W środę premier Donald Tusk i minister finansów Andrzej Domański zaprezentowali główne założenia budżetu na rok 2025. To pierwszy od początku przygotowany przez koalicję 15 października budżet. Jedną z najistotniejszych wartości jest wielkość deficytu. Ma on być o 100 mld zł wyższy od tegorocznego i sięgnąć 289 mld zł.
Szef resortu finansów olbrzymi skok tłumaczył porządkami po poprzednikach. Ekipa Mateusza Morawieckiego przesuwała mnóstwo wydatków do zewnętrznych funduszy, które w polskiej metodologii do deficytu się nie zaliczają. Gabinet Tuska chce z tą praktyką - przynajmniej w części - skończyć.
W czwartek wieczorem na stronach resortu finansów opublikowano coś więcej niż same tylko założenia - projekt budżetu wraz z załącznikami. To pozwala znacznie lepiej ocenić finansowy plan rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miała być przejrzystość finansów, jest skomplikowany budżet
Arkadiusz Balcerowski, ekonomista mBanku, wskazuje na dwa istotne aspekty dokumentu. - Na wstępie należy zwrócić uwagę, że tegoroczny budżet jest dość skomplikowany, co zostało odzwierciedlone w skrajnie różnych prognozach deficytu sektora centralnego i całego sektora general government - komentuje w rozmowie z money.pl Balcerowski.
Wyjaśnijmy: deficyt sektora general government, w skrócie określany jako deficyt GG, obejmuje dochody z podatków oraz wydatki na usługi publiczne, takie jak zdrowie, edukacja, obrona, infrastruktura i świadczenia społeczne.
- Z jednej strony deficyt w sektorze centralnym sięgnąć ma aż 7,3 proc. PKB, zaś w GG 5,5 proc. Różnica pochodzi głównie z dwóch aspektów. Po pierwsze, rząd zaczyna częściowo włączanie zadłużenia BGK i PFR do sektora centralnego. Z tego względu w przyszłym roku planowany jest wykup obligacji COVID-owych właśnie ze środków budżetowych. Łącznie to kwota odpowiadająca 1,6 proc. PKB. Wykupu tego nie zobaczymy już w deficycie GG, który sporządzany jest według metody memoriałowej (stosuje się ją w Polsce - przyp. red.), a nie kasowej (która jest używana przez UE - przyp. red.) - wylicza.
- Po drugie, w przyszłym roku czeka nas reforma finansów jednostek samorządu terytorialnego, która uszczupli dochody budżetowe o kolejne 0,6 proc. PKB. Jednocześnie reforma ta nie będzie miała wpływu na sektor GG, który zawiera też sektor samorządowy. Skorygowany o te wielkości deficyt sektora centralnego wyniósłby ok. 200 mld zł zamiast 289 mld zł - wyjaśnia.
Rząd pożyczy więcej niż w tym roku
Skoro deficyt jest większy, rząd będzie musiał zwiększyć zadłużenie. - Powyższe rozważania mają też konsekwencje dla szacowanych potrzeb pożyczkowych netto, czyli bez uwzględnienia odsetek, które rząd widzi na poziomie blisko 367 mld zł. To znaczny wzrost wobec szacowanych potrzeb tegorocznych w wysokości 216 mld zł. Taki jest plan wykonania wobec zapisu w ustawie budżetowej w kwocie 252 mld zł - tłumaczy ekspert.
- Niemniej faktyczne potrzeby netto powinny zostać skorygowane o wartość zapadających obligacji PFR i BGK i wynieść ok. 304 mld zł. Należy pamiętać, że inwestorzy trzymający obecnie papiery PFR/BGK powinni chętnie zamienić je na Skarbowe Papiery Wartościowe, które Ministerstwo Finansów wyemituje w przyszłym roku w celu zrolowania zadłużenia instytucji pozabudżetowych. To wciąż istotny wzrost w porównaniu z 2024, ale jednak znacznie mniejszy - dodaje.
Potrzeby pożyczkowe brutto - czyli z uwzględnieniem odsetek - w 2025 roku są planowane na poziomie 553,2 mld zł.
Skąd pieniądze? Chętnych do pożyczania nie powinno zabraknąć
Zdaniem eksperta nie powinno być problemu ze znalezieniem chętnych do finansowania zadłużenia państwa. Przemawia za tym kilka istotnych czynników, które można uznać za swego rodzaju bufory bezpieczeństwa rządu. - Po pierwsze, środowisko spadających stóp procentowych, tak w Polsce (choć wszystko jeszcze zależy od decyzji RPP - przyp. red.), jak i za granicą, powinno sprzyjać popytowi na papiery stałokuponowe, czyli np. obligacje o stałym oprocentowaniu - wskazuje ekspert.
- Po drugie, w przyszłym roku MF może w końcu uciec się do emisji bonów skarbowych, na które istotny popyt powinien zostać zgłoszony przez sektor bankowy. Po trzecie, w przyszłym roku spodziewamy się wzrostu podaży kredytu, co oznaczać będzie więcej przestrzeni do absorpcji dodatkowych skarbowych papierów wartościowych (SPW) - wylicza Arkadiusz Balcerowski.
Ekonomista mBanku wskazuje też inne aspekty sprzyjające - przynajmniej potencjalnie - rządowi. - Polska może liczyć w przyszłym roku na napływ funduszy unijnych. Po piąte wciąż wysokim zainteresowaniem cieszą się emitowane przez MF euroobligacje. Po szóste, inwestorzy zagraniczni wciąż pozostają nieco z dala rynku SPW, co daje przestrzeń do zwiększenia ich zaangażowania. Po siódme, w ostatnich latach możemy liczyć na wysoki popyt na obligacje detaliczne. W przyszłym roku trend ten powinien się utrzymać - wskazuje.
Finansowy plan rządu się zepnie? VAT pod znakiem zapytania
Budżet zawiera też założenia dotyczące przychodów i wzrostu produktu krajowego brutto. Wzrost PKB ma być imponujący, bo zdaniem resortu finansów sięgnie 3,9 proc. Byłby to najwyższy wynik w Europie. Część ekonomistów zwraca też uwagę na założenia dotyczące inflacji. Rząd prognozuje, że wyniesie ona 5 proc.
- Same założenia makroekonomiczne MF wydają się realne, ale raczej nie konserwatywne na tle rynkowych prognoz - zwłaszcza inflacja, do czego przyzwyczailiśmy się w poprzednich latach - tłumaczy ekspert mBanku.
- Zastrzeżeń nie budzą założenia dotyczące rynku pracy, choć sporym wyzwaniem może okazać się realizacja dochodów z tytułu podatku VAT. Już teraz tegoroczny plan wykonania został obniżony względem ustawy budżetowej o 17 mld zł, co wciąż naszym zdaniem jest optymistycznym założeniem - wskazuje ekspert.
- O potencjalnej nowelizacji ustawy pisaliśmy w maju, zdanie podtrzymujemy. W efekcie planowane dochody z VAT na 2025 rok w wysokości blisko 350 mld zł mogą okazać się trudne do realizacji, nawet uwzględniając potencjalne domykanie luki VAT - podsumowuje.
Mniejsze wpływy z PIT, wyższe z VAT. Pomogą wydatki na wojsko
Eksperci PKO BP wskazują, że w budżecie na rok 2025 założono wysoki wzrost dochodów z VAT (o 50,1 mld zł). Tu powodem ma być wzrost PKB i spore wydatki na obronność (186,6 mld zł). W górę ma pójść też dochód z CIT (o 9,2 mld zł) i akcyzy (o 8,4 mld zł). Przy spadku wpływów z PIT (o 75,5 mld zł).
Po stronie wydatków budżetu w 2025 roku uwagę zwracają nie tylko wspomniane wcześniej wydatki na zapadające obligacje PFR i BGK w kwocie 63,2 mld zł. Rząd wyda też dodatkowe 31 mld zł na opiekę zdrowotną, 24,2 mld zł więcej pochłoną wypłaty rent i emerytur, 9 mld zł więcej - obsługa długu.
Budżet w liczbach. Skok wydatków na Kancelarię Prezydenta
W projekcie budżetu zaplanowano dochody budżetu państwa na poziomie 632,62 mld zł. Wydatki mają sięgnąć 921,62 mld zł. Projekt zakłada deficyt budżetowy na poziomie 289 mld zł. Projekt przewiduje, że przyrost zadłużenia na koniec 2025 roku z tytułu zaciągniętych kredytów, pożyczek oraz emisji papierów wartościowych nie może przekroczyć 460 mld zł
Średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń dla sfery budżetowej ustalono na poziomie 5 proc. Przewidywana średnioroczna inflacja również ma wynieść 5 proc. Prognozowane przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto określono na poziomie 8673 zł. Oznacza to, że w 2025 roku wzrośnie o 7,1 proc. Bezrobocie sięgnie z kolei 4,9 proc.
W budżecie na 2025 rok przewidziano znaczne wzrosty wydatków na różne instytucje państwowe. Największy wzrost odnotowano dla Kancelarii Senatu, która otrzyma o 46,7 proc. więcej, oraz dla Rzecznika Praw Dziecka (wzrost o 43,7 proc). Kancelaria Prezydenta RP otrzyma o 16,5 proc. więcej, a Trybunał Konstytucyjny - o 14 proc. Wydatki na Kancelarię Sejmu wzrosną o 13,3 proc., a Najwyższej Izby Kontroli - o 11 proc. Budżet Krajowej Rady Sądownictwa oraz Sądu Najwyższego będą wyższe o ok. 10 proc. Sądy powszechne otrzymają o 5,5 proc. więcej.
Pomimo przedstawienia projektu wciąż nie jest jasne, w jakim zakresie rząd zrealizuje obietnice wyborcze, takie jak zmiany w składce zdrowotnej czy kredyt zero procent. Z pewnością jednak nie zostanie podniesiona kwoty wolnej od podatku - co jasno stwierdził minister finansów.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl