Rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego opublikowano w czwartek. Czasu na wyjazd było niewiele, do północy tereny objęte stanem wyjątkowym musieli opuścić wszyscy, poza mieszkańcami i osobami, które na nich pracują. W tym także turyści.
- U mnie było 8 osób. Nikt nie protestował, przyszło zarządzenie, to spakowali się i pojechali. Nikt przecież nie chce dostać mandatu - mówi money.pl Bronisław Talkowski, który prowadzi gospodarstwo agroturystyczne w Kruszynianach.
Część turystów miała pobyty zaplanowane do końca weekendu. Ci, którzy mieli rezerwacje na kolejne dni, proszą teraz o zwrot zapłaconych zaliczek.
- Na razie miałem dwa takie przypadki, pieniądze oddałem - mówi pan Bronisław.
Odszkodowanie i zwrot zaliczki
Zwrot zaliczki nie jest jednak wcale taki oczywisty. Na ograniczenia związane ze stanem wyjątkowym nie ma wpływu ani przedsiębiorca, ani turysta, który usługę wykupuje.
- Z całą pewnością jest to sytuacja, w której akt prawny doprowadza do jakiejś straty. Możemy też mówić o wystąpieniu siły wyższej - mówi prof. Marcin Matczak z Katedry Filozofii Prawa i Nauki o Państwie Uniwersytetu Warszawskiego. - W takiej sytuacji radziłbym przejrzeć umowy i regulaminy, tam powinny się znaleźć postanowienia dotyczące wystąpienia siły wyższej, które być może pozwolą na odzyskanie pieniędzy.
Można także przed sądem dochodzić odszkodowania od Skarbu Państwa - jest specjalna ustawa, która pozwala na dochodzenie odszkodowania za straty spowodowane przez wprowadzenie stanu wyjątkowego.
- Każdemu, kto poniósł stratę w wyniku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, przysługuje prawo dochodzenia odszkodowania na zasadach przewidzianych w art. 415 – 420 k.c., a zatem na zasadach związanych z odpowiedzialnością władzy za wykonywanie zadań publicznych - mówi money.pl adwokat Andrzej Śmigielski.
Odszkodowaniom podlegają tylko poniesione straty, przedsiębiorcy nie mogą się domagać zwrotu potencjalnych zysków. Wniosek o odszkodowanie składa się do wojewody.
- Wniosek do wojewody może zostać złożony zarówno w czasie trwania stanu nadzwyczajnego, jak i po jego zakończeniu, jednak roszczenie objęte wnioskiem ulega przedawnieniu z upływem roku od dnia, w którym poszkodowany dowiedział się o szkodzie, i nie później niż w terminie 3 lat od dnia zniesienia stanu nadzwyczajnego - mówi Śmigielski.
"Po dziennikarzach i aktywistach został tylko toi toi"
Stan wyjątkowy uprzykrza życie nie tylko turystom i przedsiębiorcom, którzy liczą straty. Swojej pracy na terenach przygranicznych nie mogą wykonywać m.in. dziennikarze i aktywiści.
W piątek z samego rana jeden z białostockich aktywistów próbował przedostać się pod granicę. Dojechał do Usnarza, dopiero tam został zawrócony.
- Na początku strefy zamkniętej ustawiono tabliczki z informacją o stanie wyjątkowym. Poza tym żadnych kontroli nie było. Straż graniczna zainteresowała się mną dopiero, gdy dojechałem do Usnarza - mówi w rozmowie z money.pl i prosi o zachowanie anonimowości.
- Na miejscu po dziennikarzach i aktywistach został tylko stojący w polu toi toi. Wszyscy już wyjechali, mnie oficer straży poradził, żebym jak najszybciej zrobił to samo. Radiowóz eskortował mnie do granicy strefy - relacjonuje.
Rozporządzenie o ograniczeniu wolności i praw w związku z wprowadzeniem stanu wyjątkowego zawiera jednak sporo wyjątków. Dotyczą one np. gości weselnych.
Jak mówił w czwartek na antenie Polsat News szef MSWiA Mariusz Kamiński, "mieszkaniec, który ma tego typu sytuację, może zgłosić się do miejscowego komendanta Straży Granicznej, który tę sytuację rozpatrzy".
Tymczasem, jak wynika z rozporządzenia, żaden wniosek nie będzie potrzebny. Goście weselni, przybywający na chrzciny czy pogrzeby, są wprost wymienieni jako grupa, której ograniczenie nie dotyczy,
Mało tego, wśród wyjątków są wymienione osoby sprawujące lub biorące udział w kulcie religijnym. Oznacza to, że dziennikarz lub aktywista do strefy zamkniętej nie wejdzie, ale wierny idący do kościoła - już tak.
- Podejrzewam, że tego typu przepisy pozostawiają przestrzeń do interpretacji. Jeśli na miejsce uda się np. poseł Sterczewski w worze pokutnym i będzie mówił, że chce się pomodlić, to nikt go nie wpuści, bo straż uzna, że sobie kpi - mówi prof. Matczak. - To pokazuje jednak absurd sytuacji. Wytoczono wielką armatę prawną, a teraz przepisy się łagodzi, żeby ludzie mogli normalnie żyć.
- Wyraźnie widać też, że tak brutalne przepisy nie były potrzebne, bo skoro można zorganizować wesele, to nic strasznego się tam nie dzieje. Przez ostatnie 6 lat bardzo często zdarzało się tak, że poważne instytucje prawne były wykorzystywane do celów politycznych, przez co je ośmieszono. Tak było w przypadku Trybunału Konstytucyjnego i tak samo teraz w przypadku stanu wyjątkowego - dodaje.