starają się zbytnio pracować nad poprawą ich rentowności.

Tylko od stycznia do kwietnia br. dwie największe spółki państwowe wyprodukowały łącznie 1 650 000 MWh energii, której nie zdołały sprzedać na rynku. Ostatecznie produkcję zbyły na rynku bilansującym, który jest tzw. rynkiem technicznym (służącym tylko do awaryjnych transakcji – red.), ale już po czterokrotnie niższych cenach.

Transakcje na rynku bilansującym – jak podkreśla Kurtew – nie zaczęły być powszechnie stosowane dopiero w czasie wojny z Rosją, podczas której część ukraińskiego przemysłu stanęła i elektrownie faktycznie straciły kluczowych odbiorców. Państwowe spółki energetyczne sprzedawały po zaniżonych cenach energię na rynku technicznym już od 2020 r.

"Efekt tego jest taki, że przedsiębiorstwa państwowe, którymi de facto zarządza Ministerstwo Energii systematycznie i uporczywie upadają z powodu niemożności sprzedaży energii elektrycznej na rynku, podczas gdy prywatni sprzedawcy zaskakująco dobrze sobie radzą, sprzedając swoją energię pomimo wyższych kosztów jej produkcji" - podaje przykład Kurtew.

Warto tu przypomnieć, że Ukraina zaprzestała sprowadzania surowców energetycznych z Rosji. Nie tylko nie kupuje tam gazu ziemnego (pod względem wydobycia tego surowca jest praktycznie samowystarczalna), ale również paliwa jądrowego. To ostatnie będzie obecnie dostarczane ze Stanów Zjednoczonych.

Mentalność postsowiecka? To się musi zmienić

Zdaniem Przemysława Zaleskiego, eksperta ds. bezpieczeństwa energetycznego z Fundacji Pułaskiego i Politechniki Wrocławskiej, informacje "Ekonomicznej Prawdy" są niepokojące, ale też pokrywają się z tym, co słyszał od przedstawicieli niektórych ukraińskich menadżerów.

Jak podkreśla nasz rozmówca, nie powinno się zawierać kontraktów na rynku bilansującym, gdyż ceny energii są tam różne, często poniżej kosztów produkcji.

Menedżerowie, którzy nadużywają tego instrumentu pod pretekstem wojny, a wcześniej pandemii, narażają spółki na straty finansowe, co następnie przekłada się na wartość rynkową zarządzanych przez nich przedsiębiorstw.

– Kontrakty zawierane przez państwowe spółki na rynku bilansującym powinny podlegać szczególnej kontroli – uważa ekspert i dodaje, że nie można wykluczyć, że jak pisze ukraiński dziennikarz, menedżerowie mogą celowo działać na szkodę spółek państwowych po to, by w odpowiednim momencie – po obniżonej cenie – mógł je przejąć nowy inwestor.

Jak zwraca uwagę Zaleski, elektrownie to inwestycje czasochłonne (ich budowa zajmuje zwykle od 4 do 6 lat) i towarzyszą im na ogół społeczne protesty.

- Tymczasem elektrowni nie da się wybudować gdziekolwiek, muszą być spełnione bardzo rygorystyczne warunki środowiskowe – przypomina Zaleski i dodaje: - Gotowa elektrownia wraz z wyszkoloną kadrą to skarb!

Zdaniem naszego rozmówcy, inwestor, który przejąłby "podupadające" elektrownie państwowe, szybko przywróciłby im rentowność. Ukraina – jeśli chodzi o surowce do wytwarzania energii – ma bardzo dobre warunki i nie jest zbytnio uzależniona od zagranicznych dostaw.

Złom jak złoto. Tyle, że jest zakaz

Nie tylko w ukraińskich elektrowniach wykuwane są przyszłe fortuny. Jak podaje ukraińska organizacja pozarządowa "Stop korupcji", majątek robi się też na wojennym złomie.

Według Forbesa, w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej żołnierze ukraińscy pozbawili Rosjan sprzętu o wartości 10 mld dolarów.

Siły zbrojne Ukrainy przechwytują rosyjskie czołgi i transportery opancerzone. Część z nich naprawia i doposaża Ukroboronprom. Dużej części sprzętu nie da się jednak już odzyskać.

Jak podaje działacz organizacji "Stop Korupcji" Aleksander Omelchenko, w obwodzie kijowskim wywozem niesprawnego sprzętu rosyjskiego zajmują się m.in. były deputowany rady miejskiej Kijowa oraz firma budowlana należąca do innego deputowanego oraz członkowie rodzin obu polityków.

Jak podaje Omelchenko, obaj deputowani pojawiają się w kilku sprawach kryminalno-korupcyjnych, które monitoruje jego organizacja.

Tymczasem rosyjski sprzęt jest ukraińskiej armii bardzo potrzebny, władze w niektórych regionach kraju wprowadziły więc zakaz sprzedaży wojennego złomu i wywożenia go w inny region kraju.

W przepisach mowa jest też m.in. o tym, że sprzęt wojskowy nie może przemieszczać się po terytorium Ukrainy i musi posiadać wojskowe dokumenty. Dotyczy to również uszkodzonych i spalonych wraków.

Obowiązuje całkowity zakaz przyjmowania tego sprzętu za złom. W przypadku potwierdzenia przyjęcia lub dostarczenia złomu ze sprzętu wojskowego, sprawcy będą ścigani karnie.

Jak Ukraina walczy z układami?

Niedawno, w czasie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski opowiadał, jak widzi Ukrainę po wojnie z Rosją.

"Po wygranej wojnie z Rosją, Ukraina stanie się potężnym i bezpiecznym państwem, wolnym od korupcji i wpływów oligarchów" – zapewnił i dodał:

"To będzie silne państwo z konkretnymi priorytetami bezpieczeństwa. Rozumiemy, że z takim sąsiadem jak Rosja, w każdej chwili może się zdarzyć wszystko i niestety może być wojna. Wojna może się powtórzyć. Musimy stworzyć takie warunki, aby ludzie i firmy nie bały się rozwijać w naszym kraju".

Przekonywał również, że państwo "nie zamierza wskrzesić pewnych układów korupcyjnych, skorumpowanych instytucji oraz wpływów oligarchicznych".

Przypomnijmy, mimo usilnych starań ukraińskiej władzy, w ubiegłym roku Ukraina spadła w globalnym Indeksie Percepcji Korupcji (CPI) z 88. na 122. miejsce na 180 krajów.

Kilka miesięcy przed napaścią Rosji, władze w Kijowie uchwaliły nową ustawę antyoligarchiczną.

Jak ocenił sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow, była ona wymierzona w 13. obywateli tego kraju, bo tyle właśnie osób spełniało ustawowe wymogi "bycia oligarchą".

Zełenski chce walczyć z korupcją

Wcześniej prezydent Zełenski wymienił publicznie kilka nazwisk z listy: "Nazwiska nie robią tutaj żadnej różnicy: Medwedczuk, Kołomojśkyj, Poroszenko, Achmetow, Pinczuk, Firtasz, czy ktokolwiek inny. Ważne jest jedno – czy jesteś gotów pracować legalnie i przejrzyście, czy chcesz dalej tworzyć monopole, kontrolować media i wpływać na państwowe władze?" – mówił prezydent.

Wiktor Kurtew ostrzega, że pomimo militarnego zwycięstwa nad Rosją, Ukraina może wojnę przez korupcję i układy oligarchiczne przegrać.

Uchwalona w ubiegłym roku ustawa antyoligarchiczna jest tylko listkiem figowym, wydmuszką. W myśl nowych przepisów zostać nowym oligarchą na Ukrainie będzie bowiem bardzo trudno.

Zachód – w tym szczególnie Amerykanie – szybko zorientują się, do czyjej kieszeni tak naprawdę płynie ich pomoc i wstrzymać ją - ostrzegają ukraińscy dziennikarze.

Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl