Deszcz pieniędzy z UE w przyszłym roku. Ekonomiści: możemy wszystkiego nie wydać
W przyszłym roku czeka nas rekordowa kumulacja unijnych funduszy napływających do Polski. Łącznie to prawie 48 mld euro z KPO i "tradycyjnych" programów UE. Rząd zakłada, że skonsumuje je wszystkie, ale eksperci nie są już tak optymistyczni.
Jak podsumowuje dla nas Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR), do tej pory do Polski - w ramach Krajowego Planu Odbudowy - wpłynęło już 21 mld euro, czyli ok. 89,5 mld zł. W tym roku do naszego kraju trafi kolejne 6,1 mld euro, czyli ok. 26 mld zł, a w 2026 roku - ok. 34 mld euro, czyli 144,8 mld zł.
Natomiast od początku wdrażania perspektywy finansowej na lata 2021-2027 - w ramach programów krajowych i regionalnych - otrzymaliśmy z Komisji Europejskiej 9,8 mld euro (41,7 mld zł), co stanowi 13 proc. alokacji dla Polski.
W całym 2025 r. wpłynie do nas w sumie około 8,7 mld euro (37 mld zł), a w 2026 roku spodziewamy się transferów finansowych na kwotę ok. 13,6 mld euro (prawie 58 mld zł).
"Podatek wojenny"? Minister finansów mówi wprost
Kumulacja
To oznacza, że w przyszłym roku czeka nas rekordowo wysoki transfer eurofunduszy do Polski. Cała sytuacja ma oczywiście tę zaletę, że są to pieniądze, które będą przekładać się na ożywienie gospodarcze, a to jeden z głównych argumentów, dla których jesteśmy wciąż dobrze postrzegani przez zagranicznych inwestorów.
Generalnie gdyby nie napływ KPO, to mielibyśmy bardzo mocną lukę finansową w środkach unijnych na przełomie 2024 i 2025 roku. I odczulibyśmy to we wzroście PKB. Zamiast 3,5 proc., byłoby pewnie 2,8 proc. - mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Pekao S.A.
W podobny sposób komentuje te dane Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. - Te dane potwierdzają scenariusz, w którym nastąpi wyraźne przyspieszenie wykorzystania środków unijnych w 2026 roku, nie tylko u nas zresztą, ale w wielu krajach, w tym w krajach regionu. Na tym zasadzają się te wszystkie optymistyczne prognozy dotyczące wzrostu inwestycji publicznych, które też pociągną za sobą inwestycje prywatne - podkreśla Borowski.
Pytanie: czy zdążymy?
Jest też druga strona medalu tego scenariusza. Przede wszystkim pojawia się pytanie, czy uda się wszystkie zakładane przez rząd pieniądze skonsumować. Zwłaszcza jeśli chodzi o KPO. Plan podlega rewizjom, w ramach których rząd zmienia przeznaczenie środków (tworzony jest np. Fundusz Bezpieczeństwa i Obrony) i renegocjuje treść niektórych kamieni milowych.
Zobaczymy ostatecznie, jak to będzie z wykorzystaniem tych środków unijnych, bo wygląda na to, że w niektórych krajach będą opóźnienia na tyle znaczące, że będą one wnioskowały do Komisji Europejskiej, żeby wydłużyć termin ich wydatkowania. Ostatecznie ten deadline dla KPO może się przesunąć, czego beneficjentem może być również Polska - podkreśla Borowski.
Tyle że - zdaniem eksperta - dowiemy się o tym najwcześniej w połowie roku, bo Komisja Europejska będzie chciała uniknąć pokusy tworzenia sytuacji, która wcześniej demotywowałoby kraje UE do starań o jak najszybsze wydawanie pieniędzy.
Ernest Pytlarczyk z banku Pekao zastanawia się, czy resort funduszy nie wykazuje się nadmiernym optymizmem. - Jeśli chodzi o planowany napływ nowych środków, to ministerstwo pisze tak, jakby rząd chciał wziąć całą pulę grantów i pożyczek i taka jest też oficjalna polityka rządu. Natomiast nie jestem pewien, czy faktycznie to nastąpi. Może nie udać się też wydać wszystkiego w terminie, np. wypłacić budżetu dopłat do aut elektrycznych, ale też innych funduszy. Więc faktyczny napływ funduszy unijnych będzie najpewniej niższy niż teraz deklarowany - ocenia ekonomista.
Jego zdaniem nie jest też oczywiste, jak szybko pieniądze z KPO płyną do gospodarki. - Bo one trafiają najpierw do funduszy BGK, potem do różnych agencji i spółek, głównie energetycznych. Nie od razu są wydawane i opóźnienie jest, jak się wydaje, znaczne - mówi.
Kluczowy jest rok 2026
Także Bartosz Białas, ekonomista Santandera uważa, że plany skonsumowania tak dużej puli z KPO w przyszłym roku są zbyt ambitne.
Z jednej strony urzędowy optymizm ministerstwa nie powinien dziwić, ale jednak - realistycznie - wydaje się jasne, że realizacja tych planów jest obarczona ryzykiem, ponieważ wdrażanie KPO przebiega z opóźnieniem - podkreśla ekonomista.
Jak zwraca uwagę, czas na realizację KPO upływa z końcem 2026 r., a - według ostatnich dostępnych informacji - do 18 sierpnia podpisano umowy opiewające na 54 proc. alokacji KPO. Aby w pełni wykorzystać przyznane Polsce miliardy, wdrażanie inwestycji musiałoby przyspieszyć.
- Niemniej, warto podkreślić, że nawet jeśli KPO nie zostanie wykorzystane w całości, to i tak powinien wywołać w nadchodzących kwartałach znaczny impuls inwestycyjny, wspierając tym samym wzrost krajowej aktywności gospodarczej - dodaje.
Takich obaw nie ma w sprawie funduszy z wieloletniego budżetu UE. Jak podkreśla Bartosz Białas, realizacja obecnej perspektywy - choć nadal trochę opóźniona - przebiega podobnie jak wdrażanie poprzedniej perspektywy, na lata 2014-2020.
- Postępom sprzyja przede wszystkim wysoki popyt na dofinansowania: wartość złożonych dotychczas wniosków o unijne dopłaty jest podobna do tej z 2018 r., czyli z tego samego momentu realizacji poprzedniej perspektywy. Pomimo wspominanego opóźnienia i mniejszej wielkości przyznanych Polsce środków (fundusze unijne w ramach perspektywy 2021-2027 opiewają na około 75 mld euro, a w ramach perspektywy 2014-2020 wynosiły około 90 mld euro) - mówi nam ekonomista.
Co na to rząd?
Wątpliwości ekonomistów nie podziela nasz rozmówca z MFiPR. - Wydamy wszystkie środki, bo to kasa, która jest prefinansowaniem, finansowaniem lub zwrotem w zależności od inwestycji. Górka inwestycyjna wcale nie jest aż tak wielka - przekonuje.
Tego optymizmu nie podziela inny rozmówca z kręgów rządowych. - KPO idzie za wolno. Na tyle, że trzeba było skorygować w dół prognozę wzrostu gospodarczego w tym roku - słyszymy.
Przyszłoroczna górka może mieć jeszcze jedną konsekwencję zahaczającą o politykę. Kumulacja środków z KPO i wieloletniego budżetu UE w przyszłym roku może oznaczać, że w wyborczym 2027 r. transfery z UE spadną, wystąpi efekt bazy. Czyli dynamika inwestycji w 2027 r., w porównaniu z 2026 r., będzie ujemna, co pokazuje lipcowa "Projekcja inflacji i wzrostu gospodarczego Narodowego Banku Polskiego".
W tym kontekście - jeśli potwierdzą się zastrzeżenia ekspertów, że KPO nie uda w tak dużej kwocie przetransferować do Polski w przyszłym roku - może on zostać "rozsmarowany" na kolejny rok, co osłabiłoby opisaną wyżej negatywną konsekwencję kumulacji tych pieniędzy.
Po wyborach w 2027 roku negatywny efekt będzie wzmocniony tym, że w nowej perspektywie finansowej (na lata 2028-2035) UE będzie musiała zacząć spłacać dług covidowy. To 20-25 mld euro rocznie. - Już dziś dług covidowy (wzrost długu publicznego w czasie pandemii, spowodowany lockdownem i programami pomocowymi - przyp. red.) podbija nam zadłużenie państwa w relacji do PKB o jakieś trzy punkty procentowe - twierdzi jeden z rozmówców.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl