Wielkie dostawy gazu z USA płyną do Europy. Ekspert: powinniśmy pójść śladem Chin
Kolejne posunięcia Donalda Trumpa niepokoją Europę. Przypieranie do muru Ukrainy poprzez wstrzymanie wsparcia wojskowego budzi obawy innych członków NATO. Obok uzbrojenia, USA są też ważnym dostawcą energii do UE. Tutaj Unia też powinna zacząć się niepokoić? - Trump jest pragmatykiem - uspokaja ekspert.
Europa widzi, że doszło do poważnej zmiany stosunku Donalda Trumpa i jego administracji do dotychczasowych sojuszy. USA pozbawiły Ukrainę nie tylko pomocy finansowej i dostaw broni, ale także dostępu do informacji wywiadowczych. Są też niechętne do ewentualnej pomocy państwom NATO, które nie zwiększą budżetów obronnych. Twierdzą też, że nie ma innego wyjścia i musi dojść do "resetu" w stosunkach USA z Rosją. Wszystko to budzi poważne obawy pozostałych sojuszników.
Europa nie tylko polega na amerykańskich systemach wojskowych i sprzęcie. Dla UE Stany Zjednoczone są ważnym dostawcą energii w postaci gazu skroplonego LNG. Ta współpraca pogłębia się wraz ze stopniowym odcinaniem się od dostaw z Rosji.
Według danych Agencji ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki (ACER) Unia Europejska w 2024 roku kupiła około 40 mln ton amerykańskiego LNG. Według zapowiedzi szefowej KE Ursuli von der Leyen Unia gotowa jest jeszcze bardziej zwiększyć zakupy gazu z USA, zastępując nim dostawy rosyjskie.
Jak wskazywał w grudniu 2024 roku dr Kamil Lipiński, kierownik Zespołu Klimatu i Energii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, dostawy LNG stanowiły w 2024 r. około 37 proc. dostaw gazu do UE. Pochodziły przede wszystkim z USA i miały większy udział niż wydobycie na Morzu Północnym i Norweskim Szelfie Kontynentalnym (31 proc.).
Ameryka to wciąż pewny sojusznik?
To może rodzić pytania, czy UE wciąż może ze spokojem opierać swoje bezpieczeństwo energetyczne na Ameryce Trumpa, która coraz częściej wchodzi w rolę konkurenta, a nie partnera. Europa zaś, po kryzysie energetycznym wywołanym inwazją na Ukrainę, na własnej skórze przekonała się, że surowce energetyczne są obecnie równie skutecznym narzędziem w polityce, jak zdolności militarne.
Dr Szymon Kardaś z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych przyznaje w rozmowie z money.pl, że pomysł resetu stosunków z Rosją, o którym mówił w czwartek Keith Kellogg, specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji, musi nas przerażać, a zbliżenie na linii Waszyngton-Moskwa przy jednoczesnym ochłodzeniu stosunków z UE powinno niepokoić. Mimo to nie stawiałby znaku równości między obecną współpracą gazową z USA a trwającą do niedawna dużą zależnością Europy od surowców rosyjskich.
W tej kwestii nie obawiałbym się Trumpa. Jest pragmatykiem, a kontrakty gazowe z Europą są dla USA korzystne. Poza tym jest kluczowa różnica między funkcjonowaniem i specyfiką rynku gazu w USA, a tym, jak zarządzany jest on w Rosji, gdzie Kreml, czy wręcz sam Putin mógł nakazać Gazpromowi zakręcić kurek. Umowy gazowe z USA kontraktowane są z firmami, a nie Białym Domem. Co prawda administracja może podejmować działania fiskalne czy regulacyjne, utrudniające kontrakty, ale nie ma takiego ryzyka jak w relacjach z Federacją Rosyjską - argumentuje Szymon Kardaś.
Europa ma mocną kartę
Rozwój infrastruktury do obioru skroplonego gazu otworzył Europie szereg możliwości importu surowca z różnych kierunków. Gaz jest sprowadzany do UE m.in z USA, Kataru, Algierii, ale wciąż także Rosji - choć Unia ma w planach odcięcie się od importu LNG z tego kierunku do 2027 roku.
Jak przypomina Kardaś, UE w dużej mierze odrobiła lekcje, zmieniając swój rynek, rozwijając kierunki dostaw. - Mimo że rola USA jako dostawcy LNG rośnie, to wciąż nie ma mowy o uzależnieniu. W 2023 r. amerykański gaz stanowił 20 proc. importu, to około 63 mld m sześc. Dla porównania zależność UE od gazu z Rosji w 2021 sięgała 45 proc. i przekładała się na 155 mld m sześc. - argumentuje.
Jego zdaniem Europa ma jednak w ręku bardzo mocną kartę i wciąż zbyt mało odważnie nią rozgrywa. Chodzi o sprzężenie zwrotne z takiego układu i odniesienie się do transakcyjnego podejścia Trumpa do polityki.
W 2023 r. dostawy do Europy stanowiły 53 proc. całego eksportu LNG ze Stanów Zjednoczonych. To oznacza, że Europa jako całość była najważniejszym rynkiem zbytu dla USA. To argument, o którym często się zapomina, a powinien przemówić do Trumpa - podkreśla analityk.
Dodatkowo na korzyść Europejczyków działa zmieniający się rynek. Według prognoz reprezentującej światowy przemysł gazowniczy International Gas Union rynek LNG będzie się w najbliższych latach dynamicznie rozwijał, znacznie zwiększając moce produkcyjne. Same Stany Zjednoczone zapowiedziały podwojenie ilości eksportowanego LNG do 2030 r. To dodatkowe 70 mld ton skroplonego gazu.
- Komuś ten gaz będzie trzeba sprzedawać. Amerykańscy eksporterzy będą rywalizowali z firmami w Katarze, Australii czy w państwach afrykańskich. Wzrost podaży będzie się przekładał na spadek cen. To kolejny argument, że rynek UE jest Ameryce potrzebny - dodaje Szymon Kardaś.
Europa powinna iść drogą Chin?
W grudniowej rozmowie z money.pl dr Kamil Lipiński z PIE podkreślał, że Unia może mieć większą siłę rynkową, jeśli kraje członkowskie nie będą podpisywały kontraktów gazowych każdy z osobna, tylko razem.
- W tym kontekście interesujący postulat wzmocnienia przetargowej siły Europy na rynku gazu pojawił się w raporcie Mario Draghiego, który proponował utworzenie wspólnego unijnego nabywcy LNG, negocjującego kontrakty z głównymi graczami w USA, Katarze i innych państwach trzecich - przypominał Lipiński.
Dostawy LNG pozwalają elastycznie podchodzić do importu gazu. Nie oznaczają przywiązania do jednego dostawcy, tak jak ma to miejsce w przypadku gazociągu. Zdaniem dra Kardasia Europa powinna jednak stale rozwijać swoje możliwości pozyskania surowców energetycznych od różnych dostawców i różnymi drogami - również gazociągami.
- Norwegia to sojusznik pewny, już stanowi on ponad 30 proc. udziału w imporcie gazu do UE. Możemy też korzystać z innych kierunków, jak choćby pozyskać gaz z Azerbejdżanu albo poprzez Turcję - wylicza.
Jak podkreśla, kluczem do niezależności jest właśnie dywersyfikacja. - Powinniśmy pójść drogą Chin, które prowadzą mądrą politykę energetyczną. Z jednej strony rozbudowywały rurociągi do Azji Centralnej, ale też postawiły szereg nowych terminali LNG. W ten sposób zachowały równowagę i nie uzależniły ani od gazu z Rosji, ani od innych kierunków - zaznacza Szymon Kardaś.
Inspirację możemy czerpać również z Japonii. Tamtejszy rząd kupuje udziały w zagranicznych przedsięwzięciach LNG w zamian za dostawy gazu po preferencyjnych cenach. Model ten jest na agendzie UE, która zakłada możliwość inwestycji europejskich firm w projekty LNG.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl