Rupia indyjska przebija psychologiczną barierę. Tyle trzeba płacić za dolara
Indyjska waluta znalazła się pod gigantyczną presją, przebijając historyczny poziom 90 rupii za dolara. To efekt kombinacji nowych taryf celnych oraz gwałtownego odpływu kapitału zagranicznego, który uderza w rynki wschodzące.
Na rynkach walutowych doszło do znaczącego przesilenia. Indyjska rupia (INR) osłabiła się do poziomu, który jeszcze niedawno wydawał się odległą perspektywą. Przebicie bariery 90 rupii za jednego dolara amerykańskiego to nie tylko symboliczny cios w wizerunek indyjskiej gospodarki, ale przede wszystkim sygnał ostrzegawczy dla inwestorów na całym świecie. Wydarzenia z 3 grudnia 2025 roku pokazują, jak wrażliwe na globalne zawirowania handlowe pozostają waluty rynków wschodzących.
Poważne problemy Niemiec. "Czegoś takiego nie spotkałem od 35 lat"
Cła dławią walutę
Głównym katalizatorem obecnej wyprzedaży są kwestie handlowe. Wprowadzenie nowych taryf celnych (o czym informuje tytuł depeszy Reutersa) drastycznie zmieniło sentyment wobec indyjskiego eksportu. W ekonomii mechanizm ten jest brutalny, ale prosty: wyższe cła oznaczają, że towary produkowane w Indiach stają się droższe dla zagranicznych odbiorców, co prowadzi do spadku popytu.
Mniejszy popyt na towary to mniejszy popyt na walutę, w której te towary są rozliczane. Inwestorzy, widząc zagrożenie dla bilansu handlowego Indii, zaczęli masowo wyprzedawać rupię, obawiając się, że wojny handlowe zahamują wzrost gospodarczy tego azjatyckiego giganta. Protekcjonizm, który powrócił do głównego nurtu polityki gospodarczej w połowie dekady, zbiera swoje żniwo właśnie na wycenach walut krajów rozwijających się.
Kapitał ucieka do bezpiecznych przystani
Drugim, równie istotnym czynnikiem, jest zjawisko "capital outflow", czyli odpływu kapitału. W momentach niepewności – a taką generują nowe bariery celne – globalny kapitał ma tendencję do migracji z rynków o wyższym ryzyku (takich jak Indie) do tak zwanych "bezpiecznych przystani" (safe havens). Tradycyjnie rolę tę pełni dolar amerykański oraz obligacje skarbowe USA.
Wyprzedaż aktywów w Indiach przez zagraniczne fundusze wymusza wymianę rupii na dolary, co dodatkowo napędza spiralę spadków. Działa tu efekt kuli śnieżnej: im słabsza jest waluta, tym szybciej inwestorzy chcą się jej pozbyć, by uniknąć strat kursowych, co z kolei prowadzi do dalszego osłabienia.
Co to oznacza dla gospodarki?
Tak gwałtowna deprecjacja waluty niesie za sobą poważne konsekwencje makroekonomiczne, które wykraczają poza same wykresy giełdowe. Indie są znaczącym importerem surowców energetycznych, w tym ropy naftowej, która na rynkach światowych wyceniana jest w dolarach. Słaba rupia oznacza, że za tę samą baryłkę ropy Indie muszą zapłacić znacznie więcej w walucie lokalnej. To prosty przepis na wzrost cen paliw na stacjach, a w konsekwencji – wzrost kosztów transportu i cen towarów w sklepach. Oznacza to, że Indie "importują" inflację.
Indyjskie firmy, które zadłużyły się w dolarach, stają w obliczu dramatycznego wzrostu kosztów obsługi tego długu. Spłata rat kredytowych przy kursie powyżej 90 INR za USD staje się znacznie większym obciążeniem niż przy kursach z lat poprzednich (gdy oscylowały w granicach 80-83 INR). W związku z tym Reserve Bank of India (RBI) znajduje się w trudnym położeniu. Aby bronić kursu waluty, bank centralny musi albo podnosić stopy procentowe (co może zdusić wzrost gospodarczy), albo interweniować na rynku, wyprzedając rezerwy walutowe.