15 tys. dolarów na każdego żołnierza z USA. Sikorski mówi, ile kosztuje ich utrzymanie
– Cieszymy się, że stacjonuje u nas 10 tys. amerykańskich żołnierzy. Przeznaczamy 15 tys. dolarów rocznie na każdego amerykańskiego żołnierza. Utrzymywanie ich w Polsce jest tańsze niż w USA – stwierdził w wywiadzie w trakcie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku szef MSZ Radosław Sikorski.
Szef polskiego MSZ zabrał głos w tej sprawie podczas rozmowy z dziennikarzem magazynu "Foreign Affairs". Wskazał m.in., że utrzymywanie amerykańskich żołnierzy w Polsce jest tańsze niż w USA.
– Cieszymy się, że stacjonuje u nas 10 tys. amerykańskich żołnierzy. Cieszymy się, że dwa tygodnie temu w Białym Domu usłyszeliśmy, że jeśli chcemy, możemy ich mieć nawet więcej. Przeznaczamy 15 tys. dolarów rocznie na każdego amerykańskiego żołnierza. Utrzymywanie ich w Polsce jest tańsze niż w USA. Mamy dobre poligony do ćwiczeń i ich ćwiczenie też jest tańsze. Myślę, że daliśmy (Trumpowi) dobry interes – ocenił.
Przypomnijmy, że Donald Trump, w trakcie spotkania w Białym Domu z prezydentem Karolem Nawrockim na początku września, pytany o to, czy wojskowi USA pozostaną w Polsce, odpowiedział: – Myślę, że tak. Czy wiesz może o czymś, czego ja nie wiem? Jeśli już, to możemy umieścić tam więcej żołnierzy, jeśli (Polacy tego) chcą. Oni od dawna chcieli większej obecności wojskowej.
Ceny aut spadają. Chińska presja narasta
Siedzący obok niego prezydent Nawrocki stwierdził wtedy, że Polacy cieszą się z tego, że amerykańskie wojska są na terytorium ich kraju. – To pierwszy raz w historii Polski, w XX i XXI wieku, gdy Polacy cieszą się, że mamy zagranicznych żołnierzy w Polsce. Amerykańscy żołnierze są częścią naszego społeczeństwa – oświadczył polski prezydent. Zaznaczył, że ich obecność to sygnał dla świata, także dla Rosji, że jesteśmy razem.
Ile kosztuje Polskę utrzymywanie amerykańskich żołnierzy
Polska ponosi znaczące koszty związane z utrzymaniem wojsk sojuszniczych, głównie z USA i Wielkiej Brytanii, ale i Francji. Nasz kraj pokrywa wiele wydatków związanych z ich stacjonowaniem, w tym paliwo, żywność i usługi. Pod koniec ubiegłego roku "Rzeczpospolita" wyliczyła, że rocznie przeznaczane jest na to ponad 200 mln zł.
W latach 2020-2024 Polska wydała na utrzymanie sojuszniczych wojsk łącznie 831 mln zł. Najwięcej na paliwo sojuszników, ich żywność, ale też usługi m.in. takie jak pralnie – wskazywała wówczas "Rzeczpospolita".
Sikorski o prowokacjach Rosji
Wicepremier Sikorski w wywiadzie dla "Foreign Affairs" był pytany m.in. o niedawne wtargnięcie do Polski rosyjskich dronów. – Sądzimy, że to była celowa prowokacja. Obserwowaliśmy te drony od momentu ich wystartowania. Miejsce wystartowania było inne niż w przypadku startów wymierzonych w Ukrainę – powiedział Sikorski.
– Planiści muszą zająć się tą luką w naszej obronie – podkreślił. Pytany o polską strategię bezpieczeństwa, zaznaczył, że "Polska nie oddelegowała swojej suwerenności nikomu". – Jeśli więc ktoś przekroczy naszą granicę czołgiem, okrętem czy samolotem, nasza armia zrobi to, co przewiduje Konstytucja. Ale miło jest czuć, że sojusznicy łączą się z nami w bólu – stwierdził.
Zapowiedział też, że Polska nie wyśle do Ukrainy żołnierzy w ramach misji pokojowej ze względów historycznych. – Byliśmy tym samym krajem przez 400 lat. To byłoby tak, jakby Brytyjczycy (wysłali żołnierzy) do Irlandii. Ale zrobimy wszystko inne, by ta operacja była pomyślna – zadeklarował Sikorski.
– Musimy chronić hubu, musimy chronić linii komunikacji, które są zagrożone szpiegostwem i atakiem. Mogę też wyobrazić sobie operację w przestrzeni powietrznej z polskich lotnisk – powiedział. Podkreślił też, że rozmowy o hipotetycznym utworzeniu misji pokojowej w Ukrainie nie są tak pilne, jak wspieranie Ukrainy w walce tu i teraz.
Wszystko w gestii Chin?
Sikorski ocenił również, że jedynym krajem, który może zmusić Rosję do zakończenia wojny, są Chiny. – Gdyby powiedzieli Rosjanom, żeby zakończyli wojnę, bo w przeciwnym razie zamkną granicę i przestaną z nimi handlować, myślę, że Rosjanie musieliby się do tego zastosować. Ale Chiny nie chcą tego zrobić – powiedział.
Dodał, że wojna w Ukrainie "pasuje Chinom". – Zarabiają dużo pieniędzy, sprzedając towary Rosji. (…) Rosja stała się dużo bardziej zależna od Chin. Więc Chiny zdobyły wasala – powiedział. Według niego Pekin nie byłby prawdopodobnie zadowolony, gdyby Putin stracił władzę w wyniku przegranej wojny. – Ze względu na rywalizację z USA, Chiny nie chcą zostać same – stwierdził.
– Sądzę, że gdybyśmy pozwolili Putinowi na zajęcie Ukrainy i Rosja nie poniosłaby za to żadnych konsekwencji, chińskie władze uznałyby, że to byłoby w porządku, żeby odzyskać to, co uważają za zbuntowaną prowincję – powiedział Sikorski, odnosząc się do Tajwanu.
Sikorski o Ukrainie atakującej rosyjskie rafinerie
Sikorski zabrał też głos ws. ukraińskich uderzeń na rosyjskie rafinerie. Zaznaczył, że ataki mogły dotknąć już połowę z nich. – Oczywiście nie wiemy, jak trwałe są szkody, lecz pojawiają się informacje o kolejkach po benzynę w całej Rosji – podkreślił. – Więc ta walka o to, kto pierwszy wyczerpie zapasy, wydaje się być bardziej wyrównana, niż oczekiwaliśmy – dodał.
Przekazał, że podczas rozmów z przedstawicielami ukraińskich władz usłyszał, iż nie spodziewają się oni, by wkrótce miało dojść do zawieszenia broni. – Uważają, że trzeba prowadzić planowanie awaryjne, ale tak naprawdę planują wojnę z perspektywą trzech lat – poinformował.
Pytany o to, czy obawia się, że Trumpa zirytuje brak rozejmu, odpowiedział: – Mam nadzieję, że zdenerwuje go to, że jego kolega Władimir drwi sobie z niego. I mam nadzieję, że prezydent Trump zrobi to, co obiecał w sierpniu, czyli nałoży nowe sankcje na Rosję – oświadczył Sikorski.
Źródło: PAP