Przebiegunowanie. Ukazała się nowa, ważna strategia dla polskiej energetyki [WYWIAD]
- Próbujemy zarządzać transformacją, żeby uzyskać jak największą efektywność i bezpieczeństwo. Redukcja emisji przyjdzie przy okazji - mówi money.pl prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Grzegorz Onichimowski, komentując najnowszą strategię PSE pod wymowną nazwą "Strażnik i Architekt".
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl: Strategia PSE do roku 2040 ma tytuł "Strażnik i Architekt". Czego będziecie zatem pilnowali i co chcecie wykreować do 2035 roku?
Grzegorz Onichimowski, prezes PSE: Strażnik to funkcja, którą już sprawujemy. To ktoś, kto ma pilnować bezpiecznego systemu energetycznego. Pilnować zarówno w rozumieniu niezawodnych dostaw energii przez 365 dni w roku, 24 godziny na dobę, jak i w zakresie utrzymania odpowiednich parametrów pracy sieci. No i oczywiście nowa funkcja strażnika, czyli kogoś, kto potrafi chronić infrastrukturę krytyczną. Może nie bronić, bo to jest zadanie sił zbrojnych, ale chronić.
Niedawno podpisaliście umowę z wojskiem na ochronę krytycznej infrastruktury. To pierwszy krok w kierunku "bronić"?
Tak, to jest właśnie zakreślenie przez nas i przez siły zbrojne granic między ochroną a obroną. Mówimy, że będziemy się chronić, czyli np. gdy jakaś osoba pojawia nam się ciągle w polu widzenia obiektu energetycznego i próbuje tam robić zdjęcia - wtedy wkroczą nasze wewnętrzne służby. Natomiast np. nadlatujące rakiety manewrujące to już zadanie dla wojska. To są te granice, które sobie zakreślamy.
Tańsze, ale gorsze? Ekspert wprost o chińskich autach
Jeśli chodzi o tę ochronę i obronę, to będzie wymagało od was znacznego przeorganizowania czy przebudowania dużych zasobów?
Może to nie będą jakieś mega wielkie zasoby, bo wiadomo, że my nie będziemy mieć własnych dywizji. Musimy mieć jednak swoją służbę ochrony. Korzystamy też z zewnętrznych agencji. Poza tym jest cała sfera cyber, gdzie też kwestia ochrony jest krytyczna i gdzie aspirujemy do roli administrującego sektorowym CSIRT (ang. Computer Security Incident Response Team), czyli centrum alarmowego ochrony cyber dla całej branży energetycznej. Kolejne elementy to chociażby własne drony czy śmigłowce. My już część tego mamy, robimy obloty linii itp. Mamy świadomość, że część tej infrastruktury krytycznej faktycznie jest krytyczna. Chociażby synchronizacja trzech krajów bałtyckich odbywa się poprzez polski system. Mniej pocieszające jest to, że odbywa się to przez jedną linię na Litwę. Dlatego musimy dywersyfikować bezpieczeństwo i budować kolejną linię.
Pamiętam, że jak przychodziłem do PSE, był już otwarty program bezobsługowych stacji energetycznych. I kiedyś on miał swój sens. Dzisiaj musimy o czymś takim niestety zapomnieć. Musimy mieć obsadę na wszystkich stacjach.
Mówiąc o tej roli strażnika, czy system sam w sobie nie stanie się zagrożeniem? W strategii podkreślacie rosnącą złożoność systemu, jego zmienność, długie okresy niskiej generacji lub nadpodaży. Czy jesteśmy w stanie się obronić przed systemem jako takim?
Jesteśmy przekonani, że tak. Widzimy już, jakie technologie musimy wprowadzić do polskiego systemu elektroenergetycznego po to, żeby nie uprawiać jazdy bez trzymanki, jaka teraz w niektórych systemach europejskich się czasem odbywa. Dzieje się tak przy niewielkim udziale magazynów energii, kompensatorów, wszystkich źródeł inercji. Nawet jeśli magazyny są, to pracują w trybie grid following, a nie grid forming, czyli nie poprawiają same z siebie parametrów sieci, tylko pogłębiają problemy. My wiemy, jak to zrobić bezpiecznie, jakich użyć technologii i jak nazwać poszczególne produkty, które będziemy musieli zamówić na rynku. Jesteśmy na tej drodze i myślimy, że w dziesięcioletnim horyzoncie będziemy w stanie to zrobić.
Startujemy w momencie, kiedy źródła emisyjne stanowią core miksu energetycznego, a strategia dochodzi do punktu w 2035 roku, kiedy mają to już być źródła bezemisyjne?
Tak, choć nie znaczy to, że w systemie nie będzie źródeł emisyjnych. Chodzi o to, że będziemy mogli w wybranych momentach, kiedy jest nadwyżka energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych, prowadzić system bez źródeł konwencjonalnych. To nie oznacza, że tych źródeł nie będzie. To jest nasz główny cel, bo to daje nam najlepsze efekty we wszystkich trzech głównych wymiarach elektryfikacji. W wymiarze geopolitycznym - kupujemy mniej paliwa od nieprzyjemnych ludzi, z którymi wolelibyśmy mieć jak najmniej do czynienia. W wymiarze fizycznym - energia elektryczna jest najbardziej efektywnym sposobem używania energii pierwotnej. I w elemencie ekonomicznym - bo źródła odnawialne mają z natury swojej rzeczy najniższy koszt wytwarzania energii.
Obecny brak pewnych regulacji wiatrakowych jest problemem? Wiemy, że minister Hennig-Kloska ma już opracowany plan B, ale Pałac Prezydencki będzie wyczulony na te kwestie. Jak bardzo doskwiera wam brak tych regulacji w kontekście strategii i jej celów?
Na pewno bardzo doskwiera nam wszystko, co jest takim współczesnym luddyzmem, czyli próbą powstrzymania przy pomocy polityki ewolucji naukowo-technicznej czy zmian technologicznych. O ile nikt nie jest taki odważny, żeby wystąpić np. przeciwko używaniu komputerów czy sztucznej inteligencji, o tyle pod jakimiś dziwnymi pretekstami próbuje się wyeliminować z polskiego miksu najbardziej efektywne źródła, jakimi są lądowe farmy wiatrowe. Mamy lepsze warunki wietrzne niż np. Niemcy, a wiadomo, że nie pojedziemy na fotowoltaice jak Gwinea Bissau czy Arabia Saudyjska, które mają po 300 dni słonecznych w roku. A pomysł typu "skoro wiatraki na lądzie psują widok, to wywalmy je na morze" jest mało sensowny z powodów bezpieczeństwa czy ekonomicznych.
Czy jesteśmy na właściwej ścieżce, jeśli chodzi o włączanie do systemu źródeł atomowych, w tym także SMR-ów?
Nie widzę na ten moment żadnych ryzyk. Jeśli chodzi o ten duży projekt atomowy, to my mamy go bardzo dokładnie rozpisany niemal dzień po dniu i będziemy z dużym wyprzedzeniem gotowi do tego, żeby go podłączyć. Natomiast jeśli chodzi o projekty SMR-owe to inwestorzy występują do nas z wnioskami o przyłączenie ich do miejsc, gdzie już jest jakaś działalność energetyczna i są elektrownie konwencjonalne. SMR-y z punktu widzenia operatora systemu przesyłowego to marzenie, bo zastępujemy stare źródła dyspozycyjne nowymi i nie musimy specjalnie dużo martwić się o rozbudowę sieci. Oczywiście pewne nowe elementy są potrzebne, źródła jądrowe się nieco różnią, jeśli chodzi o sposób ich przyłączania, ale to są rzeczy nieistotne z punktu widzenia operatora.
To, co się ma wydarzyć do roku 2035 oznacza przebiegunowanie energetyczne Polski. Czego to będzie od was wymagało i na ile to będzie rzutowało na waszych klientów i na rozwój przemysłu?
Pewien rozdźwięk istnieje między tym, co musimy uwzględnić w strategii, a tym, co my uważamy za najbardziej optymalne. Musimy odnieść się do istniejących dokumentów rządowych, chociażby "Krajowego Planu w Dziedzinie Energii i Klimatu" i zakładanego tam udziału poszczególnych źródeł. My jednak w naszej strategii podkreślamy rolę źródeł rozproszonych, natomiast zdajemy sobie sprawę z dość dużej złożoności zagadnienia pod tytułem: "umieśćmy duże źródła wytwórcze daleko na północy, jeszcze nawet za granicami polskimi na morzu, a odbiory do tego będziemy dalej trzymali na Dolnym i Górnym Śląsku". Inwestycje związane z tym są olbrzymie i pojawia się pytanie, czy mają one sens w sytuacji, kiedy klienci będą dążyć do jak najdalej idącej samowystarczalności energetycznej. Może być tak, że chętnych na ten bardzo drogi prąd będzie niewiele.
Czy w rozwiązaniach, z którymi niedawno wyszedł prezydent Nawrocki w tzw. ustawie prądowej, widzi pan jakieś rzeczy warte implementacji w waszych działaniach? Tam jest mowa o ograniczeniu opłat dystrybucyjnych, ograniczeniu systemu wsparcia certyfikatami…
Jeśli chodzi o systemy certyfikatów, to gdy niedawno Ministerstwo Klimatu i Środowiska określało poziom obowiązku ich wykupu na najbliższe lata, rekomendowaliśmy jego zdecydowane obniżenie. Mieliśmy więc tożsame stanowisko, ale wpływ tych opłat na nasz rachunek jest dość marginalny. Natomiast należałoby tak nadzorować i koordynować rozwój systemów dystrybucyjnych, żeby unikać inwestycji, które nie są niezbędne. I żeby rozwiązania w systemach dystrybucyjnych były nawzajem kompatybilne i żeby przystawały do tego, co robimy na poziomie sieci przesyłowej. Musimy osiągnąć bardzo daleko idącą koordynację. Mówiliśmy o tym już w pakiecie antyblackoutowym - wspólny nadzór ze strony jednej instytucji państwowej nad operatorami elektroenergetycznymi. Myśleliśmy, że taką rolę mógłby pełnić pełnomocnik do spraw krytycznej infrastruktury energetycznej.
Na pewno warto zastanowić się także nad ograniczeniem kosztów dla odbiorców. Bardzo zachęcam osoby, które doradzają panu prezydentowi, żeby to nie polegało na przesunięciu ich z parapodatku na podatek. Bo zabranie np. opłaty mocowej klientom i przeniesienie jej kosztów na budżet państwa, to jest dokładnie takich ruch. Natomiast warto myśleć jak ograniczyć koszty poprzez różne rozwiązania organizacyjne, prawne, czy też poprzez dialog z instytucjami unijnymi.
Istnieje sceptycyzm wobec transformacji energetycznej, części sceny politycznej. Z drugiej strony Komisja Europejska przyspiesza dekarbonizację do 2040 roku. Czy strategia jest odporna na takie turbulencje?
Nie jest odporna w tym sensie, że jeśli ktoś w Polsce uchwali kolejny raz coś w rodzaju 10H, to tej strategii się nie da wdrożyć, a świat nam jeszcze bardziej odjedzie. Ważne, żebyśmy zdawali sobie sprawę, gdzie jesteśmy i co jest naszym celem. Ja uważam, że celem gospodarczym Polski i Europy nie jest ograniczenie emisji CO2. Celem musi być przyspieszenie procesu elektryfikacji gospodarek, bo to da nam największą efektywność tych gospodarek w skali globalnej. Elementem towarzyszącym temu jest obniżenie emisji poprzez fakt, że najbardziej efektywne są źródła odnawialne. Ale myślimy przede wszystkim o elektryfikacji, a nie o ograniczeniu emisji.
Słyszmy ze strony rządu o rewizji tempa transformacji?
My przede wszystkim próbujemy zarządzać transformacją, żeby uzyskać jak największą efektywność ekonomiczną, bezpieczeństwo geopolityczne i efektywność tego, co robimy. Redukcja emisji przyjdzie przy okazji. I myślę, że tak powinniśmy to definiować. Natomiast wszystkie pomysły, które czasem słyszę od niektórych polityków w Polsce, że odnawialne źródła energii to jakaś moda, która już w zasadzie przemija, a teraz będziemy szli gdzieś w jakimś innym, bliżej niesprecyzowanym kierunku - to przepraszam, ale to jest jakiś ruski bełkot. Inaczej nie można tego określić.
Kiedy węgiel przestanie być rezerwą mocy, a funkcję przejmą gaz i atom? Jaki jest harmonogram tego przejścia?
Ja myślę, że w bardzo bliskim czasie, to może być pewnie 2028 rok, może 2029 rok, będzie już bardzo wiele dni w Polsce, w których cenę będzie wyznaczał nie węgiel, tylko gaz. Czyli będzie bardzo dużo dni, w których elektrownie węglowe w zasadzie nie będą pracowały. A jeśli będą jakieś pracowały, to raczej na węglu brunatnym. Natomiast jeśli chodzi o dłuższy horyzont, to jest pytanie, w którym kierunku pożegluje Komisja Europejska. Bo czy mamy maksymalizować koszty rynku mocy i budować dodatkowe moce gazowe na okoliczność, że nagle przyjdzie do Polski mróz minus 20 stopni czy nie? Moim zdaniem nie warto tego robić. Lepiej trzymać w rezerwie źródło węglowe, bo przy aktualnych narzędziach przewidywania pogody będziemy wiedzieli z wystarczającym wyprzedzeniem, kiedy należy je uruchomić. Natomiast być może przeważy jednak bardzo sztywne i dogmatyczne podejście KE, że nie ma wsparcia i będziemy musieli niestety więcej zapłacić za rynek mocy, w pełni oparty na gazie.
Jak postrzega pan ostatnie decyzje unijne? Cel klimatyczny 2040, derogacja ETS-2, pakiet sieciowy. Czy te polityki unijne mogą zamieszać w realizacji strategii?
Ostatnio został opublikowany pakiet sieciowy i w nim widać takie mityczne przeświadczenie, że to Komisja Europejska ma wyznaczyć, gdzie i ile ma być zbudowanych interkonektorów między poszczególnymi krajami, a jak je wybudujemy, to zapanuje szczęśliwość i niskie ceny. Chciałbym zwrócić uwagę, że w Polsce w ciągu ostatnich 10 lat zbudowaliśmy tylko jeden interkonektor, z Litwą. W tym czasie wielokrotnie wzrosła wielkość dostępnych zdolności przesyłowych. Dziś większe znaczenie ma jak odporna i jak rozbudowana jest sieć krajowa. A Unia jakby tego nie zauważa.
Bruksela prowokuje problemy?
Takich przykładów pewnie jest więcej. KE odwołuje się do jakiegoś celu, który jest trochę celem ideologicznym, a nie celem zdefiniowanym gospodarczo, co powoduje, że potem taka polityka jest atakowana z pozycji populistycznych. Na przykład chcemy zwiększyć efektywność naszego systemu grzewczego w skali całego kraju poprzez zastosowanie pomp ciepła. Żeby to zrobić, musimy odpowiednio zelektryfikować gospodarkę. Oczywiście to spowoduje, że emisyjność sektora ciepłowniczego w Polsce drastycznie spadnie, ale celem nie powinno być obniżanie emisyjności sektora ciepłowniczego, tylko podniesienie jego efektywności.
Ile będzie kosztowała transformacja sieci zapowiedziana w strategii ?
Podajemy pewne kwoty, związane z inwestycjami sieciowymi. W części sieciowej to jest w tej chwili około 75 miliardów złotych w ciągu 15 następnych lat. Do tego trzeba dorzucić wiele innych rzeczy, chociażby koszty rynku mocy. One już w tej chwili wynoszą około 10 miliardów złotych rocznie, więc to będzie kolejne 100 miliardów. Ale musimy zapłacić za bezpieczeństwo po to, żeby sama energia była jak najtańsza. Natomiast jeśli chodzi o rozbudowę sieci to są koszty warunkowe, oparte o założenia z KPEiK. Między innymi o zmianę paradygmatu wytwarzania energii i przestawienie produkcji energii z południa na północ. Koszty obsługi tej zmiany to około dwie trzecie naszego planu inwestycyjnego. Ale jeśli coś się po drodze wydarzy i np. bardziej upowszechni się technologia SMR, a mniej będziemy budować farm wiatrowych na morzu, wtedy tych inwestycji będzie na pewno mniej.
Czy to oznacza, że energia dla klienta będzie tania, tylko system będzie drogi, więc wychodzi w zasadzie na jedno?
Na jedno nie wychodzi - będzie taniej. Szczególnie, że większość tych inwestycji to są inwestycje jednorazowe. Współczesna energetyka, nawet gdy mówimy o panelach słonecznych czy bateriach, nie polega na tym, że importujemy jakieś paliwo, spalamy je i musimy zaimportować za chwilę kolejną porcję surowca. Inwestujemy raz, a potem, jeśli będziemy wdrażać konsekwentnie gospodarkę obiegu zamkniętego, to na przykład 90 procent litu i innych surowców używanych do produkcji baterii będzie do ponownego użycia. Te inwestycje w dużej mierze są inwestycjami jednorazowymi albo prawie jednorazowymi. Natomiast oczywiście koszty operacyjne będą zdecydowanie maleć.
Jak to wpłynie na ostateczny koszt systemu?
Jeśli będziemy budować w oparciu o takie instrumenty, jak dzisiaj chociażby w KPO, czyli mamy wprawdzie kredyty, ale bardzo nisko-oprocentowane, to prawdopodobnie koszty tego systemu będą znacznie niższe. Zresztą niedawno nasz brytyjski odpowiednik NESO opublikował analizę pokazującą, jak wygląda system oparty o OZE i energetykę jądrową z niewielkim udziałem gazu w porównaniu do obecnego modelu. I wnioski są dewastujące dla miłośników energetyki takiej jak dziś.
Rząd podjął decyzję, aby nie brać 20 mld zł z puli pożyczkowej na projekty m.in. energetyczne, które można zrobić komercyjnie. Czy to duża strata dla was?
Przygotowaliśmy dużo projektów pod KPO. Oczywiście mamy w tym mechanizmie jeszcze element terminowości, ale przy pożyczkach on nie jest aż taki palący. Myślę, że tyle ile uda nam się uzyskać, tyle uzyskamy i spożytkujemy, bo ten program jest duży, a koszty są jednak zdecydowanie niższe przy kredycie z KPO, niż na rynku.
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl