Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Nowelizacja budżetu 2015. "To totalna bzdura i zagranie polityczne"

0
Podziel się:

To ma być sygnał, że polskie finanse publiczne nie są w tak dobrym stanie, jak twierdziła poprzednia ekipa rządząca. Ekonomiści jednak nie podzielają tej opinii.

Nowelizacja budżetu 2015. "To totalna bzdura i zagranie polityczne"
(REPORTER)

Rząd Beaty Szydło ma we wtorek przyjąć poprawkę do budżetu na 2015 rok. To ma być sygnał, że polskie finanse publiczne nie są w tak dobrym stanie, jak twierdziła poprzednia ekipa rządząca. Ekonomiści nie podzielają tej opinii. - To totalna bzdura. Nie ma przesłanek ekonomicznych do nowelizacji budżetu na rok 2015. To zagranie polityczne, a nie ekonomiczne i działanie na żywym organizmie - ocenia prof. Marian Noga.

O planach "pilnej" nowelizacji budżetu na kończący się rok poinformował w piątek wieczorem resort finansów. Wszystko dlatego, że w kasie państwa pod koniec listopada brakowało o 12 miliardów złotych więcej, niż pierwotnie zaplanował rząd Ewy Kopacz. Winny takiemu stanowi rzeczy jest przede wszystkim nieszczelny system VAT.

W komunikacie ministerstwo zwróciło uwagę, że "dochody z podatku VAT za rok 2015 w dniu 26 listopada były niższe od przyjętych w ustawie budżetowej o 13,3 mld zł, natomiast pozostałe podatki przyniosły nieco więcej wpływów niż zakładane, niemniej ogólny ubytek wynosi około 12 mld zł.

Resort podkreśla jednocześnie, że problem poboru VAT narasta od lat i ma charakter systemowy, dlatego to ma być priorytetem dla nowego kierownictwa.

"Ministerstwo Finansów opracuje w trybie pilnym nowelę do budżetu na 2015 r., która zostanie przedłożona Radzie Ministrów 1 grudnia 2015, a następnie trafi do Sejmu. Zakładając naturalne oszczędności budżetowe na poziomie z lat ubiegłych, nowela zwiększy deficyt o sumę ok. 3-4 mld zł, przy czym kwota ta zostanie doprecyzowana w oparciu o szczegółowe dane z resortów" - głosi komunikat.

"To działanie polityczne"

Zdaniem ekonomisty, prof. Witolda Orłowskiego, to działanie nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego. - Nic nie wskazuje na to, że gdybyśmy nie mieli zmiany rządu, ktokolwiek by się zajmował nowelizacją tegorocznego budżetu - twierdzi. - Mówimy o stosunkowo niedużych kwotach, takich które z pewnością są do opanowania bez nowelizacji ustawy budżetowej.

Ekonomista zauważa jednak, że takie ruchy nie są żadną niespodzianką, bo podobnie zachowywały się wszystkie ekipy rządzące po przejęciu władzy. - To troszeczkę rodzaj asekuracji dla rządu na przyszłość i pozwala łagodzić oczekiwania wobec tego, co ma być zrobione. Bo skoro sytuacja jest tak dramatyczna, że w tym roku już trzeba nowelizować budżet, to rząd ma trochę inną pozycję w kwestii realizacji obietnic wyborczych - uważa prof. Orłowski.

Jeszcze ostrzej wypowiada się były członek Rady Polityki Pieniężnej, prof. Marian Noga. - To totalna bzdura. Nie ma przesłanek ekonomicznych do nowelizacji budżetu na rok 2015. To zagranie polityczne, a nie ekonomiczne i działanie na żywym organizmie - nie przebiera w słowach, pytany przez money.pl.

Deficyt niższy niż planowany

W połowie listopada Ministerstwo Finansów opublikowało szacunkowe dane wykonania tegorocznego budżetu. Wynikało z nich, że deficyt budżetu po październiku wyniósł 34 mld 487,9 mln zł i był o ponad 5 mld zł niższy od zakładanego na ten miesiąc. Osiągnięty w październiku wynik stanowił zarazem 74,8 proc. dopuszczonego w ustawie budżetowej na ten rok deficytu w wysokości 46 mld 80 mln zł.

Zgodnie z danymi resortu do kasy państwa do końca ubiegłego miesiąca wpłynęło 238 mld 911,1 mln zł, a wydano z niego 273 mld 399 mln zł.

Dochody budżetowe w budżecie na 2015 rok zaplanowano na ponad 297 mld 172 mln zł, a wydatki na ponad 343 mld 252 mln zł. Założono, że PKB wzrośnie w tym roku o 3,4 proc., inflacja wyniesie 1,2 proc., a deficyt sektora finansów publicznych spadnie poniżej 2,8 proc. PKB.

"Wyższy deficyt to nie tragedia". A milion bezrobotnych?

- Jeśli deficyt zapisany w budżecie na 2016 rok będzie większy o pół procenta, to nie stanie się żadna tragedia - powiedział w piątek w TVP Info wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Przyznał, że skoro dziś wynosi on 2,8 proc. PKB, to ten podwyższony mógłby wynieść np. 3,3 proc.

Wszystko dlatego, że resort finansów, kierowany przez Pawła Szałamachę, pracuje jednocześnie nad nowelizacją budżetu na przyszły rok. Ma on zabezpieczyć środki na realizację programu polityki prorodzinnej "500 plus". Projekt poprawki do budżetu ma być przedłożony Radzie Ministrów w połowie grudnia.

- Jeżeli rząd wprowadzi zapowiadane reformy i zrealizuje obietnice, to doprowadzi nie do zapowiadanego deficytu 3,3 proc., ale superdeficytu na poziomie 5,3 proc. PKB - przewiduje prof. Marian Noga. - To oczywiście spowoduje natychmiastową reakcje struktur unijnych, które wydadzą dyspozycje, a tych oczywiście rząd nie spełni. Efektem będzie cofnięcie dotacji i od 500 tysięcy do miliona nowych bezrobotnych. Jeśli tego chce ten rząd, to jest na dobrej drodze.

Wtóruje mu Paweł Cymcyk, choć uważa, że negatywne efekty mogą przesunąć się w czasie. - Zmiany w budżecie na 2016 rok nie powinny więc znacząco pogorszyć wizerunku Polski, ale już kolejny na rok 2017 może być zagrożeniem - komentuje analityk i dodaje, że wystarczy realizacja tylko połowy zapowiedzianych reform w niezmienionym kształcie, aby pogrążyć budżet.

Co z obietnicami?

- Nie dziwi mnie, że ekipa rządząca zamierza majstrować przy budżecie na przyszły rok. Przecież z czegoś musi finansować obietnice - twierdzi prof. Marian Noga.

Ich wypełnienie pochłonie grube miliardy. Tylko program 500 złotych na dziecko ma kosztować około 21 miliardów złotych rocznie, a podniesienie kwoty wolnej - drugie tyle. - Mam wrażenie, że rządzący sami jeszcze nie wiedzą dokładnie ile i gdzie znajdą pieniądze - mówił money.pl tuż po expose premier Szydło prof. Ryszard Bugaj. - Obawiam się, że ministrowie Szałamacha i Morawiecki nie będę mieli łatwo. Ciąży na nich wielka presja i odpowiedzialność.

- To dlatego rząd powoli się wycofuje ze swoich obietnic rozciągając ich realizację w czasie - ocenia Paweł Cymcyk.

Mowa przede wszystkim o kwocie wolnej od podatku, która ma być podnoszona stopniowo, co zapowiedział wicepremier Morawiecki. - Moim zdaniem warto tej kwoty nie wdrażać za jednym razem, ale rozłożyć ją na dwa, trzy lub cztery lata - ocenił w rozmowie z TVP. Przyznał też, że 15-procentowy CIT dla najmniejszych firm nie będzie wprowadzony od razu. - Będziemy pracowali nad całościowym pakietem w tym zakresie - zapowiedział.

O tym samym, tuż po wyborach mówił również w money.pl prof. Marian Noga, jako przykład podając 500 złotych na dziecko. - Na początku mowa była o każdym dziecku, potem o drugim i kolejnym, a jeszcze później okazało się, że to tylko dla najbiedniejszych - wylicza były członek RPP. - Później mówiło się, że to dopiero od 2017 roku, a nie od 2016, jak obiecywano na początku. Przy takim podejściu jestem sobie w stanie wyobrazić ten obiecywany bilion złotych, tylko trzeba powiedzieć, że to w ciągu kilkunastu lat.

Informacje o stopniowym wycofywaniu się z obietnic dementują jednak politycy PiS. - Rząd Beaty Szydło nie wycofuje się z obietnicy 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, niezależnie od dochodów rodziców - zapewniali rzecznik rządu Elżbieta Witek oraz szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk.

Podobnych wątpliwości jest jednak więcej. Paweł Cymcyk jest zdania, że rządowa diagnoza budżetu będzie druzgocąca, aby politycy mogli wykorzystać ją do lansowania tezy o katastrofalnej kondycji państwa, bo to mogłoby zostać potraktowane jako pretekst do wycofania się z pewnych złożonych obietnic.

Jeśli ten scenariusz się zrealizuje, pierwszą, zdaniem Pawła Cymcyka, która poszłaby "pod nóż" będzie reforma wieku emerytalnego. - Emerytura to dla wielu sprawa wciąż odległa i enigmatyczna. Mogę sobie wyobrazić scenariusz, w którym PiS, wycofuje się z obniżenia wieku do 67 lat, ale w zamian proponuje 40 lat składkowych. Myślę, że wielu złapałoby się na ten wybieg - prognozuje analityk.

Rynki zareagują, świat również

Co więc, jeśli okaże się, że polskie finanse publiczne nie są w tak dobrym stanie, jak było nam to przedstawiane w ostatnich latach? - Polski rating tak szybko się nie zmieni. Wpierw musiałaby nastąpić zmiana perspektywy ratingu, a w tym przypadku rozciąganie deficytu ponad 3 proc. tak nie zadziała - komentuje Paweł Cymcyk. - Zmiany w budżecie na 2016 rok nie powinny więc znacząco pogorszyć wizerunku Polski, ale już kolejny na rok 2017 może być zagrożeniem.

Zapowiedzi zmian w budżecie i zwiększanie deficytu nie dziwią Damiana Słomskiego, analityka money.pl. - To będzie mieć negatywny wpływ choćby na postrzeganie wiarygodności naszego kraju na rynkach finansowych - prognozuje. - Już mamy do czynienia z rekordowo słabym złotym. Za dolara trzeba płacić już ponad 4 zł. To najwyższy kurs wymiany od 11 lat.

Ekspert twierdzi również, że taka polityka nie pozostanie bez wpływu na rynki finansowe. - Jednocześnie mamy przecież do czynienia z odpływem kapitału zagranicznego z giełdy. Akcje największych spółek wyceniane są najniżej od 6 lat - komentuje Damian Słomski.

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)