Młodzi rozczarowani. Postęp przegrywa z cudownym życiem z Instagrama [OPINIA]
Wizja tego "jak powinienem żyć" może budować poczucie zamykające się w haśle "nie tak miało być". Nawet gwałtownemu postępowi ekonomicznemu trudno jest dorównać zbudowanej przez influencerów wizji świata, w której dla dwudziestolatka drogie samochody i wycieczki kilka razy w roku są na wyciągnięcie ręki - pisze o nastrojach młodych wyborców Kamil Fejfer.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
"Lud się buntuje - młodzi, którym nie żyje się tak dobrze, jak rodzicom, nie mogą kupić mieszkań" - w ten sposób w wywiadzie dla money.pl Łukasz Pawłowski, prezes OGB - firmy, która najtrafniej przewidziała wyniki pierwszej tury wyborów - tłumaczył część fenomenu Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga. Przypomnijmy, że ten pierwszy zdobył niecałe 15 proc., a drugi niecałe 5 proc. głosów. Gdyby jednak wybory odbywały się tylko w grupie osób do 29. roku życia, to właśnie ta dwójka starłaby się w drugiej turze.
Wybory prezydenckie. Tak głosowali młodzi
Wśród młodych wskazani kandydaci uzyskali odpowiednio nieco ponad 36 proc. głosów oraz niecałe 20 proc. głosów. "To, co powodowało przepływy między Zandbergiem, a Mentzenem, to nie były postulaty, tylko emocja antyestablishmentowa, że potrzebujemy zmiany, bo ta obietnica, że każdemu nowemu pokoleniu będzie żyło się lepiej, nie jest respektowana" - mówił w innym miejscu Pawłowski. Zobaczmy więc, liczby mówią o kondycji młodych. I czy wyjaśniają popularność kandydatów spoza głównego rozdania.
"Ekonomia, głupcze!" - głosił slogan wymyślony na użytek kampanii Billa Clintona na początku lat 90. Pójdźmy więc śladem ekonomii i zobaczmy, czy młodymi może kierować gospodarczy resentyment. Zacznijmy od bezrobocia. To wśród młodych niemal na całym świecie jest wyższe niż w ogóle społeczeństwa. Tak też było w całej historii III RP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Porażka Hołowni. Ekspert wskazał na ciekawe zjawisko
Stopa bezrobocia rejestrowanego obecnie wynosi nieco powyżej 5 proc. I na tym poziomie utrzymuje się od mniej więcej 2018 roku, z pewnym odchyleniem w 2021 roku, kiedy wzrosło ono do nieco powyżej 7 proc. To najlepsze wyniki w całej potransformacyjnej historii kraju. Jednocześnie bezrobocie rejestrowane wśród osób do 24. roku życia wynosi około 10 proc. We wspomnianym okresie odczyt fluktuował od 9 proc. z niewielkim "hakiem" do niecałych 13 proc.
Tak żyliśmy w 2003
Dla porównania w 2003 było to ponad 40 proc., a w 2013 niemal 30 proc. Właśnie nieco ponad dekadę temu rozpoczął się "zjazd" jeśli chodzi o odsetek osób młodych pozostających bez zajęcia. Temat braku pracy właściwie zniknął z głównego nurtu debaty. Stało się tak dlatego, że w Polsce ten problem po prostu niemal nie istnieje - mamy nie tylko historycznie dobre wyniki. Jeśli chodzi o tę kwestię, jesteśmy w chlubnej światowej czołówce. Trudno więc mówić o zawiedzionych nadziejach, jeśli mamy do czynienia ze spadkiem bezrobocia.
Może więc problemem jest rosnące "uśmieciowienie" rynku? Z pewnością jest ono palącą kwestią do rozwiązania, ale jeśli spojrzymy na trendy, to w tym zakresie wiele się nie zmienia. Otóż w 2015 roku według Głównego Urzędu Statystycznego osób zatrudnionych na umowę o dzieło bądź umowę zlecenie (i jednocześnie niezatrudnionych na umowę o pracę) było około 1,3 mln. Według najnowszych danych GUS z 2024 roku było to... 1,4 mln osób.
W ostatnim raporcie możemy znaleźć również informację o wieku osób pracujących na śmieciówkach. Tutaj pamiętajmy jednak, że nie każda umowa o dzieło lub umowa zlecenie jest śmieciówką. Śmieciowe zatrudnienie ma miejsce, kiedy osoba wykonuje pracę "kodeksową" jednocześnie będąc zatrudniona przez pracodawcę w innej formie w celu obejścia kodeksu. Mediana wieku osób pracujących w ten sposób to 43 lata. Trudno ten wiek uznać za "młody".
Wzrost o 130 procent
To może problemem są pensje? Tutaj również pudło, z roku na rok płace rosną. Również z poprawką na inflację. Wyjątkiem był rok 2022, kiedy płace realne spadły po raz pierwszy od pierwszej połowy lat 90. Ten spadek już jednak odrobiliśmy. Odrobili go również młodzi. Skalę wzrostów pensji lepiej widać w dłuższym okresie. Jeśli porównamy rok 2004 do roku 2024, okaże się, że osoby do 24. roku życia zarabiają - już z poprawką na inflację - 130 proc. więcej. Dodatkowo realne płace młodych rosły szybciej niż płace ogółu społeczeństwa.
To może mieszkania? Rzeczywiście w ostatnich latach nastąpiło pewne załamanie związane z dwoma głównymi procesami. Po pierwsze chodzi o inwazję Putina na Ukrainę i ruch migrantów, co podbiło ceny wynajmu. Druga kwestia to wzrost stóp procentowych, co zmniejszyło dostępność kredytów. Na to nałożył się program "Bezpieczny kredyt 2 proc.", który również podbił ceny nieruchomości. Jednak duża część tych szoków już wygasła - dostępność mieszkań na wynajem wzrosła, ceny w stosunku do pensji spadają.
Nie mamy więc - co sugerował Łukasz Pawłowski - do czynienia z pogorszeniem się warunków ekonomicznych młodych ludzi. Tym bardziej nie mamy do czynienia z zerwaniem obietnicy, według której kolejnym pokoleniom powinno się żyć lepiej. Obecnym 20-latkom żyje się nieporównanie dostatniej niż 20-latkom dwie dekady temu. Z tej obietnicy rzeczywistość wciąż się wywiązuje.
Cudowne życie z Instagrama
Same trendy nie tłumaczą więc poparcia dla "antyestablishmentowców". Nie tylko dlatego, że one się poprawiają (z wyjątkiem covidowego polikryzysu). One w zasadzie nie mogłyby wiele wytłumaczyć, o ile nie byłyby niezwykle gwałtowne. Dlaczego? Ponieważ tylko naprawdę raptowne zmiany mogłyby zostać dostrzeżone przez osoby, które nie mają jeszcze 30 lat.
Młodzi nie porównują swojej sytuacji z sytuacją z przeszłości (nie mogą tego robić, bo nie pamiętają realiów sprzed 10, czy 20 lat). Porównują ją ze swoimi aspiracjami. Warto dodać, że "core" poparcia dla partii Razem i Konfederacji to studenci. Według danych CBOS z pierwszej połowy maja Konfederację w tej grupie popiera 32 proc. osób, a partię Razem - 34 proc. Później jest długo, długo nikt, a następnie znalazła się Koalicja Obywatelska z wynikiem 14 proc.
Co więc wyjaśnia poparcie, skoro raczej nie są to czynniki ekonomiczne? Być może częścią rozwiązania zagadki jest wspomniana już kwestia aspiracji. Młodzi nie porównują swojego losu do losu osób sprzed dekady czy dwóch. Jednak wizja tego "jak powinienem żyć" to inna para kaloszy. To właśnie ona może budować poczucie zamykające się w haśle "nie tak miało być". Tymczasem nawet gwałtownemu postępowi ekonomicznemu trudno jest dorównać zbudowanej przez influencerów wizji świata, w której dla dwudziestolatka drogie samochody i wycieczki kilka razy w roku są na wyciągnięcie ręki. Być może właśnie z tak budowanego rozczarowania wzięła się część głosów "antyestablishmentowych".
Są jeszcze dwa istotne powody popularności kandydatów spoza głównego rozdania. Po pierwsze chodzi o mówienie do młodych zrozumiałym przez nich językiem. Zarówno Konfederacja, jak i partia Razem w dużej części składają się z osób młodych, co powoduje, że młodzi mogą się z takimi politykami utożsamić. Jedna i druga partia, jak to się mawia, "potrafi w internety" - ich kampanie w mediach społecznościowych są przemyślane, naturalne. Politycy tych ugrupowań czują "nerw" młodych. Obie formacje mają wspierających ich influencerów, potrafią tworzyć formy, które są dla 20-letnich wyborców interesujące.
O drugiej, często pomijanej w analizach, kwestii pisali w tekście dla "Polityki" dziennikarze: Jakub Halcewicz oraz Michał Tomasik. Zastanawiając się nad fenomenem popularności lidera partii Razem oraz reprezentanta Konfederacji wśród młodych zwracają oni uwagę na autentyczność ich poglądów. Obaj są prawdziwi w swoim przekazie.
Niestety tak zwana "duża polityka" nie może tak wyglądać. Poparcie większości zyskuje się bowiem lawirując między wieloma grupami tożsamościowymi i wieloma grupami często sprzecznych interesów. Możemy się na to obrażać, ale na większą autentyczność (w polityce pełna autentyczność jest mrzonką) można sobie pozwolić, grając na niewielką grupę wyborców.
Autorem jest Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube'ie "Ekonomia i cała reszta"