Skrócony czas pracy miał być hitem, jest obciążeniem. Ministerstwo się broni
Tylko 23 proc. komentarzy w mediach społecznościowych wspiera inicjatywę resortu pracy dotyczącą krótszego czasu pracy. Ministerstwo jej broni. - Duży udział podmiotów publicznych wśród uczestników odzwierciedla strukturę rynku pracy w Polsce - twierdzi. Zapowiada, że przeprowadzi analizę rezultatów pilotażu, "w tym także struktury uczestników".
Od momentu opublikowania przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej listy podmiotów, które wezmą udział w pilotażowym programie "Skrócony czas pracy – to się dzieje!", nie milkną głosy krytyki.
Największe kontrowersje wywołuje to, że na 90 uczestników programu aż 56 to podmioty publiczne, z czego 34 to urzędy oraz podległe im jednostki samorządowe, m.in. Urząd Pracy, Centrum Usług Wspólnych, MOPS, Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, dom kultury, filharmonia, muzea, biblioteki czy spółki wodociągowe. Pilotaż ma kosztować ok. 50 mln zł, a do urzędów i jednostek publicznych ma trafić aż 74,5 proc. dostępnych pieniędzy.
Burza w social mediach
Na naszą prośbę kolektyw analityczny Res Futura sprawdził, co o projekcie prowadzonym przez minister Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk (Lewica) sądzą użytkownicy mediów społecznościowych, takich jak Facebook, X czy TikTok. Badanie przeprowadzono pomiędzy 21 września a 19 października.
Szkieletowy czy murowany? Daria wybudowała dom za 466tys. w 3 miesiące
Główny wniosek? Tylko 23 proc. komentarzy wspierających krótszy czas pracy, przy czym większość to poparcie warunkowe, zależne od wdrożenia w sektorze prywatnym i konkretnych branżach. Komentarze krytykujące inicjatywę MRPiPS to 62 proc. wszystkich zweryfikowanych wpisów (z dominacją narracji fiskalnej, ideologicznej oraz zarzutami o niesprawiedliwość i nieefektywność).
Głównym źródłem krytyki jest struktura pilotażu - aż 58 proc. uczestników to urzędy i jednostki publiczne, które otrzymały 74,5 proc. dostępnych środków. Wskazuje się, że to uniemożliwia weryfikację wpływu programu na sektor prywatny
Najczęstsze zarzuty internautów to marnotrawstwo publicznych pieniędzy, przewidywany przez nich brak efektu dla gospodarki oraz promowanie nierówności społecznych. W sieci, oprócz nazwiska Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, przywoływani są też: Krzysztof Kukucki, prezydent Włocławka (w 2024 r. skrócił czas pracy urzędników magistratu do 35 godzin w tygodniu), Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej (to jedna z osób, które ocenia, że pilotaż skróconego czasu pracy jest wypaczony, bo skupia się głównie na jednostkach publicznych, a nie na firmach komercyjnych), a nawet Remigiusz Dziemianowicz (ojciec ministry pracy, który publicznie krytykował jej programy).
Przedsięwzięcie resortu pracy zaczyna też ciążyć Lewicy jako formacji oraz samej minister Dziemianowicz-Bąk - aż 66 proc. komentarzy jest negatywnych wobec niej samej, podczas gdy 21 proc. ją popiera.
W komentarzach pojawiają się konkretne oczekiwania, głównie dotyczące włączenia sektora prywatnego oraz poprawy zarządzania finansami publicznymi. Emocjonalnie dominują złość i sceptycyzm. Program postrzegany jest przez wielu jako polityczny eksperyment o ograniczonej wartości poznawczej, który może w dłuższym okresie pogłębiać podziały społeczne i gospodarcze
Obawy i nadzieje
W mediach społecznościowych widać też, co budzi największe obawy opinii publicznej aktywnej w sieci w kontekście pilotażowego programu. Największy odsetek komentarzy (22 proc. nasycenia) dotyczy wzrostu kosztów pracy i obciążenia przedsiębiorców.
Użytkownicy boją się, że przy zachowaniu dotychczasowych wynagrodzeń i skróceniu czasu pracy o 20 proc., dojdzie do realnego wzrostu kosztów pracy (szacowanego na +25 proc.). Oznacza to konieczność podniesienia cen produktów i usług lub zatrudnienia dodatkowych pracowników - wynika z raportu.
Drugie w kolejności (19 proc. nasycenia w komentarzach) jest przekonanie użytkowników o uprzywilejowaniu urzędników. Pojawia się obawa, że reformy obejmą wyłącznie sektor publiczny, a osoby pracujące fizycznie, w handlu, medycynie czy logistyce będą nadal funkcjonować w pełnym wymiarze, co pogłębi nierówności.
Pojawiają się też obawy o spadek dostępności usług publicznych (15 proc.), przejawiający się np. tym, że wydłuży się czas oczekiwania na decyzje administracyjne. Internauci piszą też (12 proc. nasycenia) o braku realnej efektywności programu, tzn. że pilotaż obejmuje głównie urzędy i instytucje bez mechanizmów rynkowych, co uniemożliwia obiektywną ocenę wpływu programu na produktywność.
Z kolei 11 proc. komentarzy nawiązuje do nadużywania środków publicznych (zarzuty wobec rządu, że wykorzystuje pieniądze podatników do finansowania eksperymentów ideologicznych, co może pogłębić deficyt budżetowy) oraz konieczności redukcji zatrudnienia w administracji (6 proc. nasycenia komentarzy).
Dla równowagi - pojawiają się też argumenty wspierające pomysł resortu, choć poziom ich nasycenia w komentarzach jest wyraźnie niższy. 11 proc. wpisów wskazuje na lepszą jakość życia rodzinnego i psychicznego, 8 proc. - na wzrost efektywności przy mniejszym wymiarze godzin, 5 proc. - na poprawę zdrowia psychicznego, a 4 proc. - na testowanie innowacji, które mogą się potem przełożyć na decyzje legislacyjne.
Resort broni pomysłu
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie widzi problemu w tym, że w sporym zakresie program, przynajmniej na etapie pilotażu, okazał się być skierowany do urzędników, a nie przedsiębiorstw.
Duży udział podmiotów publicznych wśród uczestników pilotażu odzwierciedla strukturę rynku pracy w Polsce. Podmioty publiczne, w tym samorządowe, stanowią jego istotną część, dlatego naturalne jest, że również one były aktywne w naborze - przekonuje resort w odpowiedzi na pytania money.pl.
"Co więcej, wiele usług w Polsce realizowanych jest wyłącznie lub w większości przez podmioty publiczne. Nie ma możliwości sprawdzenia, jak skrócony czas pracy sprawdziłby się w prywatnych odpowiednikach tych podmiotów, bo po prostu nie istnieją" - dodaje resort.
Ministerstwo: podobnie było w Islandii
Ministerstwo zwraca uwagę, że regulamin programu został skonstruowany tak, by zapewnić równy dostęp wszystkim typom pracodawców - zarówno publicznym, jak i prywatnym.
Warto podkreślić, że wśród beneficjentów znalazło się także wiele przedsiębiorstw prywatnych i organizacji pozarządowych, a zdecydowaną większość uczestników stanowią mikro i mali pracodawcy. Podobna struktura zgłoszeń występowała również w zagranicznych pilotażach, m.in. w Islandii, gdzie dominowała administracja publiczna, a sektor prywatny był mniej liczny
Na razie nie zapowiada się na to, by ministerstwo miało się ugiąć pod naporem krytyki i dokonało już teraz korekt w programie. "Celem obecnego pilotażu jest zebranie możliwie szerokich doświadczeń - zarówno z sektora publicznego, jak i prywatnego - aby móc rzetelnie ocenić efekty wdrożenia skróconego tygodnia pracy w różnych warunkach organizacyjnych. Po zakończeniu programu MRPiPS przeprowadzi analizę jego rezultatów, w tym także struktury uczestników i efektywności rozwiązań w poszczególnych sektorach" - tłumaczy resort.
Dopiero na tej podstawie zostaną przygotowane rekomendacje dotyczące ewentualnych modyfikacji zasad naboru i finansowania w przyszłych edycjach - tak, aby "jeszcze lepiej dostosować program do potrzeb rynku pracy i celów polityki zatrudnienia".
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl