Temat podwyższenia kwoty wolnej powraca, ale na razie koalicja zamierza rozegrać narracyjnie temat obniżki składki zdrowotnej. Ustawa w tej sprawie jest na biurku prezydenta, lecz sądząc po tym, jak krytyczne stanowisko wobec niej ma Andrzej Duda i jego otoczenie, w grę wchodzi tylko weto lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.
Nie ma sensu wychodzić teraz z czymś dużym, lepiej zachować to na okres między pierwszą a drugą turą wyborów. Na najbliższych kilkanaście dni narrację mamy gotową, zwłaszcza pod wyborcę Konfederacji. Prezydent Duda wetuje zmiany w składce, a my wtedy ruszamy z ofensywą sklejającą go z kandydatem Nawrockim. Pokażemy, że to ten sam obóz polityczny, który chce dociążyć przedsiębiorców - przekonuje jeden z polityków KO, chcący zachować anonimowość.
Nasz rozmówca przyznaje jednocześnie, że trwają poszukiwania "dużych" tematów do ogrania przed drugą turą i że jeden z wariantów dotyczy właśnie kwoty wolnej w wysokości 60 tys. zł. - Ostateczna decyzja nie zapadła, ale taki wariant wchodzi w grę. Różne kwestie są w trakcie badań - wskazuje polityk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejny rozmówca z KO również twierdzi, że "nie wykluczałby" jakiegoś ruchu ze strony Rafała Trzaskowskiego, ale po pierwszej turze wyborów. - Jeśli już robić taki krok, to najlepiej w momencie, w którym przyniesie on potencjalnie największe korzyści. Ogłaszanie czegokolwiek przed pierwszą turą byłoby bez sensu - słyszymy.
Ostrożnie z kwotą
Sprawę ostrożnie komentują sztabowcy Trzaskowskiego. - Można usłyszeć o takim wariancie, ale to nic pewnego. Na pewno Rafał chciałby to ogłosić, bo to rzecz, która w kampanii najbardziej obciąża rząd. To też ukłon w stronę wyborców Mentzena - ocenia nasz rozmówca. Inny dodaje, że nie słyszał, by na samych sztabach ten temat był dyskutowany. - To jeszcze nie znaczy, że się nie pojawi w ogóle, być może sprawa jest analizowana na innych szczeblach - zastrzega kolejna osoba ze sztabu kandydata KO.
Klucz i tak jest w rękach ministra finansów, a ten na razie milczy w sprawie konkretów. Wstępny plan dotyczący kwoty wolnej Andrzej Domański zarysował jeszcze w marcu. Z jego stwierdzeń wynikało, że zmiany w zakresie podwyższenia kwoty wolnej mogą być stopniowe i zostać wdrożone w 2026 roku, a sama kwota doszłaby do poziomu 60 tys. zł w 2027 roku. Domański konsekwentnie zastrzega, że najpierw musi przedstawić plan dojścia do wyższej kwoty wolnej Donaldowi Tuskowi.
Zdaniem naszych rozmówców można sobie wyobrazić scenariusz, w którym Trzaskowski ogłasza bardziej konkretny plan gry w sprawie wyższej kwoty wolnej, wskazując, że robi to w porozumieniu z szefem rządu i ministrem finansów. On sam z kolei - jako prezydent - miałby być gwarantem tego, że reforma wejdzie w życie zgodnie z tym planem.
Kwota jak składka?
Największy problemem z obietnicą podwojenia kwoty wolnej tkwi w koszcie tej obietnicy. Minister finansów szacuje, że to blisko 56 mld zł.
Przy tak dużej niepewności, jaką mamy za granicami i stanie finansów publicznych nie ma miejsca na duże ruchy fiskalne. Dlatego realizacja znacznego podwyższenia kwoty wolnej czy kosztownych i silnie regresywnych propozycji Karola Nawrockiego jest w najbliższym czasie mało realna - uważa ekonomista Michał Myck, dyrektor think thinku CenEA.
To sprawa, która jest znaczenie większego kalibru niż głośna ostatnio kwestia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, której wejście w życie zapewne zablokuje niedługo prezydent Duda. Jak słyszymy, Pałac Prezydencki szykuje wersję narracji na wypadek weta ale też wysłania ustawy do TK. Jednym z głównych argumentów Dudy w obu przypadkach ma być stan finansów publicznych, a w szczególności sytuacja ochrony zdrowia.
Finansowy rozjazd
Obie te kwestie wpisują się w klimat kampanii wyborczej, który pokazuje rozjazd między chęciami sztabów a możliwościami finansów publicznych. Jeśli chodzi o łatwość rzucania obietnic, część kandydatów zdaje się mentalnie być w roku 2015 czy 2020. Widać to w szczegółowych zapewnieniach Karola Nawrockiego, ale także we wspomnianych wyżej słowach Rafała Trzaskowskiego, według których będzie on gwarantem spełnienia obietnicy dotyczącej kwoty wolnej.
To dwie strategie, które widzieliśmy w poprzednich kampaniach, zwłaszcza w 2023 roku. Wtedy to Koalicja Obywatelska eskalowała różne obietnice, żeby upewnić wyborców, że to, co trafiło do Polaków w czasach rządów PiS, nie zostanie odebrane. Partia Jarosława Kaczyńskiego trzymała się z kolei utartej ścieżki kolejnych gestów. Doszło do swoistej licytacji. Dlatego, gdy PiS zaproponowało podniesienie 500 plus do 800 zł od początku roku 2024, KO zażądała, żeby podwyżkę wprowadzić natychmiast.
Politycy przyzwyczaili się, że obietnice transferowe łatwo się rzuca i łatwo spełnia, a wszyscy, którzy przestrzegają przed ich kosztami, to panikarze. Tu zwolennicy większych wydatków przywołują na ogół przykład straszenia "drugą Grecją". "Miała być, a nie ma" - słychać często z różnych stron politycznej sceny. Faktycznie w ubiegłych latach czasami było słychać przestrogi, ale było ich już tyle, i tyle razy okazały się na wyrost, że zaczęło to przypominać słynną rzymską bajkę o chłopcu, który wiele razy dla żartu krzyczał "wilki", aż sąsiedzi przestali na jego krzyki reagować.
Tyle że problem jest faktyczny i swobody nie ma takiej jak w 2020 roku, nie mówiąc już o roku 2015, bo realia są zupełnie inne. Ponieważ oprócz kosztów transferów doszły dwa spore wydatki, których nie było w poprzedniej dekadzie.
Po pierwsze, to rosnąca ścieżka wydatków na zdrowie, która w praktyce okazała się jeszcze bardziej kosztowna, niż wynika z ustawy, co widać po zmienianych co roku w trakcie roku planach NFZ. Po drugie to wydatki militarne będące konsekwencją rosyjskiej agresji na Ukrainę i zmiany bezpieczeństwa w tej części Europy.
PiS odziedziczyło po rządach PO-PSL finanse z niskim deficytem i zdjętą procedurą nadmiernego deficytu. Tymczasem w 2023 r. nowy rząd odziedziczył finanse z wysokim deficytem, czego efektem było wprowadzenie procedury nadmiernego deficytu. W kolejnych latach deficyt też będzie wysoki, tym bardziej że już zmieniliśmy zapowiadaną jeszcze rok temu trajektorię jego zmniejszania. W tym roku deficyt miał wynieść 5,5 proc. PKB, a będzie wynosił 6,3 proc. PKB. To będzie rzutowało na korektę kursu w sprawie długu.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl