Sprzedaż detaliczna towarów zwiększyła się w styczniu realnie (tzn. licząc w cenach stałych) o 4,8 proc. rok do roku, najbardziej od maja 2024 r., po zwyżce o niespełna 2 proc. w grudniu – podał w poniedziałek GUS. Ten wynik przebił nawet najbardziej optymistyczne szacunki ekonomistów.
Koniec z zaciskaniem pasa?
W stosunku do grudnia, po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych, sprzedaż detaliczna zwiększyła się o 0,6 proc. Na pierwszy rzut oka nie jest to znakomity rezultat. Sugeruje on, że spory skok sprzedaży rok do roku był efektem niskiej bazy odniesienia, a nie - przejawem bieżącej siły popytu konsumpcyjnego. Tyle że procedura eliminowania wahań sezonowych jest zawodna. W ocenie Grzegorza Maliszewskiego, głównego ekonomisty Banku Millennium, miesięczna zwyżka sprzedaży była sporo większa, sięgnęła 3,5 proc. A to już byłby jeden z najlepszych wyników ostatnich lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dane z jednego miesiąca nie pozwalają na ogół na formułowanie silnych wniosków na temat stanu i perspektyw gospodarki. Tym razem wyniki sprzedaży detalicznej współgrają jednak z innymi sygnałami i dlatego napawają ekonomistów ostrożnym optymizmem.
"Wzrost PKB w tym roku z 4-ką z przodu! Konsensus prognoz jest zbyt pesymistyczny" – napisali na X analitycy z banku Pekao. Odnieśli się tak do dominujących w ostatnim czasie oczekiwań ekonomistów, wedle których PKB Polski w 2025 r. zwiększy się (realnie) o około 3,5 proc. po zwyżce o 2,9 proc. w 2024 r.
Czas na wymianę mebli i sprzętu RTV i AGD
Optymistyczny wydźwięk poniedziałkowych danych zwiększyło to, że przyspieszenie wzrostu sprzedaży detalicznej - którą GUS mierzy tylko w sklepach zatrudniających co najmniej 10 osób – miało szeroki zakres, tzn. przyczyniły się do tego różne kategorie towarów. Popyt na żywność, który w grudniu realnie zmalał o 4,3 proc. rok do roku, w styczniu zwiększył się o 0,6 proc. O 12,8 proc. rok do roku - najbardziej od sierpnia 2022 r. - zwiększyła się sprzedaż farmaceutyków, co łatwo powiązać z wyjątkowo wysoką tej zimy falą zachorowań na grypę.
Co jednak najważniejsze, w styczniowych danych widać solidne odbicie popytu na dobra trwałego użytku, uchodzącego za miernik nastrojów konsumentów. Sprzedaż mebli oraz sprzętu RTV i AGD wzrosła realnie o 13,6 proc. proc. rok do roku, najbardziej od wiosny 2022 r. Wcześniej przez niemal dwa lata nieprzerwanie malała. Skąd ta nagła zmiana? Po pierwsze, na przełomie lat przestała spadać liczba mieszkań oddawanych do użytkowania (w grudniu była taka sama jak przed rokiem, w styczniu wzrosła o 4 proc. rok do roku). Wygasł więc jeden z czynników tłumiących zapotrzebowanie na wyposażenie wnętrz.
Po drugie, jak zauważył Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, poprzedni skok zainteresowania towarami z tej kategorii nastąpił w 2021 r., w trakcie pandemii COVID-19. - Można zatem przypuszczać, że odnotowane w styczniu br. silne zwiększenie popytu w kategorii meble, RTV i AGD związane jest w pewnym stopniu z krótkim cyklem życia niektórych dóbr trwałego użytku i koniecznością ich wymiany na nowe - napisał Borowski w komentarzu do poniedziałkowych danych.
Tę tezę potwierdzać zdają się wyniki prowadzonych przez GUS badań nastrojów konsumentów. W styczniu gospodarstwa domowe prawdopodobieństwo tego, że w najbliższych 12 miesiącach poniosą wydatki na podniesienie standardu lub remont domu, oceniały najwyżej od stycznia 2021 r. Ogólnie, w wynikach badań GUS widać spadek skłonności do oszczędzania - choć pozostaje ona podwyższona, o czym świadczą choćby opublikowane w poniedziałek dane o przyroście wartości depozytów gospodarstw domowych relatywnie do kredytów - i wzrost skłonności do konsumpcji.
Wolniejszy wzrost płac nie zahamuje konsumpcji?
To o tyle istotne, że jeden z motorów popytu konsumpcyjnego - wzrost realnych dochodów gospodarstw domowych - stopniowo słabnie. Na 2025 r. nie zaplanowano waloryzacji świadczenia wychowawczego, które w 2024 r. wzrosło z 500 do 800 zł na dziecko. Hamuje też wzrost wynagrodzeń, a jednocześnie przyspiesza inflacja. W rezultacie w styczniu realny fundusz płac w sektorze przedsiębiorstw (to wskaźnik siły nabywczej dochodów ogółu osób zatrudnionych w firmach z co najmniej 10 pracownikami) zwiększył się o zaledwie 2,8 proc. rok do roku, najmniej od września 2023 r. Dla porównania, w 2024 r. rósł średnio w tempie niemal 7 proc. rok do roku. A w szerokiej gospodarce, gdzie zatrudnienie nie malało tak jak w sektorze przedsiębiorstw, a dynamika wynagrodzeń była wyższa, fundusz płac rósł nawet szybciej.
Przez cały 2024 r. konsumpcja nie dotrzymywała jednak kroku dochodom gospodarstw domowych, bo te dążyły do odbudowy oszczędności, których realną wartość zmniejszyła inflacja. W całym minionym roku wydatki gospodarstw domowych zwiększyły się o 3,1 proc. Ankietowani przez money.pl w grudniu ekonomiści przeciętnie szacowali, że w 2025 r. wzrost dochodów i wydatków konsumentów będzie ze sobą ściślej powiązany. Teraz zaś pojawiła się szansa na to, że gospodarstwa domowe będą skłonne do "przejadania" części oszczędności. To dawałoby szanse na przyspieszenie wzrostu popytu konsumpcyjnego pomimo wyhamowania wzrostu dochodów.
Drugi silnik gospodarki wchodzi na wyższe obroty
Tymczasem konsumpcja nie będzie w tym roku jedynym kołem zamachowym gospodarki. Równie duże, a nawet większe znaczenie, powinno mieć odbicie inwestycji, którego oznaki w styczniowych danych również można znaleźć. Produkcja budowlano-montażowa w styczniu podskoczyła niespodziewanie o 4,3 proc. rok do roku, przerywając roczną serię zniżek. Był to wprawdzie w dużej mierze efekt czysto statystyczny, spowodowany niską bazą odniesienia, ale to, że produkcja budowlana utrzymała się na tym samym poziomie co w grudniu - po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych, co uprawnia takie porównania - należy uznać za dobrą informację.
W listopadzie i grudniu produkcja budowlana w ujęciu miesiąc do miesiąca mocno ruszyła w górę. W ciągu dwóch miesięcy podskoczyła (realnie) o niemal 9 proc. Część ekonomistów przypuszczała, że był to efekt kumulacji wydatków publicznych, spowodowanych koniecznością wykonania rocznych planów inwestycyjnych. W związku z tym na początku 2025 r. spodziewali się korekty. Ta jednak nie nastąpiła, co sugeruje, że popyt inwestycyjny nadal się odradza.
Słabym ogniwem polskiej gospodarki pozostaje eksport, co ma związek z dekoniunkturą u głównych partnerów handlowych Polski oraz silnym złotym. Efektem jest z kolei stagnacja w przemyśle nad Wisłą. W styczniu produkcja sprzedana przemysłu realnie (i po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych) wzrosła wprawdzie o 0,5 proc. w stosunku do grudnia, ale to nie wystarczyło nawet, aby skompensować zniżkę z listopada i grudnia (łącznie o blisko 4 proc.). Wobec anemicznego popytu zagranicznego, tym większe znaczenie dla kondycji polskiej gospodarki będzie miało odbicie popytu inwestycyjnego i konsumpcyjnego. A z tej perspektywy patrząc, początek roku jest obiecujący.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl