"Rekordowy bagaż". Niepokojące zmiany w planie finansowym NFZ
NFZ wprowadził zmiany w swoim planie finansowym na 2025 rok. I jest zaskoczenie. Kwota zobowiązań z ubiegłych lat jest 24-krotnie wyższa niż w roku 2023. Tymczasem rząd waha się, czy przedłożyć Andrzejowi Dudzie projekt zmian w składce zdrowotnej. Niewykluczony jest zwrot akcji w sprawie.
Korekty w planie finansowym na 2025 rok dotyczą głównie czterech oddziałów wojewódzkich NFZ: Łódzkiego, Mazowieckiego, Warmińsko-Mazurskiego oraz Wielkopolskiego. Co ważne, wprowadzono je w trybie, który nie wymaga zatwierdzenia przez komisję sejmową. Zmian jest łącznie pięć.
W trzech z nich chodzi o zmniejszenie pieniędzy:
- na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną (zmniejszenie o 193,8 mln zł - z prawie 16,6 mld zł do niemal 16,4 mld zł),
- na leczenie szpitalne (o 434,6 mln zł - z ok. 97,3 mld zł do ok. 96,8 mld zł),
- refundację (zmniejszenie o 3,2 mln zł, po zmianach to ponad 10,8 mld zł).
Czwarta zmiana zwiększa nakłady na programy lekowe (o 4 mln zł, kwota w tej pozycji wyniesie ponad 13,7 mld zł).
Jednak to, co budzi największy niepokój ekspertów, to zmiana piąta, pokazująca koszty świadczeń opieki zdrowotnej z lat ubiegłych. Te są zwiększone o ponad 631,5 mln zł, zatem całkowita kwota ujęta w planie rośnie z ponad 5,5 mld zł do prawie 6,2 mld zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzaskowski popełnił błąd z debatą? Senator powiedział wprost
Jeszcze nigdy nie wjechaliśmy w nowy rok z tak dużym bagażem z roku poprzedniego. To 24 razy więcej niż w 2023 r. W efekcie zaczynamy finansować ubiegłoroczne zobowiązania z pieniędzy tegorocznych, czyli zadłużamy się na poczet przyszłych okresów - zwraca uwagę Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Inny rozmówca, dobrze znający realia funkcjonowania NFZ, zwraca uwagę na różnicę między pozycją w planie finansowym a faktycznymi zobowiązaniami NFZ. - Czym innym jest pozycja w planie B2.18, czyli rezerwa na koszty świadczeń z lat ubiegłych, a czym innym jest to, ile faktycznie tych świadczeń realnie jest do zapłacenia. Być może było tak, że ta kwota jest ileś razy mniejsza, natomiast z czasem przystępuje się do realizacji kolejnych płatności - tłumaczy rozmówca money.pl.
Oficjalne tłumaczenia NFZ, zawarte w skorygowanym planie finansowym na 2025 rok, są lakoniczne. "Dokonane przez dyrektorów niektórych oddziałów wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia przesunięcia wynikają z konieczności dostosowania struktury planów finansowych oddziałów do rozpoznanych potrzeb w zakresie kosztów w celu możliwie najefektywniejszego wykorzystania środków na koszty świadczeń opieki zdrowotnej" - wynika z dokumentu.
Czekając na podpis
Największe wyzwania w sprawie wydatków na zdrowie są jeszcze przed rządem. Bowiem na początku drugiego półrocza minister zdrowia Izabela Leszczyna będzie musiała wybrać wariant podwyżki wynikający z ustawy o minimalnym wynagrodzeniu zawodów medycznych. To będzie oznaczało dodatkowe koszty jeszcze w tym roku i to idące w najlepszym przypadku w kilka, a może nawet kilkanaście miliardów złotych.
I to może być powód, dla którego pod planem finansowym NFZ nie ma cały czas podpisu ministra finansów. Część naszych rozmówców interpretuje tę sytuację w ten sposób, że może to być argument dla szefa MF, że może podpisać plan finansowy, o ile podwyżki nie będą zbyt kosztowne dla budżetu.
Jeden z naszych rozmówców mówi z kolei, że sytuacja ma bardziej wymiar wizerunkowy niż formalny. - Minister finansów nie ma określonego deadline’u na złożenie podpisu, a nawet jeśli tego nie zrobi, to zgodnie z ustawą o świadczeniach NFZ bazuje na planie zaopiniowanym przez sejmową komisję - tłumaczy i podkreśla, że większość zmian wprowadzanych w planach NFZ nie wymaga przejścia przez komisję sejmową czy uzyskania podpisu szefa resortu finansów.
- W marcu NFZ rozwiązał rezerwę ogólną, a na to wymagana jest zgoda resortu zdrowia i finansów. Oczywiście pojawić się mógł dylemat, jak Andrzej Domański ma zatwierdzić zmiany w planie, którego sam do tej pory nie zatwierdził podpisem. No ale z rozwiązaniem rezerwy w marcu problemu nie było, co oznacza, że najwyraźniej minister takich dylematów nie miał - dodaje rozmówca money.pl. Tyle że z tymi ruchami było związane zapłacenie zaległych nadwykonań w ochronie zdrowia.
Może chodzić także o kwestie politycznej odpowiedzialności. - Minister pokazuje w ten sposób, że nie popiera tak szybko rosnących wydatków - mówi nasz rozmówca zorientowany w sytuacji.
Jak wynika z naszych informacji, w zeszłym roku i minister finansów, i premier o tym, ile trzeba będzie dodatkowo wydać na zdrowie, dowiadywali się "na raty". Ostatecznie wydatki na ten cel na koniec roku były 23 mld zł wyższe niż zakładano jeszcze w maju. W tym roku nie jest lepiej.
Widać na pierwszy rzut oka, że plan finansowy NFZ się najzwyczajniej w świecie nie spina, bo trwa dyskusja z udziałem ministra finansów o kompensacji utraty przychodów z tytułu obniżenia składki zdrowotnej, ale nikt nie mówi o kompensacji tych sześciu miliardów złotych. Pod koniec tego roku albo troszkę wcześniej NFZ będzie borykał się z takimi samymi problemami jak ostatnio, a może nawet w większej skali - przewiduje Wojciech Wiśniewski.
Finansowy dramat w zdrowiu
Sytuacja, jeśli chodzi o finansowanie ochrony zdrowia, jest dramatyczna. Szacuje się, że tylko w tym roku może zabraknąć nawet 15 mld zł. Jednocześnie rząd - aby obniżyć koszty działalności przedsiębiorców - wprowadza kolejne zmiany w składce zdrowotnej, które wyjmują kolejne miliardy z obszaru zdrowia (w związku z czym dziury te zasypuje budżet państwa, który sam jest bardzo mocno napięty).
Zmiany w ustawie, które mają wejść w życie w 2026 roku, wyceniane są na od 4,6 mld do nawet 6 mld zł. Te również mają być pokryte z budżetu państwa, więc - przynajmniej w warstwie deklaracji - NFZ nie będzie stratny.
Tyle że w zdrowiu już brakuje sporych pieniędzy i coraz częściej w koalicji słychać głosy, że pora na reformy, które pieniędzy na zdrowie zaczną dosypywać, zamiast ich ujmować. I właśnie dlatego koalicja na ostatniej prostej prac legislacyjnych nad ustawą o składce zaczęła lawirować.
Zmiany w składce zdrowotnej. Ratunkiem weto Dudy?
Ustawa (mimo sprzeciwu Lewicy) trafiła do Senatu, a tam aktualnie trwają kalkulacje, co dalej - czy przyjąć ustawę bez poprawek i wysłać ją jeszcze na biurko Andrzeja Dudy, czy wprowadzić poprawki (nawet o charakterze redakcyjnym) i zwrócić ustawę do Sejmu, co spowoduje, że decyzję w sprawie ustawy podejmie już zapewne nowy prezydent.
Jeszcze niedawno nasi rozmówcy z koalicji skłaniali się ku tej drugiej opcji, obawiając się, że prezydent ustawę zawetuje lub skieruje do Trybunału Konstytucyjnego. Ale ostatnio z naszych nieoficjalnych rozmów wynika, że szala przechyla się na korzyść szybkiej wysyłki na biurko Andrzeja Dudy. Dlaczego? Koalicja zdaje się tracić serce do dość długo przygotowywanej i z trudem przegłosowanej w Sejmie ustawy.
Lewica ostatnio mocno narzuciła swoją narrację, że to kolejne wyszarpywanie pieniędzy z ochrony zdrowia i ukłon w stronę dobrze zarabiających. To spowodowało, że część polityków koalicji zaczęła nabierać wątpliwości, czy ta ustawa to dobry ruch - przyznaje rozmówca KO z Senatu.
Podobne opinie słychać w rządzie. - Sytuacja w budżecie jest napięta. Lepsze chwilowe kłopoty wizerunkowe niż kolejne miliardy wyjęte z budżetu - mówi nasz rozmówca.
Ale kalkulacje w koalicji są jeszcze takie, że jeśli wycofywać się z kosztownej reformy składki, to lepiej to zrobić rękami Andrzeja Dudy, niż brać to na siebie. - Wtedy to on będzie musiał się tłumaczyć, a my możemy albo odpuścić sobie reformę, dopóki sytuacja budżetowa się nie poprawi, albo przygotować inny projekt - wskazuje koalicyjny rozmówca.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl