Zapowiedź wicepremiera i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego, według której jego resort pracuje nad daniną, którą obłożone będą firmy technologiczne (zwłaszcza amerykańskie big techy), wywołała sporą konfuzję w rządzie. Zwłaszcza w Ministerstwie Finansów, które odcina się od tych zapowiedzi.
Rozmówca z resortu cyfryzacji przyznaje, że po ogłoszeniu przez Gawkowskiego w mediach, że będą prowadzone prace nad podatkiem, "niektórzy za bardzo to podchwycili". - Lewica zrobiła grafikę promującą na platformie X plany wicepremiera, można byłoby to nawet wycofać, gdyby nie to, że skomentował to przyszły amerykański ambasador - wskazuje.
Thomas Rose, który ma objąć stanowisko ambasadora USA w Polsce, we wpisie na X wyraził swoje zaniepokojenie planami wprowadzenia podatku cyfrowego w Polsce. Podkreślił, że prezydent Trump rozważy działania odwetowe "takie, jakie powinien", jeśli Warszawa przyjmie podatek od big-techów. "Odwołajcie podatek, aby uniknąć konsekwencji" - napisał nominat Trumpa na fotel ambasadora USA w Warszawie.
- Nie wiemy, o jakiej koncepcji mówi wicepremier Gawkowski. Chyba tak sobie to rzucił, bo pozazdrościł Sikorskiemu rozgłosu po jego słynnym wpisie w sprawie Starlinków - stwierdza nasz rozmówca z MF. Jego zdaniem to nieodpowiedzialne zagranie ze strony szefa resortu cyfryzacji. - Z uwagi na napiętą sytuację międzynarodową taki komunikat powinien być zachowany jako element negocjacji czy wywierania presji, a nie tak luźno rzucony - przekonuje rozmówca money.pl.
Resort cyfryzacji vs. resort finansów
Osoba z Ministerstwa Cyfryzacji przekonuje jednak, że nie jest to luźny pomysł, lecz poważny plan. Jak słyszymy, zręby projektu ustawy, który mógłby trafić do konsultacji międzyresortowych, powinny być gotowe w ciągu 3-4 miesięcy. Sam szef resortu potwierdza te słowa w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Ministerstwo Cyfryzacji zajęło się sprawą podatku cyfrowego, bo zgodnie z tym, co mówił minister finansów, trzeba zapewniać nowe wpływy do budżetu państwa. W związku z tym, że inne ministerstwa się tym nie zajmowały, to zajęło się Ministerstwo Cyfryzacji - informuje Krzysztof Gawkowski.
Na linii MC-MF wyczuwalne jest narastające napięcie. Resort finansów ma pretensje do resortu cyfryzacji, że ten wychodzi z inicjatywą nakładania nowej daniny publicznej, w sytuacji, gdy to minister finansów jest za to odpowiedzialny, a w samym MF żadne prace w tym zakresie się nie toczą. Z kolei w MC nie spodobało się, że minister Andrzej Domański wkroczył w obszar, za który odpowiedzialny czuje się Krzysztof Gawkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chodzi m.in. o zapowiedzi Domańskiego z konferencji z udziałem premiera Donalda Tuska pod nazwą "Polska. Rok przełomu", na której to minister wspomniał o pracach, prowadzonych wspólnie z Polskim Funduszem Rozwoju, nad funduszem Deep Tech, który ma inwestować w najnowocześniejsze technologie, także w oparciu o AI. - Skoro minister Domański postanowił nas wyręczyć w kwestiach sztucznej inteligencji, to my mamy okazję, żeby go odciążyć w kwestiach podatku cyfrowego. To takie gry i zabawy - ironizuje jeden z urzędników.
Argumenty za podatkiem
Oprócz względów ambicjonalnych, kwestia podatku cyfrowego - w mniemaniu naszego rozmówcy z Ministerstwa Cyfryzacji - ma także, a nawet przede wszystkim, aspekt pragmatyczny. - Nasz cel jest taki, by cyfryzacja miała stabilnie źródła finansowania - argumentuje rozmówca z resortu.
Największe ministerstwa, takie jak MSWiA, MON czy resort pracy, wydadzą w tym roku jakieś 30 mld zł na rzeczy związane z cyfryzacją z czego 20 mld to będą pieniądze unijne. Sam ZUS zainwestuje w tym roku miliard na sprzęt IT. Pytanie, co potem, gdy skończą się pieniądze unijne, bo potrzebujemy setek miliardów złotych. Uznaliśmy, że jednym z elementów tego stabilnego finansowania będzie właśnie podatek cyfrowy - wskazuje rozmówca z resortu cyfryzacji.
Przypomina przy tym, że aktualnie trwają prace nad strategią cyfryzacji i źródeł jej finansowania. To w trakcie tych prac pojawił się postulat wprowadzenia podatku cyfrowego, o czym w Polsce mówi się od co najmniej kilku lat, w tym także za rządów PiS. - Gawkowski zorganizował spotkanie w tej sprawie z trzema organizacjami pozarządowymi, które były za wprowadzeniem takiego podatku i trzema, które były przeciw. Do tej pierwszej grupy należały fundacja Instrat, Panoptykon i branża kreatywna, przeciwko opowiedzieli się m.in. Cyfrowa Polska i Lewiatan - słyszymy.
MC uważa wreszcie, że mamy do czynienia z głęboką nierównowagą rynkową. - W Polsce, jeśli chodzi o obszar cyfryzacji, mamy właściwie tylko opłatę telekomunikacyjną. Dlatego operatorzy telekomunikacyjni płacą i utrzymują Urząd Komunikacji Elektronicznej. I oni narzekają, że tak płacą od 20 lat, utrzymują tego regulatora, a do niego przychodzą też big techy, które nie płacą nic. Zrozumiałe jest więc pewne poczucie niesprawiedliwości - argumentuje rozmówca z MC i podaje przykład.
Jak zgłaszamy reklamy do gazety, to płacimy VAT, a jak kupujemy reklamę na platformie internetowej, to one niczego nie odprowadzają, tylko zarabiają na tym. Rozliczenie jest, ze względu na ich europejską siedzibę, np. w Irlandii - tłumaczy nasz rozmówca.
Warianty podatku
Na razie trwają prace nad koncepcją daniny. Jeśli chodzi o modele działające w innych krajach, to można się spodziewać, że będzie miała ona formę podatku przychodowego. W takim przypadku danina pobierana jest od wartości reklam emitowanych na danej platformie w danym kraju. Do rozstrzygnięcia są dwie kwestie.
Po pierwsze, zakres przedmiotowy - czy podatek miałby być pobierany od wszystkich reklam, czy od niektórych rodzajów np. z wyłączeniem reklamy politycznej, czy społecznej. Kolejna kwestia to stawka podatku - te mogą być różne: od 2-3 proc. do nawet 7 proc., choć nasz rządowy rozmówca przyznaje, że ta ostatnia opcja mogłaby być zaporowa. Od stawki zależą ostateczne przychody z daniny, a resort liczy, że mogłoby to być kilka mld zł. Taka danina działa w Hiszpanii. Jej stawka wynosi 3 proc. a wpływy - blisko 1 mld euro. Gdyby taki model zadziałał w Polsce to wpływy z niego byłby zbliżone do dochodów z podatku bankowego.
Krytycznie powyższe pomysły ocenia Zbigniew Kuźmiuk z PiS.
Nad podatkiem od sektora cyfrowego pracuje UE i jeśli on ma mieć sens, to powinien zostać wprowadzony na terenie całej Unii, a nie w jednym kraju, bo wówczas będzie omijany. Ten podatek oznacza wejście w zwarcie z USA i jeśli w to wchodzimy to warto to robić na poziomie europejskim. Po co zadrażniać sytuację, proponując nieskuteczne rozwiązanie? - pyta poseł PiS.
Rozmówca z rządu nie zgadza się z argumentacją, według której podatek cyfrowy możliwy jest do wprowadzenia jedynie na szczeblu europejskim. - Skoro tak, to dlaczego są już kraje UE, takie jak Francja, Austria czy Hiszpania, które taki podatek już mają? - dopytuje i wskazuje, że prace w Komisji Europejskiej nad unijnym podatkiem cyfrowym trwają już od 2017 roku i, jak dotąd, nie widać finału tych prac.
Sprawa podatku cyfrowego pojawiła się w kontekście polsko-amerykańskich sporów na portalu X, który zaczął się od wymiany zdań między Radosławem Sikorskim a Elonem Muskiem w sprawie Starlinków. Część obserwatorów odebrała zapowiedzi Krzysztofa Gawkowskiego jako rodzaj gry polskiego rządu z USA, jednak jak widać, że nie był to element rządowej strategii.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl