Rusza gra o unijny budżet. Szykuje się konflikt Warszawa-Bruksela?
W środę szefowa Komisji Europejskiej ma wyłożyć karty na stół w sprawie unijnego budżetu na lata 2028-2035. Równolegle toczą się dyskusje o kształcie planu finansowego na sam 2026 rok. Obóz rządzący obawia się długiego "protokołu rozbieżności". Powód? Nieoficjalnie słyszymy o pogarszających się relacjach z Ursulą von der Leyen.
To, co wstępnie pokaże w tym tygodniu szefowa KE, będzie pierwszym poważnym miernikiem tego, jak dalece Komisja zrewidowała swoją dotychczasową politykę, znajdując się pod coraz większą presją ze strony krajów członkowskich. Chodzi o naciski w zakresie tzw. zielonych polityk oraz narastających potrzeb w zakresie bezpieczeństwa.
Coraz bardziej nie po drodze z Ursulą von der Leyen
Na razie jednak trwa nerwowe wyczekiwanie, co zostanie pokazane. - Nikt do końca nie wie, co Ursula wyłoży. Tym bardziej że prace koordynuje przede wszystkim jej gabinet polityczny, a w mniejszym stopniu nasz komisarz Piotr Serafin, odpowiedzialny za budżet UE. To chyba niestety było sygnalizowane w tzw. mission letters (pisma określające ścieżkę współpracy - przyp. red.) skierowanych do komisarzy przez szefową KE, gdy rozpoczynali pracę. W liście do Serafina była mowa o tym, że jego rolą będzie "doradzanie" w sprawie budżetu, a nie jego przygotowanie - zwraca uwagę rozmówca z rządu, choć spoza KO.
Tyle że podobne głosy słychać właśnie w Koalicji Obywatelskiej.
My byśmy woleli, by każdy komisarz prezentował właściwą dla siebie strategię. Tymczasem Ursula von der Leyen chce działać gremialnie, najlepiej w ramach tzw. kolegium komisarzy i swojego gabinetu. A jeśli decyzje są tak podejmowane, to osłabia bezpośredni wpływ Serafina na kwestie budżetowe - przyznaje rozmówca z KO.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miliardy dla PGZ. "Dobry ruch, choć bardzo spóźniony"
Choć relacja Donalda Tuska z Ursulą von der Leyen miała być jednym z naszych największych atutów w rozgrywkach na szczeblu europejskim (czego dowodem było odblokowanie KPO na początku rządów obecnej koalicji), to jednak nieoficjalnie słychać o coraz większej liczbie dzielących ich spraw. - Mamy z nią dobre relacje, ale one się pogarszają z uwagi na spór w sprawie kilku tematów. Jeśli szefowa KE widzi jakieś napięcie, to odsuwa odpowiedzialność na koledż komisarzy albo mówi, że coś zostało już uzgodnione z Parlamentem Europejskim i właściwie pozostaje to tylko implementować - mówi jeden z europosłów związanych z koalicją rządzącą.
Budżetowe oczekiwania
Na razie jednak chodzi o to, by propozycje, z jakimi wyjdzie Komisja Europejska, były jakkolwiek zbieżne z naszymi oczekiwaniami. A te są dość daleko idące. Jeśli chodzi o budżet UE na 2026 rok, to zależy nam m.in. na większych środkach budżetowych na obronność. W tej chwili to niespełna 2 mld euro w unijnym programie EDIP, ale KE już szykuje dużo szerzej zakrojony program SAFE, którego budżet ma wynieść 150 mld euro. Trwa także przeciąganie liny w sprawie pieniędzy na ochronę granic zewnętrznych UE (w tym roku to zaledwie 52 mln euro pochodzące z rezerwy, w przyszłym roku jest szansa na 1 mld euro do podziału pomiędzy kraje członkowskie).
Dużo większych rewolucji rządzący spodziewają się w przypadku wieloletnich ram finansowych na lata 2028-2035. Europoseł KO mówi, że są trzy punkty, które dziś "jawią się jako duży problem polityczny".
Po pierwsze, chodzi o ambitne cele klimatyczne. Ostatnio KE zaproponowała, by celem UE na rok 2040 była redukcja emisji gazów cieplarnianych netto o 90 proc. w porównaniu z poziomem z 1990 roku.
Wcześniej sygnalizowali 95 proc. Tę propozycję traktujemy jak prowokację. To polityka byłego wiceszefa KE Fransa Timmermansa bez Timmermansa - ocenia nasz rozmówca z KO.
Po drugie, to kwestia ostatecznych ustaleń w sprawie Mercosur - porozumienia o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską a organizacją, w skład której wchodzą Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj. Umowa rodzi obawy o interes europejskich rolników, którzy mogą być stratni na imporcie produktów spożywczych z tamtego rejonu świata.
- Widzimy tu dwie możliwości. Albo odłożenie tego porozumienia w czasie, albo nałożenie tak dużych limitów i kontroli, że to będzie działało w bardzo ograniczonym zakresie. Na razie jest propozycja KE o limitach w produkcji rolnej, by np. na jednego Europejczyka import wołowiny z Mercosur nie przekraczał 180 gr rocznie. Ale to chyba za mało, by Komisja zyskała akceptację wszystkich stron - mówi europoseł KO.
Po trzecie, to struktura kolejnego wieloletniego budżetu UE. Tu największe obawy budzi dążenie KE do większej centralizacji zarządzania unijnymi funduszami, gdzie zamiast tzw. kopert krajowych będą duże pule na reformy i inwestycje, zarządzane bezpośrednio przez KE. A to uderzy w zdecentralizowany, polski model wdrażania eurofunduszy, w ramach którego ponad 40 proc. dystrybuują samorządy wojewódzkie.
Pytanie, jak te dążenia KE mają się do polityki spójności wdrażanej w Polsce. Jeśli miałyby to być jakieś "reformy i inwestycje" regionalne, to rodzi się pytanie, jak to wprowadzić na gruncie polskiego prawodawstwa, skoro to rząd odpowiada za reformy w tym kraju, a nie władze samorządowe - zastanawia się rozmówca z rządu.
Jeszcze ostrzej sprawę komentuje rozmówca z KO. - Do tej pory mieliśmy regionalne programy operacyjne, regiony negocjowały bezpośrednio z KE podział tych środków i ich wielkość. Jeśli to wszystko przejdzie teraz na decyzje rządów krajów członkowskich, to tego nie będzie. Odejście od tego sposobu myślenia oznacza niekontrolowaną absorpcję środków przez Fico (Roberta Fico - premiera Słowacji - przyp. red.) czy Orbana (Viktora Orbana - premiera Węgier). Naszymi pieniędzmi będą napychać swoje kieszenie - przestrzega polityk KO.
Pieniądze na transformację i niepewne losy programu Erasmus
W ramach rozmów budżetowych niezmiennie wracają wątki dotyczące transformacji energetycznej i jej kosztów. Polski rząd walczy o to, by z jednej strony odsunąć w czasie (z 2027 na 2030 rok) wejście w życie systemu handlu uprawnieniami do emisji ETS2, który ma objąć transport i budownictwo, a z drugiej strony, by były pieniądze na przygotowanie się do tej rewolucji.
- Chcemy, żeby już teraz pojawiały się pieniądze, które przygotują nas do implementacji dyrektyw ETS2 i pozwolą zmienić miks energetyczny. Ludzie nie mogą płacić z własnej kieszeni za widzimisię klimatyczne UE. W Komisji rozumieją naszą perspektywę, ale mamy trudny pojedynek na to, jak przełożyć to na pieniądze - przyznaje europoseł KO.
Kolejna sprawa to więcej środków na fundusz deportacyjny i mający na celu niwelowanie skutków katastrof naturalnych i innych tego typu kryzysów. Ta pierwsza kwestia dotyczy oczywiście paktu migracyjnego, którego Polska nie zamierza na razie implementować. Chodzi jednak o skuteczniejsze akcje deportacyjne. - Tzw. dyrektywa powrotowa musi mieć jakieś finansowe zabezpieczenie, jak nie teraz, to przynajmniej w perspektywie kolejnej unijnej "siedmiolatki" - wskazuje europoseł KO.
Z kolei inna kwestia to pokłosie zeszłorocznej powodzi w Polsce i kilku innych krajach. - Do dyspozycji na niwelowanie skutków powodzi był unijny Fundusz Solidarności, ale początkowo nie miał on środków na koncie. Przez zmiany wynikające z kursu euro udało się przesunąć na rzecz tego funduszu 270 mln euro, co pozwoliło załatwić nam kilkadziesiąt milionów euro dla Polski. Dlatego chcemy, by fundusz miał zawsze jakieś pieniądze, a nie był tylko interwencyjny i by z góry zakładał pulę środków na pewne kryzysy. W przyszłym roku raczej nie będzie tego funduszu działającego na takich zasadach, ale w nowej perspektywie finansowej po 2028 roku to jest do zrobienia - uważa rozmówca z KO.
Już widać, że kością niezgody mogą być cięcia w unijnym planie finansowym, podyktowane m.in. nowymi priorytetami. Przykładowo, jak słyszymy, Niemcy mają przeć do znaczącego okrojenia lub nawet likwidacji słynnego programu Erasmus, umożliwiającego międzynarodową wymianę studentów. - To propozycja Scholza (Olafa Scholza - byłego kanclerza Niemiec - przyp. red.) i socjalistów. W przyszłym tygodniu mamy pierwsze negocjacje w tej sprawie. Zdaniem Niemców jest tam duża rezerwa finansowa rzędu kilku miliardów euro, którą można byłoby przeznaczyć na inne cele - wskazuje polityk KO.
Opozycja pełna obaw
Z obawami na to, z czym wyjdzie w środę szefowa Komisji, patrzy opozycja w PE. - Jest widoczny trend, według którego przewodnicząca próbuje centralizować władzę i mieć jak największy wpływ na portfolio każdego komisarza i jego działania. Wyzwań w budżecie na pewno będzie dużo. Najlepszym przykładem jest obronność, w przypadku której mamy dużo zapowiedzi UE, a, jak słychać, żadnych dużych pieniędzy na ten cel w przyszłym budżecie może nie być - mówi Michał Dworczyk, europoseł PiS.
Wyzwaniem na pewno będzie to, że w kolejnych wieloletnich ramach finansowanych da się odczuć spłata zobowiązań zaciągniętych na fundusz covidowy. - Spłata wspólnego długu będzie kosztować 35 mld euro rocznie od 2028 roku - wtedy ruszy pełną parą. Te zobowiązania mają wygasnąć w 2058 roku. Możemy się więc spodziewać zwiększenia składek członkowskich lub szukania nowych zasobów własnych - podkreśla Anna Bryłka z Konfederacji.
Z kolei Piotr Müller, europoseł PiS i były rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego, zwraca uwagę na dwa strukturalne zagrożenia związane z nowym wieloletnim budżetem UE.
Obawy budzi to, że Komisja będzie dążyła do zmniejszania wydatków w tych miejscach, gdzie są koperty krajowe, jak rolnictwo czy polityka spójności. Jednocześnie będzie chciała przenosić do wieloletnich ram finansowych model rozliczania finansowania znany z KPO, czyli kamieni milowych, które są uzgadniane z KE i z których wypełniania to ona rozlicza państwa członkowskie. A, jak widzimy, robi to w sposób nierzetelny i kieruje się sympatiami politycznymi - podkreśla poseł PiS.
Krytyka pod adresem Ursuli von der Leyen i jej pomysłów budżetowych ze strony opozycji może rykoszetem uderzyć w rząd Donalda Tuska. Jeśli te obawy się sprawdzą, politycy opozycji będą wytykać premierowi zapewnienia, że nikomu nie da się ograć w Brukseli, a swojego najlepszego człowieka wysyła, by pilnował prac nad budżetem UE.
Prace nad wieloletnim budżetem UE powinny być finalizowane w 2027 r. czyli wtedy, kiedy będą w Polsce wybory. To czy budżet będzie sukcesem Polski, stanie się ważnym wątkiem w kampanii wyborczej.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl