Walka o dyrektora. Jak korporacje kradną pracowników? Rozmowa z headhunterem
Cel jest jeden: wykraść pracownika innej firmie. Jak go osiągnąć? Dzwonić do skutku. Wprowadzać w błąd. Zdobyć jak najwięcej danych o potencjalnym kandydacie, a potem przekonać go do zmiany miejsca pracy. - Już na rozmowie rekrutacyjnej zapytano mnie, co sądzę o kłamaniu - mówi nam headhunterka, która poszukiwała pracowników dla korporacji.
Rozmawiam z Weroniką, która pracowała jako headhunterka w jednej z warszawskich korporacji.
Powiedziałabyś, że to brudna robota? Człon "hunter" (z ang. łowca) pewnie nie znalazł się w nazwie zawodu przez przypadek?
Na rozmowie rekrutacyjnej spytano mnie, co sądzę o kłamaniu. Było to kluczowe w kontekście tego, czym miałam się później zajmować. Dla osoby nowo zatrudnionej – czyli najniższej w hierarchii – to rzeczywiście jest brudna robota.
Co mówiłaś swoim "ofiarom"?
Najpierw dzwoniłam na recepcję firmy, o której myślałam, że może w niej pracować osoba spełniająca wymagania zleceniodawcy. Podawałam się za pracownika instytucji, która organizuje konferencję i chce na nią zaprosić, dajmy na to, dyrektora operacyjnego. Potem musieliśmy wypytać o jego dane – numer telefonu, mail.
Rozumiem, że owa konferencja była tylko wytworem Twojej wyobraźni.
Oczywiście. Wymyślałam wszystko – od swojego nazwiska po datę i temat konferencji. Ale były też inne metody – koleżanka zazwyczaj podawała się za pracownika GUS, który zbiera dane. Było to jednak coś, czego mój – i tak już nadwyrężony – kręgosłup moralny nie mógł unieść.
Obejrzyj także: "Korporacje przestaną traktować Polskę jak republikę bananową"
Rozmówcy dawali się na to nabrać?
Musieliśmy wokół tego procesu zbudować odpowiednią otoczkę. Jeśli za zadanie mieliśmy znaleźć na przykład kogoś z językiem niemieckim, to pytałam recepcjonistkę: "Czy pani X zna niemiecki? Zastanawiamy się nad wynajęciem tłumacza, ponieważ jeden z prelegentów na naszej konferencji mówi tylko po niemiecku".
Raz osoba z recepcji powiedziała, że nigdzie mnie nie przełączy, bo dzwonię z zastrzeżonego numeru (takie były zasady, numer nie mógł być widoczny) - musiałam kłamać, że chyba coś się zepsuło, bo nic mi o tym nie wiadomo.
Wspomniałaś o dyrektorze operacyjnym. Wynajdywane przez ciebie osoby były tak zwanymi "grubymi rybami", czy rekrutowałaś również pracowników niższych szczebli?
My zajmowaliśmy się "grubymi rybami". Dokładny opis mojego stanowiska brzmiał: "poszukiwanie kandydatów pasywnych na stanowiska menedżerskie średniego i wyższego szczebla". Pasywny to taki, który jeszcze nie wie, że szuka pracy. Ja akurat trafiłam na projekty, w których musiałam szukać specjalistów.
Nasza firma otrzymywała bardzo specyficzne zlecenia – kandydat musiał być z danej branży, ze znajomością nietypowych języków i z chęcią przeprowadzki – często do niezbyt atrakcyjnej lokalizacji – na przykład na wieś pod Opolem. Ciężko było znaleźć kogoś, kto nie dość, że spełnia wszystkie wymagania, to jeszcze chce zmienić miejsce zamieszkania.
Jak wyglądała rozmowa z kandydatem, kiedy już udawało Ci się otrzymać na niego namiary?
Moim zadaniem było tylko pozyskanie informacji o imieniu, nazwisku, mailu lub numerze telefonu kandydata – najczęściej od recepcjonistki. Kilka razy zostałam przełączona bezpośrednio do potencjalnego przyszłego pracownika, z którym musiałam dalej prowadzić rozmowę tak, jakbym naprawdę zapraszała go na konferencję. Po uzyskaniu informacji wpisywałam jego dane do systemu. Następnie przełożona kontaktowała się ze znalezionymi przeze mnie osobami, mówiąc im, że zostały polecone przez kogoś z branży – co oczywiście nie było prawdą.
Ktoś się znajdował? Byłaś rozliczana z tego, ilu kandydatów pozyskałaś?
Czasem się udawało, zazwyczaj nie.
Firma, w której pracowałam, podpisywała umowy z innymi firmami, dla których miała "łowić głowy". W ramach umowy musieliśmy znaleźć określoną liczbę kandydatów, którzy zapoznają się z naszym klientem. Ale to nie wszystko. Kandydaci musieli jeszcze przepracować tam dany okres czasu – inaczej firma zobowiązana była szukać dla nich zastępstwa za darmo. Na szczęście to nie my jako pojedynczy pracownicy byliśmy obarczeni ryzykiem niepowodzenia.
Jak zostaje się headhunterem? Biorąc pod uwagę, do jakich działań musisz się posuwać, rekrutacja pewnie nie kończy się na pytaniu o stosunek do kłamstwa.
Żeby dostać pracę, musiałam odbyć cztery spotkania – z członkiem zespołu, liderką projektu, menadżerką i z szefem. Na początku wyglądało to jak zwykła rozmowa rekrutacyjna. Do momentu, gdy zadano mi pytanie o mój stosunek do kłamania. Jako że potrzebowałam pracy i pieniędzy, powiedziałam, że nie widzę w tym żadnego problemu. Następnie kazano mi odegrać scenkę: rekruterka była recepcjonistką firmy X, a ja miałam być headhunterem, próbującym uzyskać dane osobowe dyrektora.
Pensja rekompensuje chociaż trochę ponoszone szkody moralne?
Byłam zatrudniona na umowę zlecenie, czyli dostawałam stawkę za godzinę. Wahała się ona wtedy (w 2018 roku) od minimalnej do 18 złotych brutto. Ja nie miałam najwyższej stawki - trzeba było to wynegocjować na rozmowie kwalifikacyjnej. Osoby na zleceniówce nie dostawały żadnej premii. Jak było z osobami na umowę o pracę - nie mam pojęcia.
Jakie uczucia towarzyszą wykonywaniu tego zawodu? Nie dość, że musiałaś uciekać się do kłamstwa, to jeszcze po wszystkim mogłaś zostać w, delikatnie mówiąc, nietaktowny sposób spławiona.
Przez pierwszy tydzień dzwonienia dawałam radę. Później chodziłam do pracy jak na skazanie, a moja przygoda z tą firmą trwała prawie trzy miesiące. Pomimo wspominania o kłamaniu podczas rozmowy rekrutacyjnej, nie byłam na to przygotowana.
Odeszłam chwilę przed końcem mojej umowy, którą planowano mi przedłużyć - ciągłe telefony i wyłudzanie informacji bardziej przypominały mi pracę w call center niż pracę w rekrutacji. Gdy tylko szef przyszedł do pracy, oznajmiłam mu, że jest to mój ostatni dzień. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, a ja mogłam zapomnieć o tej firmie.
Chciałaś zapomnieć?
Jak najszybciej. Później rekrutowałam się do działu HR w innej firmie. Gdy dowiedziałam się, że praca tam będzie wyglądać podobnie, od razu zrezygnowałam. Od tamtej pory na każdej rozmowie kwalifikacyjnej podkreślam, że ważna jest dla mnie transparentność działań i uczciwość.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl