Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Tomasz Sąsiada
Tomasz Sąsiada
|

Związki zawodowe w Polsce potrzebują świeżej krwi. Chcą zrzeszać zatrudnionych na "śmieciówkach"

0
Podziel się:

Dziś to niemożliwe, a problem może tkwić w... błędnym tłumaczeniu konwencji ONZ z angielskiego na polski.

Związki zawodowe w Polsce potrzebują świeżej krwi. Chcą zrzeszać zatrudnionych na "śmieciówkach"
(Andrzej Wawok / Reporter)

Polskie przepisy o związkach zawodowych są niezgodne z konstytucją i nie dają ludziom pełni swobody zrzeszania się - narzekają związkowcy. Nawet jeśli Trybunał Konstytucyjny, który zajmuje się dziś tą sprawą, przyzna im rację, sytuacja wcale nie musi się poprawić - kontrują pracodawcy. Pozycja związków słabnie. Już ponad połowa Polaków uważa, że ich wpływ na politykę jest za mały i że nieskutecznie bronią praw pracowników.

Złota era związków zawodowych już za nami. Liczba Polaków, którzy udzielają się w tego typu organizacjach, w porównaniu z 1991 rokiem spadła ponad trzykrotnie. Obecnie jest to - według sondażu CBOS - około 2,3 miliona pracowników. Największa centrala związkowa w Polsce, OPZZ, bije na alarm, że nie każdy, kto pracuje, może się do związków zapisać. I to właśnie ta sprawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego.

W Polsce nie da się zostać związkowcem, pracując na "śmieciówce" - umowie o dzieło albo umowie zleceniu. Taki przywilej mają tylko pracownicy etatowi i kilka innych grup - na przykład osoby działające w rolniczych spółdzielniach produkcyjnych. W tej sytuacji setki tysięcy pracujących na umowach cywilnoprawnych jest dyskryminowanych - alarmuje OPZZ.

A tak nie powinno być i nie o takiej ochronie praw pracowników mówi prawo międzynarodowe. Kiedy krótko po wojnie ONZ tworzyła konwencję o wolności zrzeszania się w związki zawodowe, wyraźnie podkreślała, że ma do tego prawo każdy, kto wykonuje jakąś pracę. Forma zatrudnienia nie ma najmniejszego znaczenia - głosi jeden z artykułów konwencji. Tak rozumianą wolność kraje zachodnie usankcjonowały, tworząc swoje wewnętrzne prawa.

[Stosunek pracy](https://msp.money.pl/wiadomosci/poradniki/artykul/stosunek-pracy-8211;-na-czym-polega,31,0,2421791.html) musi być

Dlaczego Polska nie poszła tym tropem? Dlaczego szacowanej przez OPZZ na 800 tysięcy osób grupie pracujących na "śmieciówkach" prawo nie oferuje takich samych przywilejów, jak innym zatrudnionym? OPZZ punktuje, że doszło do błędnego tłumaczenia na polski napisanej po angielsku i francusku konwencji ONZ. Chodzi o słowo "pracownik", które na Zachodzie jest rozumiane jako każda osoba wykonująca pracę, a w naszej ustawie o związkach zawodowych oznacza tylko osobę na etacie.

- Obecne prawo faktycznie budzi wątpliwości - przyznaje Monika Gładoch, doradca prezydenta Pracodawców RP. O rozszerzeniu praw pracującym na "śmieciówkach" mówi jednak bez entuzjazmu. - Gdyby doszło do takiej zmiany, trzeba by wprowadzić nowe regulacje dotyczące prawa do rokowań, sporów zbiorowych i strajków dla tych osób. Trzeba by na przykład ustalić, z kim miałaby rokować korporacja taksówkarska.

Poza tym, jak mówi Gładoch, zatrudnieni na "śmieciówkach" mają do dyspozycji szereg innych form zrzeszania się, jak choćby stowarzyszenia czy izby gospodarcze. Przedstawicielka Pracodawców RP zgadza się jednak, że moc ich oddziaływania na pracodawców jest mniejsza niż w przypadku związków zawodowych.

W podobnym tonie wypowiada się przedstawicielka Lewiatana, innej organizacji zrzeszającej pracodawców. Według Grażyny Spytek-Bandurskiej, nie ma dzisiaj warunków, żeby pracujący na umowach cywilno-prawnych dostali takie same prawa do tworzenia związków, jak ci na etacie.

Źródło: Money.pl na podstawie danych z central związkowych

- Trzeba podzielić osoby pracujące na umowach cywilnoprawnych na dwie grupy. Jedna to ci, którzy pracują u jednego pracodawcy i wykonują podobne obowiązki, co ich etatowi koledzy. Ale jest też druga grupa, czyli samozatrudnieni, świadczący usługi dla wielu firm. W ich przypadku trudno wskazać, który zleceniodawca powinien ponosić koszty utrzymania tworzonego przez nich związku zawodowego - wyjaśnia Spytek-Bandurska.

Statystyki odnośnie związków zawodowych w Europie mogą zaskakiwać. Jak na tym tle wypada Polska? Zobacz na drugiej stronie

Przedstawicielka Lewiatana zwraca uwagę na jeszcze jeden problem: wcale nie jest powiedziane, że osoby zatrudnione na "śmieciówkach" chcą iść do związków. - Nikt ich o to nigdy nie pytał, nie było żadnych badań, sondaży. Widzimy raczej, że zleceniobiorcy niechętnie organizują się w grupy w tych formach prawnych, które dzisiaj są dla nich dostępne - tłumaczy.

Osobną kwestią jest dokładna liczba pracujących na takich umowach, trudna do jednoznacznego oszacowania. Kiedy w 2012 roku OPZZ składało wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, szacowało ją na około 800 tysięcy osób. Z kolei Główny Urząd Statystyczny wyliczył, że w 2013 roku było ich około 1,5 miliona. Najwyższą liczbę podawała zaś Solidarność, według której pracowników mających podpisane umowy cywilnoprawne może być aż cztery miliony.

Kto chce iść do związków

Wątpliwości pracodawców co do tego, czy pracujący na "śmieciówkach" zrzeszaliby się w związki zawodowe (gdyby mogli) wydaje się całkiem zasadne w świetle tego, że liczba związkowców skurczyła się w ciągu 25 lat polskiej wolności gospodarczej o trzy razy. W 1991 roku niemal co piąty Polak należał do jakiegoś związku zawodowego, dziś - już tylko nieco więcej niż co dwudziesty. W przeliczeniu na liczbę wszystkich etatowych pracowników w Polsce: związkowcami jest 12 procent pracujących, którzy mają do tego prawo.

źródło: Money.pl na podstawie danych Europejskiego Instytutu Związków Zawodowych

To nie tylko znacznie mniej niż u nas ćwierć wieku temu, ale też wyjątkowo blado w porównaniu z innymi krajami w Europie. Spośród 30 europejskich państw zajmujemy dopiero czwarte miejsce od końca. Za nami są tylko Estonia, Litwa, i - z najgorszym wynikiem w Europie - Francja, gdzie do związków należy tylko osiem procent pracujących.

Rekordowo chętnie zrzeszają się za to pracownicy w krajach Skandynawskich - w Danii, Szwecji i Finlandii odsetek ten oscyluje w okolicach 70 procent. Wynik nie zaskakuje, bo państwa te zwyczajowo kojarzą się z dobrą opieką socjalną, dbaniem o obywatela i powszechnym stosowaniem dialogu przy wszelkiego rodzaju sporach.

Z wyników sondażu CBOS wynika z połowy 2014 roku wynika, że Polacy z jednej strony popierają działalność związków zawodowych, a z drugiej uważają, że robią za mało w celu obrony praw pracowniczych. Tylko 27 procent pytanych uważa, że interesy zatrudnionych są przez związki chronione w wystarczający sposób. Podobnie jest w przypadku wpływu na politykę - tylko według 10 procent Polaków jest on wystarczający.

Jak jest na Zachodzie

Nie można się dziwić niedosytowi, jaki zostawiają w Polakach związkowcy, jeśli spojrzy się choćby na naszego zachodniego sąsiada. Co prawda poziom uzwiązkowienia w Niemczech jest nieporównywalnie niższy niż w przypadku krajów skandynawskich, to jednak tamtejsi pracownicy potrafią się dać państwu we znaki. Tak jest i w przypadku niemieckich kolei i linii lotniczych. Kilkanaście strajków i protestów obu tych grup zawodowych doprowadziło do opóźnienia i odwołania setek lotów i pociągów.

Od dwóch lat polscy związkowcy nie mają do kogo pójść, żeby kulturalnie porozmawiać o swoich postulatach. To właśnie od takiego czasu nie działa komisja trójstronna, która przy jednym stole zbierała przedstawicieli pracowników, pracodawców i rządu. Jest nadzieja, że do rozmów wszystkie te strony - prędzej czy później - wrócą. Rząd przyjął projekt ustawy o Radzie Dialogu Społecznego, a teraz pracują nad nim posłowie. Próba podarowania czegoś związkowcom w przeddzień wyborów parlamentarnych jest dla wszystkich polityków szansą na zbicie politycznego kapitału.

Czytaj więcej w Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)