autora nie pamietam , ale wpis zostal poczyniony w polowie maja
2009 , ladnie napisane , wiec skopiowalem , ale jak sie to ma
do obecnej chwili na gieldach swiatowych ocencie sami
Ale nie wiem po co to cytować, w sumie tak naprawdę niewiele się zmieniło od tamtej pory ani nie nastąpiło nic co by ostatecznie negatywnie zweryfikowało ten wpis. SP500 nadal męczy się w boczniaku niedaleko od 900 i po jednorazowym wyskoku niewiele nadrobił. Jego sytuacja niewiele się różni od sytuacji z połowy maja, jest on tylko ciut wyżej od poprzedniego szczytu z maja (zaledwie 10 punktów). Sell in May rozpoczęte w maju wciąż trwa, wystarczy obejrzeć oscylatory wolumenu AD i OBV, które pokazują, że dużo więcej akcji jest w tej chwili dystrybuowanych niż akumulowanych (duże zlecenia sprzedaży mają problem z realizacją) i każda zwyżka jest wykorzystywana do dystrybucji właśnie. Wedle teorii fal mamy do czynienia z ostatnią już zwyżką (tzw. fala c) przed silnymi spadkami. Nawet wedle teorii wolumenu rynek ostatkiem sił w czasie odbicia potrafi pokonać jeszcze ostatni szczyt, ale potem spada już tylko do poprzedniego dna. Myślę, że obecnie jesteśmy świadkami takiego właśnie ostatniego odbicia (a czy mam rację to pokaże przyszłość).
Jak piszę tu od kilku dni aż takiej skali odbicia nie spodziewałem się jednak. Wciąż jednak nie dzieje się nic nadzwyczajnego, mamy rajd byka na rynku niedźwiedzia. Jak mówi stara rynkowa mądrość "na rynku niedźwiedzia jest więcej wzrostów niż na rynku byka spadków". Wzrosty w czasie bessy nie powinny więc nikogo dziwić, to normalka, końca rynku byka wcale to oznaczać nie musi. Tak jak jeden cieplejszy słoneczny dzień w środku zimy nie oznacza jeszcze, że zaczyna się wiosna.
Na ostateczne konkluzje trzeba poczekać do końca czerwca albo nawet do końca jesieni. Jeśli tak długo rynek pozostanie na co najmniej obecnych poziomach to rzeczywiście będzie oznaczać to, że w tym roku nastąpił jakiś przełom i rynek stał się bardzo silny. Będę musiał wtedy zweryfikować swoje założenia i nie będę miał z tym żadnego problemu, gdyż tylko krowa nie zmienia zdania. Ja też zresztą chciałbym już hossy (kupuję
akcje na long term) a mój sceptycyzm w tej kwestii wynika tylko i wyłącznie ze zdrowej ostrożności a nie z niechęci do wzrostów, gdyż nie gram ani na kontraktach ani na opcjach na spadki (i nigdy tego nie robiłem).
Ale uwaga, przed nami dalsze problemy gospodarcze, ogromne zadłużenie USA, pękające bańki spekulacyjne na dolarze i obligacjach amerykańskich, co będzie oznaczać dalsze drożenie kredytu i długotrwałą zapaść gospodarczą, więc nawet brak spadków w drugiej połowie tego roku nie będzie oznaczać, że w 2010 nie zobaczymy kolejnych silnych spadków. Mamy największy kryzys gospodarczy od czasów II Wojny światowej i zakładanie zapomocą swoich pieniędzy, że za chwilę odbitka do szczytów hossy na rynkach przypomina naprawdę grę w rosyjską ruletkę.
Poczekajmy i zobaczmy co będzie.