Podatek od nieruchomości. To tam stawki są najwyższe
Miasta i gminy mogły w 2024 r. zyskać dodatkowe 3,8 mld zł z podatku od nieruchomości, gdyby przyjęły maksymalne stawki daniny. Najczęściej wybierają je duże ośrodki. Mniejsze zadowalają się niższymi obciążeniami - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Samorządy nie zawsze decydują się na ściąganie maksymalnych możliwych stawek podatku od nieruchomości. W 2023 r. ta luka wyniosła niecałe 2,6 mld zł, w zeszłym roku była o 1,2 mld zł większa. Kolejne ponad 850 mln zł mniej do lokalnych budżetów wpłynęło w 2024 r. ze względu na przyznane ulgi w podatku od nieruchomości - czytamy w czwartkowym "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Według gazety, największe miasta przyzwyczaiły już mieszkańców i przedsiębiorców, że do kosztów życia w metropoliach trzeba doliczyć najwyższe możliwe stawki rzeczonego podatku. W efekcie w największych miastach stawki podatku od nieruchomości od 1 stycznia 2026 r. pójdą w górę o 4,5 proc.
"Pomysł na dom". Nowoczesna stodoła dla dużej rodziny. Zaskakujący koszt budowy
Nieco inaczej sytuacja wygląda w mniejszych ośrodkach. Systematyczne podwyżki o kilka procent są wprawdzie praktykowane, ale rzadko dostosowywane do stawek maksymalnych. Podwyżki niekiedy są blokowane przez radnych, szczególnie jeśli brakuje porozumienia między wójtem czy burmistrzem a radą - informuje "DGP".
Eksperci zauważają, że podatek od nieruchomości jest jednym z najważniejszych źródeł dochodów własnych samorządu i właściwie jedynym tak istotnym, nad którym samorządy mają niemal pełne władztwo.
- Dlatego jego stawki czasem padają ofiarą obietnic wyborczych czy bieżących sporów politycznych. Łatwo przecież obiecać "dbanie o budżety" mieszkańców (czytaj: wyborców), nie myśląc całościowo o polityce budżetowej miasta czy gminy - komentuje w rozmowie z dziennikiem Mariusz Gołaszewski, prezes spółki analitycznej Aesco Group.
- Lokalni włodarze w niższych stawkach widzą też czasem szansę na uzyskanie przewagi konkurencyjnej w regionie. Nie bez znaczenia są przy tym reakcje mieszkańców, którzy nie są przychylni zwiększaniu obciążeń finansowych - dodaje.
Podwyżki oburzają mieszkańców
Potwierdzają to samorządowcy.
- W zeszłym roku podnieśliśmy stawki o nieduży procent, w tym roku również. To zawsze wiąże się z oburzeniem mieszkańców, więc staramy się nie podnosić tych kwot maksymalnie. Większe wpływy na pewno wspomogłyby nas przy naszym zadłużeniu, ale już niewielkie podwyżki podreperują budżet. Chcemy utrzymać stawki na takim poziomie, żeby rzeczywiście były konkurencyjne na terenie naszego powiatu - podkreśla w rozmowie z "DGP" Anna Gliniecka-Woś, burmistrz Kobylnicy w pow. słupskim.