Polska za chwilę będzie bogatsza niż Japonia? Zdumiewające prognozy [ANALIZA]
Jeśli Polska utrzyma dotychczasowe tempo rozwoju, za 15 lat nie będzie odstawała pod względem zamożności od europejskiej średniej. Wcześniej, bo już w przyszłym roku, wyprzedzić może Japonię. Wbrew zapewnieniom polityków, nie jesteśmy jednak wyjątkowi: nie gonimy Zachodu szybciej niż inne państwa naszego regionu.
W 2024 r. dochód na mieszkańca Polski wyniósł 78,6 proc. średniej unijnej (to średnia ważona populacją państw UE) w porównaniu do 77,4 proc. w 2023 r. To wciąż wynik nieco niższy niż w 2021 r., gdy dochód per capita nad Wisłą był na rekordowym poziomie 78,9 proc. średniej unijnej. Ale po dwóch latach przerwy, związanej m.in. ze wzrostem populacji Polski wskutek napływu uchodźców z Ukrainy, znów zaczęliśmy gonić zamożniejsze kraje Europy. I to szybko.
Tylko trzy kraje UE – Luksemburg, Dania i Bułgaria – w 2024 r. mogły się pochwalić szybszym wzrostem dochodu relatywnie do średniej UE. Taki obraz wyłania się z opublikowanych niedawno wstępnych danych Eurostatu dotyczących PKB per capita z zachowaniem parytetu siły nabywczej (PPP).
Zacznijmy od krótkiego wyjaśnienia. Produkt krajowy brutto (PKB) to popularna miara aktywności w gospodarce, wyrażająca (w uproszczeniu) rynkową wartość finalnych towarów i usług wytworzonych na terenie kraju. Inaczej mówiąc, jest to dochód z ich sprzedaży. PKB w przeliczeniu na mieszkańca kraju daje wyobrażenie o tym, jak dostatnio się tam żyje. Aby jednak porównać pod tym względem różne państwa, trzeba przedstawić PKB per capita w jednej walucie. To zaś wymaga uwzględnienia faktu, że siła nabywcza jednego euro albo dolara jest w każdym kraju nieco inna ze względu na różnice w poziomie cen (i wahania kursów wymiany walut). Temu właśnie służy standard PPP, którym będziemy się posługiwali w dalszej części tekstu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znany miliarder ujawnia po latach. "Stracona okazja"
Polska jest krajem bogatszym niż pokazują oficjalne dane
Średnio w UE (to średnia ważona populacją poszczególnych państw) PKB na mieszkańca wyniósł w 2024 r. 39,7 tys. euro PPP.
Ten wynik jest jednak zaburzony przez dwa kraje, Irlandię i Luksemburg, gdzie PKB per capita wynosi odpowiednio 211 i 240 proc. unijnej średniej. Zwraca na to uwagę sam Eurostat. Pierwsze z tych państw jest europejską siedzibą wielu międzynarodowych firm, które – ze względu na atrakcyjne stawki podatków – rejestrują tam swoją własność intelektualną (np. znaki towarowe, patenty itp.). Dochody z tego tytułu powiększają PKB Irlandii, ale w praktyce nie wpływają na dochód mieszkańców, bo trafiają do zagranicznych właścicieli. Z kolei w Luksemburgu wysoki PKB wypracowują w dużej mierze pracownicy, którzy nie są mieszkańcami tego kraju.
Choć zarówno Irlandia, jak i Luksemburg, nie są krajami ludnymi (łącznie odpowiadają za 1,3 proc. populacji UE), ich PKB per capita jest tak wysoki, że wpływa na unijną średnią. To zaś sprawia, że Polska jawi się jako kraj uboższy niż w rzeczywistości.
PKB na mieszkańca nad Wisłą relatywnie do średniego poziomu w UE z pominięciem Irlandii i Luksemburga (dalej UE25) wyniósł w 2024 r. blisko 84 proc. w porównaniu do 82,3 proc. rok wcześniej (ilustruje to poniższy wykres). Co więcej, w takim ujęciu nieco szybciej gonimy zamożniejsze kraje Europy.
W ciągu 15 lat zbliżyliśmy się do średniej UE25 o ponad 17 pkt proc., podczas gdy do średniej UE27 o 15 pkt proc. To wynik tego, że PKB per capita w Irlandii – ze wspomnianych wcześniej powodów – rósł wyjątkowo szybko.
Z drugiej strony, Polska i inne kraje naszego regionu również mają za sobą lata szybkiego wzrostu gospodarczego, co było jednym z czynników podwyższających średni poziom PKB per capita w UE. Z tego powodu wzrost tego wskaźnika nad Wisłą relatywnie do unijnej średniej – nawet z pominięciem Irlandii i Luksemburga – nie oddaje dobrze tempa, w jakim gonimy zamożne kraje Europy.
Lepszy obraz tzw. konwergencji dają zmiany dochodu na mieszkańca Polski w stosunku do średniego dochodu w dziewięciu najbardziej rozwiniętych państwach UE (pomijając Irlandię, Luksemburg i Maltę). Ten stosunek wynosił w 2024 r. tylko 72,4 proc., ale był to najwyższy wynik w historii. 15 lat temu dochód per capita nad Wisłą wynosił zaledwie 54 proc. średniej z tych dziewięciu zamożnych krajów.
Cudu gospodarczego nad Wisłą nie było. Płynęliśmy z nurtem
Jeśli chodzi o szybkie tempo konwergencji, Polska nie była jednak wyjątkiem. Choć pod pewnymi względami rozwój naszej gospodarki był niezwykły – choćby przez to, że do 2020 r. byliśmy jedynym krajem UE, który przez ćwierćwiecze nie doświadczył recesji – nie znajdowało to odzwierciedlenia w nadzwyczaj szybkim tempie wzrostu PKB na mieszkańca (dla przypomnienia: mówimy o danych z zachowaniem parytetu siły nabywczej).
Inaczej mówiąc, lubiana przez polityków teza, że pod ich rządami Polska odnosiła spektakularne sukcesy gospodarcze, nie znajduje potwierdzenia w danych. Raczej płynęliśmy z prądem konwergencji.
Żeby to zobaczyć, wystarczy porównać PKB per capita w Polsce i w pozostałych 10 krajach Europy Środkowo-Wschodniej (wykres poniżej). W 2024 r. byliśmy o około 8 proc. zamożniejsi niż średnio mieszkańcy tych państw. W poprzednich 30 latach ta różnica wynosiła przeciętnie 11 proc. na korzyść Polski. Choć gonimy kraje zachodniej Europy, nie uciekamy tym z naszego regionu.
Zdumiewające prognozy MFW. Polska depcze po piętach Japonii
Czy PKB per capita, nawet z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, faktycznie stanowi dobrą i porównywalną między krajami miarę zamożności? To pytanie pojawia się często w kontekście porównania Polski do Rumunii, która w ostatnich latach notowała wyjątkowo szybki wzrost PKB na mieszkańca. W rezultacie obecnie nie ustępuje pod tym względem Polsce (podkreślmy ponownie: uwzględniając parytet siły nabywczej), choć ledwie dekadę temu była o 20 proc. uboższa. Co do tego, czy faktycznie poziom życia jest tam obecnie taki, jak nad Wisłą, można jednak mieć wątpliwości.
Te same wątpliwości prowokują nowe prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które sugerują, że pod względem PKB per capita PPP Polska już w 2026 r. przebije Japonię – jeden z najbardziej rozwiniętych krajów świata.
Zwrócił na nie uwagę Torsten Slok, główny ekonomista firmy inwestycyjnej Apollo. Obecnie dochód przypadający na Polaka jest o 3 proc. niższy od dochodu na Japończyka (i aż o 18 proc. niższy od dochodu na mieszkańca Korei Południowej – kraju, który był przedstawiany jako wzór do naśladowania przez premiera Mateusza Morawieckiego). Przypomnijmy raz jeszcze: mówimy o sile nabywczej przeciętnego dochodu na mieszkańca przy założeniu, że byłby wydany na lokalnym rynku.
Według tego samego źródła, Rumunia pozostaje znacząco – o niemal 9 proc. – uboższa niż Polska. Tak duża rozbieżność między danymi MFW i Eurostatu to przestroga, aby do omawianego wskaźnika podchodzić z rezerwą i nie wyciągać z niego zbyt daleko idących wniosków.
Wysoki dochód kosztem wolnego czasu
O poziomie życia w poszczególnych krajach, nawet jeśli skupiamy się wyłącznie na jego materialnym wymiarze, nie decyduje tylko poziom produkcji i dochodu na mieszkańca. Istotne jest również to, ile na ten dochód trzeba pracować.
Polska zaś należy do państw UE, w których pracuje się najdłużej (jeśli chodzi o liczbę godzin pracy w tygodniu). Jednocześnie nie jesteśmy już krajem o niskim wskaźniku zatrudnienia. W 2024 r. pracowało około 47 proc. ogółu mieszkańców, nieco więcej niż średnio w UE. Rezultat?
W przeliczeniu na przepracowaną godzinę PKB z zachowaniem parytetu siły nabywczej wynosi nad Wisłą zaledwie 68 proc. średniej unijnej (według danych Światowej Organizacji Pracy - ILO). Dla porównania, w Rumunii PKB na roboczogodzinę wynosi 73 proc. średniej unijnej. Tam jednak pracuje tylko 41 proc. populacji.
W Polsce odsetek pracujących nie tylko jest dość wysoki, ale też na przestrzeni ostatnich dekad mocno wzrósł: w 2004 r. wynosił zaledwie 36 proc., co plasowało nad w ogonie państw dzisiejszej UE. W kolejnych dwóch dekadach PKB realnie (w cenach stałych) rósł nad Wisłą szybciej niż w jakimkolwiek innym kraju UE, pomijając maleńką Maltę i Irlandię. Łącznie zwiększył się o 106 proc.
Pod tym względem rzeczywiście wyróżnialiśmy się nawet na tle innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, dając pożywkę wspomnianej narracji o cudzie gospodarczym nad Wisłą. PKB Rumunii, gwiazdy regionu z ostatnich lat, wzrósł w tym samym okresie realnie o 85 proc. Tyle, że w Polsce była to częściowo zasługa wzrostu liczby osób, które na ten PKB pracują. Zwiększyliśmy więc poziom produkcji (i konsumpcji) towarów i usług kosztem wolnego czasu.
Ostatecznie na szeroko rozumiany dobrobyt w kraju wpływ ma nie tylko poziom dochodu na mieszkańca i czas potrzebny do jego uzyskania, ale też stan zdrowia ludności, jakość środowiska itp. Ta konstatacja leży u źródeł wskaźników rozwoju społecznego, z których najbardziej znany jest HDI (stworzony przez UNDP, czyli agencję ONZ ds. Rozwoju). Wskaźnik ten, oprócz siły nabywczej dochodu per capita, uwzględnia jeszcze dwie miary dostępu do edukacji oraz oczekiwaną długość życia.
Pod względem HDI Polska zajmowała w 2022 r. 36. miejsce na 193 kraje świata w porównaniu do 45. miejsca w 1990 r. To, jak zauważa w opublikowanym we wtorek raporcie Polski Instytut Ekonomiczny, wynik lepszy niż wynikałoby z poziomu PKB per capita nad Wisłą (PPP). Pod tym względem zajmowaliśmy bowiem w 2022 r. 40. miejsce na świecie.
Japonia w rankingu HDI znajduje się znacznie wyżej, na 24. pozycji, z kolei Rumunia sporo niżej, na 53. pozycji. To pokrywa się z intuicyjną oceną, że Kraj Kwitnącej Wiśni jest bardziej rozwinięty niż Polska, a Rumunia jeszcze nas nie dogoniła.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl