Szpitale ratują się, jak mogą. Najbardziej cierpią pielęgniarki
W Polsce funkcjonuje obecnie 240 szpitali powiatowych. Podwyżki wynagrodzeń personelu, inflacja oraz rosnące ceny prądu sprawiają, że ośrodki zdrowia muszą szukać oszczędności. Niektóre placówki, by funkcjonować, tną pensje. Często dotyczy to wypłat dla pielęgniarek - donosi "Rzeczpospolita".
Co roku nastroje w polskiej ochronie zdrowia są trudne, ale obecna sytuacja gospodarcza spędza sen z powiek wielu dyrektorów szpitali. Oni starają się przeprowadzać inwestycje, które pomogą ochronić placówki przed galopującymi cenami prądu. Niektóre z nich oszczędzają na ogrzewaniu i oświetleniu. Inne zaś zmieniają obsadę dyżurów pielęgniarek tak, aby płacić im jak najmniej - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Długi weekend listopadowy. "Mamy do czynienia z nieco martwym sezonem"
Najbardziej cierpią pielęgniarki
O tym, jak finansowo muszą sobie radzić placówki medyczne, widać na przykładzie szpitala powiatowego w Kraśniku. Adam Jedliński, jego dyrektor, w rozmowie z "Rzeczpospolitą" powiedział, że szpital kładzie nacisk na realizację większej ilości świadczeń medycznych, czy przejście na elektroniczny obieg dokumentów. Dodatkowo uruchomiono instalację fotowoltaiczną. - Wdrożone działania są wciąż niewystarczające - dodał Jedliński.
Okazuje się, że to niejedyna próba szukania oszczędności. "Rzeczpospolita" pisze, że w szpitalu w Kraśniku pielęgniarki z wyższymi kwalifikacjami nie będą pracowały podczas świąt oraz w czasie nocnych dyżurów. Dlaczego? Ponieważ trzeba im więcej zapłacić.
Nie będą już pracować w systemie równoważnym, a więc nie otrzymają dodatku za pracę w porze nocnej i w święta. To dyskryminacja ze względu na wykształcenie i posiadane kwalifikacje. Przygotowujemy pismo w tej sprawie do inspekcji pracy – mówi Bernarda Machniak, przewodnicząca Regionu Lubelskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, cytowana przez "Rzeczpospolitą".
Dyrekcja się tłumaczy
Dyrektor szpitala powiatowego w Kraśniku twierdzi, że zmiany w grafiku są konieczne, ponieważ sytuacja budżetowa szpitala jest tragiczna. - Płynność finansowa SP ZOZ w Kraśniku jest poniżej akceptowalnych wskaźników, co utrudnia udzielanie świadczeń medycznych. Dlatego zmieniamy grafiki pracy, tak by powodowały mniejsze obciążenie finansowe – wyjaśnia dyrektor Jedliński w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
"Rzeczpospolita" informuje, że nie tylko pielęgniarki z Kraśnika przez roszady w grafikach zarabiają mniej. Dotyczy to także pracownic z Lublińca czy Pszczyny.
Wszystkiemu winien system
O tym, że szpitale znajdują się w tragicznej sytuacji finansowej, informowaliśmy w sierpniu. Nowelizacja ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia zapewnia minimalne płace w szpitalach i przychodniach dla personelu etatowego. Nowe przepisy zagwarantowały podwyżki od 17 do 41 proc.
Koszty podwyżek ma sfinansować NFZ. Ministerstwo Zdrowia oszacowało, że wyższe pensje pochłoną ok. 6,5 mld zł. Niestety, w praktyce okazało się, iż taka suma nie wystarczy, zwłaszcza przy wysokiej inflacji i m.in. rosnących kosztach energii. Taką informację przekazała senacka komisja zdrowia, powołując się na sygnały od dyrektorów szpitali. Pojawiło się ryzyko zamykania oddziałów, zwłaszcza teraz, kiedy szpitale tną koszty, a także wielu lekarzy odchodzi z zawodu.
Braki kadrowe w polskich szpitalach to problem, który istnieje od wielu lat, ale kiedy nakładają na nie sytuacje kryzysowe, jak pandemia, czy masowe protesty, kruchość systemu jest jeszcze bardziej widoczna. Odczuwamy ją w praktyce, kiedy zamykane są oddziały i szpitale, a kolejki do specjalistów się ciągną miesiącami.