"To się musi zmienić". Niemiecki ekonomista szczerze o błędach Niemiec i rządu Scholza
- Zwiększenie wydatków publicznych, o co często apelują ekonomiści, mogłoby wcale nie wyjść Niemcom na dobre. To nie może zastąpić poważniejszych reform, w tym deregulacji niemieckiej gospodarki - mówi money.pl prof. Clemens Fuest, prezes ośrodka badawczego Ifo.
- Prof. Clemens Fuest wskazuje w rozmowie z money.pl, jakie błędy popełnił rząd Olafa Scholza;
- Jak przekonuje prezes Ifo, niemiecki przemysł obronny potrzebuje deklaracji dotyczącej wydatków ze strony państwa, by mógł wejść na pełne obroty;
- Niemcy tracą produktywność z powodu nadmiernych regulacji, braku innowacji oraz zbyt rozbudowanego sektora publicznego - wskazuje Fuest;
- - W tym momencie najważniejsze jest, aby państwa członkowskie UE działały wspólnie - odpowiada ws. ryzyka wojny handlowej z USA.
Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Niemcy, niegdyś motor europejskiej gospodarki, dziś są jej hamulcem. Realny produkt krajowy brutto Niemiec jest dziś dokładnie taki sam jak pięć lat temu, tuż przed wybuchem pandemii Covid-19. Co poszło nie tak?
Prof. Clemens Fuest, prezes think-tanku Ifo: Najważniejszy sektor przemysłowy Niemiec, czyli branża motoryzacyjna, zmaga się z wyzwaniami związanymi z odejściem od silników spalinowych i przechodzeniem na napędy elektryczne, rosnącym znaczeniem technologii informatycznych oraz nasilającą się konkurencją, zwłaszcza ze strony chińskich producentów na tamtejszym rynku. Dodatkowo, energochłonny przemysł Niemiec cierpi z powodu wzrostu cen energii. Na to wszystko nakładają się wysokie podatki, nadmierna biurokracja oraz szybko rosnące koszty pracy.
Czy za te problemy można w jakimś stopniu winić rząd Olafa Scholza? W grudniu 2024 r. kanclerz Scholz nie otrzymał wotum zaufania, co otworzyło drogę do przedterminowych wyborów. To była czerwona kartka za jakieś błędy, które przyczyniły się do stagnacji w niemieckiej gospodarce?
Moim zdaniem rząd Olafa Scholza dobrze poradził sobie z kryzysem spowodowanym odcięciem dostaw gazu z Rosji, ale popełnił także kilka błędów. Jednym z nich było wyłączenie ostatnich elektrowni jądrowych, co przyczyniło się do wzrostu cen energii. Udzielanie wysokich dotacji pojedynczym firmom, takim jak Intel czy Northvolt, na konkretne projekty przemysłowe, okazało się niepowodzeniem. Co jednak najważniejsze, rząd nie zdołał uzgodnić działań mających na celu pobudzenie gospodarki i uparcie bronił wysokiego poziomu wydatków publicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontrowersyjna propozycja Trumpa. "Nie do przyjęcia"
Wysokiego? Popularnym wyjaśnieniem słabej koniunktury w Niemczech jest właśnie przywiązanie tamtejszej klasy politycznej do idei "czarnego zera", czyli zrównoważonych finansów publicznych. W rezultacie, jak twierdzą zwolennicy tej tezy, w Niemczech coraz bardziej widoczne są zaległości inwestycyjne. Czy w wyniku wyborów może się wyłonić rząd, który byłby gotów prowadzić bardziej ekspansywną politykę fiskalną? I czy to mogłoby wyciągnąć Niemcy ze stagnacji?
Zniesienie "hamulca zadłużenia" wymaga większości dwóch trzecich w parlamencie, a jej zbudowanie będzie trudne. Warto jednak zauważyć, że w ostatnich latach Niemcy nie prowadziły polityki zgodnej z zasadą "czarnego zera", ponieważ korzystano z klauzuli awaryjnej tego mechanizmu. Gdyby hamulec zadłużenia całkowicie zarzucono, pojawiłoby się ryzyko, że inne niezbędne reformy, takie jak restrukturyzacja wydatków publicznych, deregulacja i ograniczenie biurokracji, zostałyby zaniedbane. Natomiast tym, co mogłoby pomóc, byłoby utworzenie drugiego specjalnego funduszu, zasilanego z emisji długu, z którego finansowane byłyby wydatki obronne (pierwszy powstał w 2022 r., zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę – red.).
Czy wśród kandydatów na kanclerza Niemiec dostrzega pan kogoś, kto ma pomysł na wyciągnięcie gospodarki z kryzysu? Jak w wyniku wyborów zmieni się polityka gospodarcza nad Renem?
Wydaje się prawdopodobne, że kolejną koalicją będzie kierować CDU z Friedrichem Merzem jako kanclerzem. CDU będzie jednak potrzebowała partnera, prawdopodobnie socjaldemokratów. Czy taki rząd będzie w stanie uzgodnić niezbędne, daleko idące reformy, pozostaje kwestią otwartą.
USA pod rządami Donalda Trumpa nie chcą być gwarantem bezpieczeństwa Europy. Wygląda więc na to, że kraje UE czeka znaczący wzrost wydatków na obronność. Niemcy obecnie wydają na ten cel około 2 proc. PKB. Czy zwiększenie tych wydatków do 4-5 proc. PKB, co sugerował Trump, byłoby silnym bodźcem rozwojowym dla Niemiec?
Część niemieckiego przemysłu obronnego już teraz działa niemal na pełnych obrotach. Aby branża ta mogła inwestować w nowe moce produkcyjne, potrzebuje długoterminowego zobowiązania rządu, że wydatki na obronność będą zwiększane. Niemiecka gospodarka mogłaby na takiej polityce skorzystać, np. jeśli prowadziłaby ona do większych innowacji w obszarach takich jak technologia dronów. Jednak jest to perspektywa długoterminowa. W krótkim okresie wzrost wydatków na obronność będzie skutkował wyższym importem, bo wiele systemów uzbrojenia będzie trzeba kupić za granicą.
Kolejnym zadaniem nowego rządu będzie kształtowanie polityki handlowej UE w reakcji na decyzje Trumpa, który grozi Europie znaczącą podwyżką ceł. Jak UE powinna na te groźny reagować?
W tym momencie najważniejsze jest, aby państwa członkowskie UE działały wspólnie. UE powinna przygotować środki zaradcze, ale wstrzymać się z ich wdrożeniem, aby dać czas na negocjacje. Głównym celem powinno być uniknięcie wojny handlowej, czyli wzajemnego nakładania ceł przez USA i UE.
Tego wspólnego frontu UE często ostatnio brakuje. Porozumienia nie udało się osiągnąć m.in. w sprawie ceł na import aut elektrycznych z Chin. Czy zgadza się pan z diagnozą Mario Draghiego, byłego prezesa EBC, że Europa jest niewystarczająco zintegrowana – nie tylko pod względem politycznym, ale też finansowym i gospodarczym – a jednocześnie jest przeregulowana? Takie krytyczne opinie, wskazujące na niską konkurencyjność Europy, trudno jest pogodzić z chroniczną nadwyżką UE w handlu z USA.
Moim zdaniem Mario Draghi ma rację. Nadwyżka handlowa UE z USA nie jest przejawem wysokiej konkurencyjności. Konkurencyjność to raczej wysoka produktywność gospodarek. A w Europie wzrost produktywności od dłuższego czasu jest niemrawy. Tracimy produktywność z powodu nadmiernych regulacji, braku innowacji oraz zbyt rozbudowanego sektora publicznego. To się musi zmienić.
Rozmawiał Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl