"Najważniejszy dylemat". Ekonomista mówi, z czym musi się zmierzyć Europa

Kraje Europy muszą zacieśniać współpracę i znosić wewnętrzne bariery, aby zachować konkurencyjność wobec USA i Chin. Ale politycznie jest to coraz trudniejsze. Jeśli z powodu podziałów wewnętrznych UE nie zdoła zbudować sojuszu, czeka ją klęska - mówi money.pl znany ekonomista Martin Wolf, który będzie gościem tegorocznej konferencji Impact w Poznaniu.

AMSTERDAM, NETHERLANDS - 2025/02/23: A view of an illustration of Putin and Trump running the world during the demonstration. In Amsterdam, thousands of Ukrainian people, supporters, and Ukrainian soldiers gathered to remind society that the war must end and that Ukraine needs support. Over eight million people have been forced to leave Ukraine, and another five million have been internally displaced following Russia's invasion of Ukraine three years ago. (Photo by Ana Fernandez/SOPA Images/LightRocket via Getty Images)Pojednawcza polityka Donalda Trumpa wobec Władimira Putina budzi protesty w Europie. Na zdjęciu demonstracja w Amsterdamie w trzecią rocznicę wybuchu wojny w Ukrainie
Źródło zdjęć: © GETTY | SOPA Images
Grzegorz Siemionczyk

Światowe autorytety, szefowie globalnych firm, ludzie kultury i czołowi polscy przedsiębiorcy spotkają się w Poznaniu 14 i 15 maja na kongresie Impact'25. Z tej okazji przypominamy rozmowę z ekonomistą Martinem Wolfem.

Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Na świecie zapanowała moda na deregulację. Donald Trump utworzył Departament ds. Efektywności Rządu (DOGE), którym kieruje Elon Musk. Poluzowanie regulacyjnego gorsetu zapowiada przyszły kanclerz Niemiec Friedrich Merz, a także Keir Starmer, premier Wielkiej Brytanii. Premier Donald Tusk deregulację europejskiej gospodarki uznał za jeden z priorytetów polskiej prezydencji w UE. Ma zresztą poparcie przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen. W kraju zadanie przeglądu krępujących biznes przepisów Tusk powierzył przedsiębiorcy Rafałowi Brzosce. Na co wszyscy ci liderzy liczą?

Martin Wolf, główny komentator ekonomiczny "Financial Timesa": Punktem wyjścia dyskusji o deregulacji jest słaba koniunktura w wielu krajach Zachodu. Od czasu globalnego kryzysu finansowego wzrost PKB per capita jest niemrawy. W niektórych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, produkt krajowy per capita jest dzisiaj o 30 proc. niższy niż byłby, gdyby utrzymywał się przedkryzysowy trend wzrostu. Nawet w USA utracono około 10 pkt proc. wzrostu.

Do tego spowolnienia bezpośrednio przyczynił się sam kryzys, który uderzył w inwestycje i w przedsiębiorczość, ale rządy zaczęły szukać też innych przyczyn. Opublikowany w zeszłym roku raport Mario Draghiego podsuwa wniosek, że USA radzą sobie lepiej niż Europa, bo amerykańska gospodarka jest bardziej elastyczna, mniej skrępowana regulacjami, szczególnie w istotnym dzisiaj sektorze technologicznym. Osobną kwestią jest rosnąca potęga i władza amerykańskiego sektora technologicznego. Te przedsiębiorstwa starają się wpływać na politykę na całym świecie, szczególnie w Europie, dążąc do deregulacji. Obecnie koncentruje się to na regulacjach AI.

Jeśli zaś chodzi o Niemcy, to impuls do deregulacji ma tam głębokie korzenie historyczne. Merz jest przedstawicielem chrześcijańskich demokratów, którzy chętnie odwołują się do dziedzictwa Ludwiga Erharda, autora powojennego cudu gospodarczego, który bazował m.in. na liberalizacji gospodarki. Drugi raz gospodarkę Niemiec udało się tam w podobny sposób zdynamizować pod koniec lat 90. XX w. Powrót do tych koncepcji jest zrozumiały.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Porozumienie Ukraina-USA. "To jest bardzo dobra informacja"

Można też argumentować, że deregulacja to przede wszystkim chwytliwy frazes. Ludzie – zwłaszcza przedsiębiorcy – są na ogół sceptyczni wobec wszelkich interwencji państwa. Mówienie o deregulacji może podobać się wyborcom, a jednocześnie zwalnia polityków z konieczności przeprowadzenia odważniejszych i bardziej kosztownych, ale mniej popularnych społecznie reform. Pytanie, czy deregulacja rzeczywiście może być silnym impulsem rozwojowym?

Szczerze mówiąc, ekonomiści niewiele wiedzą o tym, z czego dokładnie bierze się wzrost gospodarczy, choć to jest kluczowe pytanie ekonomiczne. Niektóre argumenty na temat deregulacji są jednak przekonujące. Dotyczy to przede wszystkim takich sektorów, jak finansowy i technologiczny, gdzie skala działalności odgrywa kluczową rolę. Te firmy mają dość wysokie koszty stałe, ale niemal zerowe koszty krańcowe (tzn. koszty dostarczenia kolejnego produktu albo usługi do kolejnego klienta – przyp. red.).

Dostęp do szerokiego rynku daje więc ogromną przewagę. Europa, w odróżnieniu od USA, boryka się jednak wciąż z fragmentacją rynków. To osłabia jej konkurencyjność w tych sektorach. Dodatkowo, w USA koncentracja innowacyjnych firm w jednym miejscu, np. w Dolinie Krzemowej, tworzy ekosystem sprzyjający wzrostowi gospodarczemu. W Europie taki efekt skali jest trudny do osiągnięcia. Podobnie jest w sektorze finansowym – europejskie banki są małe i działają głównie na rynkach krajowych. Ta koncentracja ryzyka zmniejsza ich odporność na kryzysy, ale też zdolność do finansowania innowacji.

Gdy jednak spojrzy się w dane, to okazuje się, że europejski rynek produktów jest mniej przeregulowany niż amerykański. Sektor technologiczny napotyka pewne bariery rozwoju, których nie ma w USA, ale nie jest to jednoznacznie szkodliwe. Dzięki temu nie mamy technologicznych oligarchów, którzy mogą sterować polityką we własnym interesie.

Hasło "deregulacja" jest bardzo pojemne i przez to mgliste. O ile jest dla mnie oczywiste, że w niektórych sektorach przydałoby się ograniczenie biurokratycznych barier, o tyle w innych przypadkach potrzebujemy nawet więcej regulacji. Dotyczy to na przykład wykorzystywania algorytmów w mediach społecznościowych. W USA z kolei bardziej restrykcyjne powinny być regulacje dotyczące roli pieniędzy w polityce. Europa nie jest całkowicie wolna od tego problemu, ale radzi sobie z nim lepiej niż USA.

Dochodzimy do paradoksu: z jednej strony Europa musi zacieśniać współpracę, pogłębiać jednolity rynek, znosić wewnętrzne bariery. Z drugiej strony, wielu Europejczyków zdaje się sądzić, że to właśnie UE jest źródłem rozmaitych regulacyjnych absurdów. To przekonanie przyczyniło się do Brexitu. Tłumaczy też wzrost popularności eurosceptycznych partii oraz krytykę unijnej polityki klimatycznej.

To jest celne spostrzeżenie. Integracja europejska, która postępuje od dziesięcioleci, w dużej mierze sprowadzała się do deregulacji. Wyeliminowano wiele wewnętrznych barier handlowych, umożliwiono swobodny przepływ kapitału i pracy. Nie mam wątpliwości, że to się przyczyniło do wzrostu dobrobytu w Europie. Współczesna historia Polski, która przystąpiła do UE ćwierć wieku temu, jest doskonałą ilustracją sukcesu integracji europejskiej.

Problem w tym, że na zintegrowanym rynku krajowe regulacje tracą skuteczność – firmy przenoszą działalność tam, gdzie warunki są dla nich lepsze. Dlatego kluczowe decyzje muszą teraz zapadać na poziomie europejskim. Ale polityka w Europie ma wciąż charakter w dużej mierze narodowy. W rezultacie obywatele mają poczucie, że ważne decyzje zapadają w procesach, na które oni nie mają wpływu. To podważa ich legitymację.

Najlepszym przykładem jest unia walutowa, która bez unii politycznej stała się źródłem napięć, podważającym poparcie dla UE. Podobne wyzwanie pojawia się przy kwestiach migracyjnych. Swobodny przepływ ludności w UE oznacza, że decyzje dotyczące imigracji powinny zapadać na szczeblu UE, ale obywatele państw UE się na to nie zgadzają.

Europa ma więc dwie opcje: albo zacieśnia integrację, co wymaga stworzenia polityki na poziomie unijnym, albo cofa część kompetencji do państw członkowskich, ryzykując fragmentację i osłabienie konkurencyjności. Nie wiadomo, czy uda się znaleźć rozwiązanie. Logika wskazuje na dalszą integrację, ale sytuacja polityczna to utrudnia. To jest najważniejszy dylemat, z którym musi się zmierzyć Europa.

Sądzi pan, że polityka Donalda Trumpa, który przejawia coraz większą wrogość wobec Europy, skłoni europejskich przywódców do zacieśnienia integracji? Wymusi na przykład budowę wspólnych sił zbrojnych?

Jestem niestety w tej kwestii pesymistą. Z pewnością Europa ma zasoby, aby zbudować silniejszą armię niż Rosja. Ale liczę się z tym, że taki sojusz nie będzie w stanie funkcjonować z powodu braku naturalnych przywódców, akceptowanych we wszystkich krajach UE. Jeśli tak jest, to obawiam się, że Europa jest skazana na porażkę.

Skoro mówimy o polityce Donalda Trumpa, jak rozumie pan jego podejście do wojny w Ukrainie? Na pierwszy rzut oka próba zacieśniania stosunków z Władimirem Putinem wygląda na przejaw naiwności prezydenta USA. Ale może jest w tym jakieś drugie dno. Być może Trump liczy na to, że uda mu się osłabić stosunki Rosji z Chinami, osłabiając to drugie państwo?

Próby zrozumienia motywacji Trumpa są moim zdaniem jałowe. To jest człowiek kierujący się przede wszystkim intuicją, który nie działa według precyzyjnego planu, tylko w reakcji na bieżące wydarzenia. Łączy przy tym podejście biznesowe, transakcyjne, z autentycznym podziwem dla silnych przywódców. Sam zresztą chciałby tak być postrzegany. Jego relacje z Władimirem Putinem mają więc zarówno podłoże osobiste, jak i finansowe. Istnieją dość solidne dowody na to, że Trump miał powiązania z rosyjskim kapitałem. Osłabienie więzi Rosji z Chinami może być również jednym z jego celów.

Dodatkowo, wiemy, że Trump dąży do ograniczenia amerykańskiego zaangażowania wojskowego w Europie. Zakończenie wojny w Ukrainie by to ułatwiło. Trump uważa też, że USA powinny zostać wynagrodzone za wsparcie Ukrainy, stąd żądania dostępu do ukraińskich surowców. Krótko mówiąc, motywy działania Trumpa to mieszanka kalkulacji politycznej, interesów gospodarczych i osobistych przekonań.

Skąd wzięła się ewidentna wrogość Donalda Trumpa w stosunku do Europy? W pierwszej kadencji za największego rywala USA Trump uważał Chiny. Dzisiaj, jak się wydaje, koncentruje się na osłabianiu Europy, co jest o tyle niezrozumiałe, że w jego ocenie Europa już teraz jest słaba i nie stanowi dla USA żadnego zagrożenia.

Donald Trump przejawia dziś wrogość nie tylko wobec Europy, ale też innych sojuszników, w tym Kanady. Jeśli chodzi o Europę, to wydaje mi się, że Trump uważa ją za gapowicza, pasożyta, który korzysta z amerykańskiej ochrony. To budzi jego irytację, bo jednocześnie europejskie wartości są sprzeczne z jego światopoglądem. W jego ocenie ludzie dzielą się na takich, którzy są przydatni, oraz na nieudaczników. A nieudacznicy zasługują wyłącznie na pogardę.

To, że gospodarka Europy jest słaba, a europejscy liderzy nie potrafią sobie z tym problemem poradzić, tylko pogarsza ich wizerunek w oczach Trumpa. Szczególnie że nie podziela on europejskich inicjatyw, takich jak polityka klimatyczna, regulacje technologiczne czy pomoc zagraniczna. Postrzega je jako lewicowe i sprzeczne z jego wizją świata. Nie wierzy w demokrację, rządy prawa czy wolny handel. Europę postrzega więc jako ucieleśnienie wartości, które odrzuca.

Emocjonalnie, intelektualnie i ideologicznie Trumpowi jest bliżej do Putina i do Xi Jinpinga. W ich stylu rządzenia widzi siłę i skuteczność, czego nie dostrzega w europejskich demokracjach. Pewnym wyjątkiem jest być może Polska, którą Trump darzy pewnym szacunkiem za wojowniczego ducha i niezależność. Ale Europa jako całość musi się pogodzić z tym, że USA przestały być jej sojusznikiem, a stały się wrogiem. Wątpię, aby podejście Trumpa się zmieniło.

Donalda Trumpa dodatkowo uwiera to, że ta sklerotyczna, niekonkurencyjna i słaba Europa ma permanentną nadwyżkę w handlu z USA. Przeciwdziałać temu mają podwyższone cła. Czy rzeczywiście nierównowaga w handlu jest problemem, z którym USA powinny sobie jakoś poradzić? I czy podwyżki ceł są właściwą odpowiedzią?

Moja odpowiedź to podwójne "nie". Od dekad wiadomo, że kraj emitujący globalną walutę rezerwową naturalnie przyciąga kapitał zagraniczny, co z dużym prawdopodobieństwem prowadzi do aprecjacji waluty i deficytu na rachunku obrotów bieżących. Donald Trump chce wyeliminować deficyt handlowy USA, ale jednocześnie chce utrzymać dominację dolara na świecie. To jest sprzeczne. Gdyby Trump naprawdę chciał zrównoważyć handel, musiałby zmienić politykę fiskalną i makroekonomiczną tak, aby zwiększyć oszczędności relatywnie do konsumpcji. Cła i inne bariery handlowe nie pomogą.

Ale myślenie Trumpa o ekonomii jest skrajnie uproszczone, godne niezbyt inteligentnego 15-latka. Z drugiej strony, cła nie są dla niego tylko instrumentem czysto ekonomicznym, ale też narzędziem nacisku w sprawach z handlem niezwiązanych. Przykładowo, Trump wykorzystuje groźbę ceł po to, żeby zmniejszyć imigrację z Meksyku. Może będzie też próbował zmusić Danię do oddania USA Grenlandii. Tylko że w tej roli cła też nie są skuteczne.

Amerykański rynek jest duży, ale nie aż tak, aby inne państwa były gotowe zrezygnować z kluczowych interesów, aby podtrzymać eksport do USA. Dlatego główny koszt ceł poniosą Amerykanie, choć Trump udaje, że jest inaczej. Jego polityka handlowa jest nie tylko błędna, ale i potencjalnie niebezpieczna.

Czy to, że ewentualne podwyżki ceł przez USA uderzą głównie w Amerykanów, oznacza, że Europa nie powinna podejmować działań odwetowych?

Uważam, że Europa powinna odpowiedzieć na ewentualne amerykańskie cła, aby powstrzymać dalsze działania Trumpa. Retorsje powinny być dobrze ukierunkowane, np. na eksport rolny, który ma duże znaczenie polityczne w USA. Trump to brutal, który szanuje tylko siłę, dlatego jedynym sposobem na choć odrobinę jego szacunku jest twarda postawa. Wielka Brytania powinna współpracować pod tym względem z Europą, bo tylko wspólnie można skutecznie odpowiedzieć na jego politykę.

Rozmawiał Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Wybrane dla Ciebie
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów
Orange Polska zawarł nową umowę społeczną. Zakłada dobrowolne odejścia
Orange Polska zawarł nową umowę społeczną. Zakłada dobrowolne odejścia
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 4.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 4.12.2025