"Nowobogacki kraj z niedokończonym państwem". Tak widzą nas w sieci [RAPORT]
Algorytmy rządzą dyskusją o gospodarce. Dla internautów nasza ekonomia to kraj paradoksów: "nowobogacki z niedokończonym państwem", "mocarstwo z kartonu", "z danymi jak Niemcy, ale instytucjami jak Rumunia". Analiza dyskusji internetowych, przeprowadzona przez Res Futura na zlecenie money.pl, ujawnia pięć zaskakujących tez, które kształtują publiczną debatę o polskiej gospodarce.
Analitycy Res Futura, na prośbę money.pl, przygotowali analizę dyskusji na temat polskiej gospodarki prowadzonych w mediach społecznościowych w okresie 22 sierpnia - 24 września tego roku. Dane zostały zebrane z Facebooka, X, YouTube'a, TikToka, LinkedIna oraz komentarzy pod artykułami prasowymi i nagraniami o charakterze gospodarczym.
Tysiące unikalnych komentarzy i postów zostały skategoryzowane według tonu, tematyki, afiliacji ideowej i dominujących narracji (zastosowano przy tym filtrację treści generowanych przez boty). Pomysł sporządzenia raportu pojawił się przy okazji wypowiedzi Donalda Tuska z początku września, według której Polska trafiła do klubu państw bilionerów. W sieci pojawiły się wówczas dyskusje dotyczące tego, na ile zwykli obywatele odczuwają ten "sukces". Jedni wskazywali na aspekty prestiżowe, inni twierdzili, że premier zbytnio wierzy wskaźnikom makroekonomicznym, które wielu zwyczajnie nie interesują
TOP 5 zaskoczeń
Jaki więc obraz gospodarki wyłania się z aktywności i komentarzy w polskiej sieci? Autorzy raportu na wstępie wyodrębnili pięć wniosków, które ich samych zaskoczyły.
Sikorski pomógł w zaproszeniu na g20? Bielan zaczął wytkać ministrowi
I tak np. pierwsze zdziwienie dotyczy tego, że choć sondaże społeczne i wyniki wyborów pokazują, że większość społeczeństwa popiera rozwiązania centrowe lub socjalne, to w mediach społecznościowych ton nadają liberałowie. Ich narracja jest oparta na ostrych tezach o "rozdawnictwie", "finansowej katastrofie" czy "państwie pasożytniczym".
Kolejne zaskoczenie związane jest z tym, że pozytywne dane makroekonomiczne budzą większy sceptycyzm niż dumę. Dlaczego? Dla wielu internautów to po prostu rządowy PR i sztuczki statystyczne, które nie znajdują odzwierciedlenia w realnym życiu. Częstym argumentem w komentarzach jest to, że "wszystko jest na kredyt", a nasz wzrost gospodarczy wynika z konsumpcji, a nie inwestycji. Panuje też przekonanie, że "cyfry nie karmią", a "ranking G20 nie skraca kolejki do lekarza".
Trzecia zaskakująca rzecz – wielu użytkowników lewicowych nie broni transferów socjalnych, a wręcz je krytykuje. Z analizy wynika, że wiele komentarzy z tej strony ideowej wskazuje na potrzebę reformy świadczeń, ich celowania i powiązania z aktywnością społeczną lub zawodową. Pojawia się także rozczarowanie brakiem długofalowej polityki społecznej ("kupujemy czas, nie rozwiązujemy problemów"). – To zaskakujące, bo przeczy narracji medialnej o rzekomo bezwarunkowym poparciu lewicy dla każdego programu socjalnego. W rzeczywistości wiele lewicowych głosów to raczej apel o jakość państwa, nie o prostą redystrybucję pieniędzy – stwierdzają analitycy Res Futura.
Czwarte zaskoczenie – eksperci, ekonomiści, analitycy finansowi i osoby piszące merytorycznie są obecni w komentarzach i publikacjach, ale ich widoczność jest bardzo niska. Powodem są algorytmy.
Długie posty, wykresy, tabele, teksty zawierające liczby i złożone analizy mają niskie wskaźniki zaangażowania i są szybko "karane" przez platformy. Użytkownicy rzadziej je lajkują, komentują czy udostępniają – co powoduje ich znikanie z feedów. Tymczasem krótkie hasła i emocjonalne wypowiedzi zdobywają zasięg, dominując przestrzeń informacyjną – tłumaczą eksperci.
Wreszcie piąte zdziwienie to niemal całkowita nieobecność dyskusji o realnej strukturze gospodarki. Komentarze koncentrują się na tematach fiskalnych (deficyt, dług, podatki, socjal), ale niemal nikt nie analizuje, jaką gospodarkę Polska faktycznie buduje: w jakich sektorach, z jaką produktywnością, jakim kosztem zasobów. Praktycznie nie ma dyskusji na takie tematy, jak innowacje, transformacja energetyczna, przyszłość pracy, automatyzacja, przemysł 4.0. – To oznacza, że debata gospodarcza została zredukowana do budżetowego scoreboardu – diagnozują autorzy raportu.
Gospodarka paradoksów
Polska gospodarka przez użytkowników mediów społecznościowych postrzegana jest jako pełna paradoksów. W skrócie – jesteśmy wielcy liczbowo (PKB, eksport, obronność), ale niedojrzali instytucjonalnie. Padają metafory typu "nowobogacki kraj z niedokończonym państwem", "mocarstwo z kartonu", "dane jak Niemcy, instytucje jak Rumunia". Komentarze krytyczne wobec sytuacji gospodarczej w Polsce stanowią około 54 proc. całej badanej próby. Dominują w nich wątki związane z deficytem budżetowym, wzrostem długu publicznego, niskim poziomem inwestycji w naukę, wysokimi kosztami zbrojeń oraz obawami o strukturalną kondycję finansów publicznych.
Komentarze pozytywnie oceniające sytuację gospodarczą stanowią około 38 proc. Najczęściej – jak zauważają autorzy opracowania – powołują się na szybki spadek inflacji, wzrost PKB, wejście Polski do grona 20 największych gospodarek świata oraz rekordowe wydatki na bezpieczeństwo i obronność.
Coraz wyraźniej widać, że media społecznościowe nie tylko odbijają polską debatę gospodarczą, lecz zaczynają ją programować. W komentarzach Polacy pokazują rosnącą świadomość znaczenia deficytu i długu, które przestają być abstrakcyjnymi wskaźnikami, a stają się częścią codziennej diagnozy państwa - zauważa Michał Fedorowicz z Res Futura
Bloki ideowe i twarze
Jeśli chodzi o orientację ideową uczestników debaty, to badanie Res Futura pokazało podział na trzy duże bloki. Największy to liberalno-wolnorynkowy (ok. 49 proc.), mniejszy blok etatystyczno-socjalny (ok. 30 proc.) i trzeci, najmniejszy, ale bardzo obszerny, jeśli chodzi o poglądy, nazwany przez autorów modernistyczno-postkeynesowskim/MMT/technokratycznym (ok. 21 proc.).
Co ciekawe, kolejność bloków jest inna, niż wynika z badań opinii publicznej. Tam wyraźnie widać przewagę osób przywiązanych do roli państwa.
Sieć to koalicja chętnych, to osoby, które chcą być aktywne w debacie, albo wręcz chcą ją moderować, dlatego wskazania mogą się różnić – podkreśla prezes IBRiS Marcin Duma.
Choć dodaje, że mimo wszystko postawy liberalne są dosyć rozpowszechnione, ale kończą się, gdy zaczyna być mowa o odbieraniu socjalu.
Jak wynika z raportu, twarzami pierwszej grupy są z jednej strony Sławomir Mentzen i Janusz Korwin-Mikke, z drugiej Leszek Balcerowicz, ale także – paradoksalnie – Mateusz Morawiecki. Tu komentujący często odwołują się do pojęć takich jak "nadmiarowy dług", "podatkowe obciążenia klasy średniej", "kanibalizacja inwestycji przez socjal". Tę grupę charakteryzuje wysoka emocjonalność wobec państwa: popularne są opinie, że "rząd nie tworzy dobrobytu, tylko go konsumuje" oraz "tylko sektor prywatny buduje wartość". Tu pojawiają się oskarżenia wobec rządu i prezydenta o fiskalną niekompetencję, kreatywną księgowość oraz próby ukrywania rzeczywistego poziomu zadłużenia.
Na drugim biegunie są etatyści, którzy chcą, by państwo było aktywne w gospodarce. Twarze tej grupy to mieszanka: Magdalena Biejat i Adrian Zandberg z jednej strony, a Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz z drugiej.
Według komentarzy tej grupy wydatki publiczne powinny być wysokie, by wysoki był poziom usług publicznych. Pieniądze powinny iść na edukację, zdrowie, mieszkalnictwo, świadczenia rodzinne, inwestycje infrastrukturalne czy naukę. Dla tej grupy "państwo ma obowiązek wspierać obywateli", "wzrost gospodarczy musi być dzielony", a "inwestycje w ludzi to najlepsza inwestycja". Tę grupę wyróżnia także przekonanie, że dług publiczny nie jest problemem samym w sobie, o ile finansuje rozwój lub wzrost dobrobytu. W tej grupie pojawiają się obawy o "militaryzację budżetu" kosztem potrzeb społecznych.
Dla komentujących "liderami" trzeciej grupy są Andrzej Domański, "często opisywany jako technokrata, osoba nieideologiczna, bazująca na danych i modelach", ale także Karol Nawrocki, który "pojawia się jako oponent Domańskiego, ale też osoba wywołująca debatę techniczno-fiskalną".
Trzeci blok jest najbardziej eklektyczny – to, jak piszą autorzy, "komentatorzy myślący nowocześnie, elastycznie fiskalnie, często powiązani z nurtem nowoczesnej teorii monetarnej (MMT), technokratami lub ekonomistami pragmatycznymi". Komentatorzy ci akceptują wysokie deficyty, pod warunkiem że służą realnym inwestycjom, wzrostowi potencjału gospodarczego lub redukcji nierówności. Osoby o takich poglądach nie negują długu, ale podkreślają, że "liczy się jego koszt, struktura i cel", są krytyczne wobec polityki oszczędnościowej i narracji o konieczności cięcia wydatków. Pojawiają się również postulaty o nową jakość debaty ekonomicznej – mniej ideologii, więcej rachunkowości narodowej i rzeczywistego modelowania.
Priorytety dla rządu. Być jak Niemcy, Estonia, Finlandia i Izrael
Z przeglądu toczących się w internecie dyskusji wyłania się czytelny zestaw czterech priorytetów dla rządu. Użytkownicy oczekują: radykalnego uporządkowania finansów publicznych i przejrzystego budżetu, inwestycji w ludzi, stabilnych warunków dla firm oraz inteligentnej reformy transferów społecznych.
Jak komentują autorzy, to nie są tylko postulaty ideowe – to głęboko zakorzenione reakcje na doświadczenia ostatnich lat, zarówno pozytywne, jak i rozczarowujące.
Największe partie zdają się tego nie dostrzegać: ich przekaz ugrzązł w narracjach, które nie odpowiadają już na pytania stawiane przez coraz bardziej świadomych obywateli. PiS i PO, zamiast nadawać ton dyskusji, reagują na nią defensywnie, a ich język coraz częściej brzmi jak echo dawnych sporów, które w oczach młodszych pokoleń straciły znaczenie - podrkeśla Michał Fedorowicz z Res Futura.
Autorzy opracowania pokazują również do jakiego państwa zbliżyłaby się Polska po wdrożeniu zmian postulowanych w komentarzach.
I tak np. w zakresie finansów i dyscypliny fiskalnej byłyby to Niemcy ("Polska prowadziłaby ostrożną politykę fiskalną, gdzie priorytetem jest stabilność finansów państwa, a deficyt byłby traktowany jako ostateczność"). Pod kątem wolnego rynku i podatków to internauci chcieliby, by nasz kraj był jak Estonia ("upraszczanie podatków, likwidacja nadmiernych regulacji i otwartość na nowe technologie"). Z kolei w zakresie inwestycji w ludzi i edukację marzy nam się model fiński (gdzie edukacja i innowacje są fundamentem długoterminowej polityki rozwoju), a pod kątem obronności chcemy być jak Izrael (bardzo wysokie wydatki na wojsko, choć z jednoczesnym dylematem, jak równoważyć koszty bezpieczeństwa z inwestycjami cywilnymi).
Chcielibyśmy zrobić w Polsce konglomerat różnych rozwiązań, nie znając szczegółów i nie będąc w stanie odpowiedzieć, czy te rozwiązania mogą ze sobą współdziałać - zauważa ekonomista Credit Agricole Jakub Borowski.
Choć dodaje, że przypomina to wynikającą z badań klasyfikację Polski jako "kapitalizmu patchworkowego". – W trakcie transformacji gospodarczej sięgaliśmy do różnych rozwiązań instytucjonalnych z różnych krajów, nie kopiując żadnego modelu jeden do jednego. Uczestnicy debaty w sposób nieświadomy powielają ten wniosek – zauważa ekspert.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl