Prof. Grzegorz W. Kołodko: Gospodarka pędzi na ścianę. Jest jeszcze czas, żeby zmienić kierunek [OPINIA]

Wadliwa polityka rządu grozi wyhamowaniem rozwoju polskiej gospodarki. Czasu, aby ją skorygować, jest coraz mniej. Naprawa chorych finansów państwa polegać powinna na znaczącym zmniejszeniu wydatków socjalnych i wojskowych. Obciążenia podatkowe można co najwyżej zmieniać, ale nie podwyższać - pisze w opinii dla money.pl prof. Grzegorz W. Kołodko.

Grzegorz KołodkoProf. Grzegorz W. Kołodko jest ekonomistą, byłym wicepremierem i ministrem finansów
Źródło zdjęć: © Agencja Wyborcza.pl | Jacek Marczewski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ludzi zatroskanych o przyszłość polskiej gospodarki – a tym samym o kondycję społeczeństwa i stan państwa – zdumiewać musi narastający dysonans pomiędzy coraz bardziej komplikującą się sytuacją ekonomiczną i na tym tle nietęgimi perspektywami na przyszłość a buńczuczną propagandą sukcesu i niegasnącym samozadowoleniem rządzących kręgów.

Bez mała euforyczna była reakcja premiera Donalda Tuska, gdy jego doradcy donieśli mu, że Produkt Krajowy Brutto (PKB) osiągnął nominalnie równowartość biliona dolarów. Nie zaznaczono jednak, że to skutek spadku kursu dolara o ponad 12 proc. spowodowany fanaberiami prezydenta Donalda Trumpa po jego ponownym wprowadzeniu się do Białego Domu osiem miesięcy temu. Przy okazji władze i ich medialni poplecznicy wpadli w bezkrytyczny zachwyt, że oto pod względem zagregowanego PKB jesteśmy już na 20. miejscu na świecie. Nie dodali przy okazji, że na mieszkańca daje nam to, licząc według parytetu siły nabywczej, dopiero 37. pozycję.

Chociaż staliśmy się statystyczną bilionową potęgą, agencja ratingowa Fitch zmieniła nam perspektywę na negatywną. Pomimo to trwa stan ogólnego zadowolenia. Duma rozpiera z powodu względnego sukcesu polskiej gospodarki w minionym 36-leciu, po 1989 roku, kiedy to PKB z górą się potroił, przyrastając średniorocznie o 3,3 proc. Względnego dlatego, że można było osiągnąć więcej, gdyby nie błędy polityki gospodarczej, szczególnie te popełnione w okresie tzw. szokowej terapii w początkowych latach posocjalistycznej transformacji i niepotrzebnego przechłodzenia gospodarki w końcu pierwszej dekady ustrojowych przekształceń.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pomysł podpatrzył na stołówce. Dziś ma 35 lat i 220 mln zł przychodów - Mateusz Tałpasz

Średnie wskaźniki znakomicie zamazują okresową zmienność sytuacji, zacierając przy sposobności zarówno to, czym nie sposób się chwalić, jak i to, co na uznanie zasługuje. Wielce wymowne jest porównanie skali wzrostu PKB w trakcie ośmiu lat rządów solidarnościowych, 1990-93 i 1998-2001, oraz rządów lewicowo-centrowych w latach 1994-97 i 2002-2005. Otóż, o ile w tym pierwszym przypadku w sumie wzrost wyniósł zaledwie ok. 6 proc., to w drugim aż ok. 46 proc.

Warto zdawać sobie z tego sprawę, gdyż piętrzą się negatywne uwarunkowania dalszego rozwoju naszej gospodarki, które mogą spowodować głębokie wyhamowanie jej dynamiki, a nawet załamanie, jeśli rząd będzie kontynuował swą wadliwą politykę. Wtedy może okazać się, że średnia - dajmy na to - z półwiecza transformacji, z lat 1990-2049 też będzie wyglądać nie najgorzej, bo ukryje kryzysowe zaburzenia, których wciąż jeszcze można uniknąć. Niestety, sprawy zmierzają w złą stronę.

Ciężko chore finanse państwa

Jeszcze nie jest za późno, aby zatrzymać swoisty lot ćmy do ognia, ale zostało już niewiele czasu, by skutecznie skorygować politykę. Polska gospodarka stoi przede wszystkim sprawną przedsiębiorczością i samorządową zaradnością, a nie skutecznością polityki ekonomicznej rządu, bo tej akurat nie starcza. Ta krytyczna uwaga odnosi się zarówno do sfery regulacji gospodarki, jak i zwłaszcza do polityki budżetowej.

Obie jej strony - dochodowa i wydatkowa - wymagają radykalnej przebudowy, tymczasem rząd nawet nie realizuje planu konsolidacji, który sam przygotował. Ciężko chore są finanse państwa, w którym deficyt budżetowy (planowany na 2026 r. w wysokości 271,7 mld zł) wynosi monstrualne 42 proc. dochodów (647 mld zł).

Taki stan rzeczy jest nie do utrzymania na dłuższą metę i politycy - ani obecny koalicyjny rząd, ani jego opozycja szykująca się do przejęcia władzy za dwa lata (albo i wcześniej) - powinni być tego świadomi. Podobnie prezydent Karol Nawrocki musi zdawać sobie z tego sprawę. Być może tak jest, skoro poświęcił temu pierwszą Radę Gabinetową, ale rzecz nie w spotkaniach, lecz w czynach.

Prezydent wszelako ma rację, że rozwiązania zaogniającego się syndromu nierównowagi finansowej państwa nie należy poszukiwać w zwiększaniu podatków. Ich strukturę i proporcje trzeba głęboko przebudować, ale nie powinno zwiększać się fiskalnych obciążeń tak gospodarki, jak i społeczeństwa, tak biznesu, jak i gospodarstw domowych. Relacja całkowitych dochodów sektora finansów publicznych do PKB wynosząca 46,5 proc. jest już dostatecznie wyśrubowana.

Podatki i wydatki budżetowe pozostaną źródłem licznych sporów nie tylko w sferach politycznych oraz wśród ekonomistów i finansistów, lecz także w szerokich kręgach ludności, które te podatki w różnym stopniu płacą i w niejednakowej mierze korzystają z państwowych wydatków. Przy okazji dokonuje się olbrzymia redystrybucja dochodów. Szkopuł w tym, że nie sprzyja to ani pogłębianiu spójności społecznej, a wręcz odwrotnie, ani formowaniu kapitału, czego dowodzi skromny poziom inwestycji. A to już zagraża z jednej strony spokojowi społecznemu, a z drugiej - rozwojowi gospodarczemu.

Potrzebne są zdecydowane kroki polegające na niebłahych cięciach rozchodów publicznych. Rząd musi podjąć ten wysiłek, opozycja to zaakceptować, a prezydent - pobłogosławić. Argument polityczny, że rządząca koalicja w ślad za tym przegra następne wybory, jest miałki, bo wcale tak nie musi być. A jeśli już ma je przegrać, to z honorem - lepiej w słusznej sprawie niż w rezultacie polityki prowadzącej do kryzysu gospodarczego.

Rozumna opozycja powinna to przełknąć, bo jeśli zdobędzie władzę, to przejmie ją w sytuacji stwarzającej szanse na utrzymanie się na ścieżce w miarę zrównoważonego rozwoju, a nie - w obliczu rozległego kryzysu, z którym sobie nie poradzi. Prezydent, w trosce o interes państwa i narodu, nie może nie zaakceptować pożądanych działań. To jest kwestia racji stanu.

Co robić?

To oczywiste, że jeśli władze potrafią poprawić ściągalność obowiązujących podatków i innych opłat, należy to czynić i wspierać w tej materii służby fiskalne. Ale to dać może dochody niwelujące dziurę budżetową na skromną skalę, nie należy przeto robić sobie iluzji, że tą drogą uratuje się sytuację. Parę promili PKB na wydatkach budżetowych można zaoszczędzić, dokonując rekonstrukcji rządu - tym razem poważnej - i przy okazji odczuwalnie ograniczając liczebność jego administracji, w której występują ogromne przerosty kadrowe.

Kompetentni urzędnicy są jak najbardziej potrzebni, ale jest sporo takich, którzy mnożą szkodzące przedsiębiorczości regulacje, więc należy ich zwolnić. Szybko znajdą zatrudnienie w sektorze usług, który cierpi na niedostatek pracowników. Jednakże główny ruch musi polegać na znaczącym zmniejszeniu wydatków socjalnych i wojskowych. To trudne, ale konieczne i możliwe. Rząd nie musi od razu od tego upaść, jak stało się to we Francji, ale jeśli tego nie uczyni, to upadnie. Jak nie ten, to następny.

Deficyt budżetowy szybko zmierza do katastrofalnego poziomu 7 proc. PKB. Państwo może nie być w stanie finansować go w sensowny sposób, pogrążając się w niebezpiecznie narastającym długu publicznym, którego obsługa coraz więcej kosztuje. Jest to już ok. 100 mld zł rocznie. W tej sytuacji imperatywem jest poważna redukcja deficytu. Jeśli w sferach rządzących i uzurpujących sobie prawo do rządzenia górę weźmie rozsądek, to oszczędzić można po około 2 punkty procentowe w każdej z tych sfer.

Konsolidując finanse publiczne, trzeba zaprzestać waloryzowania świadczeń społecznych. Wyjątkiem powinny być jedynie renty i emerytury. Należy zaniechać wypłacania 13. i 14. emerytur, a w zasiłkach rodzinnych 800+ stosować kryterium dochodowe. Ponadto należy powrócić do procesu stopniowego podnoszenia wieku emerytalnego.

Jak zapewnić bezpieczeństwo?

Wbrew pozorom najłatwiej poczynić stosowne oszczędności poprzez cięcia wydatków wojskowych. Najłatwiej, ponieważ ich racjonalizacja nie zagraża naszemu bezpieczeństwu, a ponadto - w odróżnieniu od wielu zabiegów w sferze transferów socjalnych - nie wymaga zmian ustawowych. Obowiązuje bowiem ustawa o nakładach na obronę narodową w wysokości nie mniejszej niż 3 proc. PKB.

Bezpieczeństwo zapewnia się poprzez odpowiednią politykę zagraniczną i skuteczną dyplomację, a nie - zbrojąc się po zęby. W dodatku głównie na drodze zakupów zagranicznych, przede wszystkim w USA, skąd Polska importuje najwięcej sprzętu militarnego spośród wszystkich 27 państw członkowskich Unii Europejskiej.

Bezpieczeństwo gwarantować ma równowaga sił, a nie dążenie do uzyskania przewagi, co nakręca szkodliwą spiralę wyścigu zbrojeń. Przecież my, Europejczycy, na kompleks wojskowy już wydajemy prawie trzykrotnie więcej niż Rosja, którą nas nieustannie się straszy. Licząc zaś zgodnie z parytetem siły nabywczej, również jest to więcej. Zgodnie z tymże parytetem militarne wydatki Stanów Zjednoczonych są podobne jak skumulowane Rosji i Chin, które też służą za straszak. W sumie całe NATO przeznacza na kompleks wojskowy dwakroć więcej niż te dwa kraje.

Problem w tym, że wydajmy źle, bo politykom zawsze łatwiej przychodzi wydawać więcej niż mądrzej. W sektorze obronności panoszy się niegospodarność, na co wskazują raporty NIK. Kiepska jest koordynacja produkcji i zakupów w ramach NATO, niekompatybilne są rozmaite segmenty sprzętu i amunicji. Źle jest z logistyką, że już nie wspomnę ewidentnego marnotrawstwa związanego z budową schronów czy drukowaniem i rozsyłaniem kilkunastu milionów broszur książkowych o tym, jak się chronić przed wojennym atakiem, który nie nastąpi.

Aby bowiem ktoś chciał na nas napaść, musi mieć ku temu intencje i możliwości. A Rosja - chociaż nas nie lubi (z wzajemnością), ale za to lubi się z nami drażnić i prowokować - nie ma ani takich intencji, gdyż nie ma żadnego interesu w wojskowej agresji wobec państw NATO (bo samobójstwo to nie interes). Ani nie ma ku temu środków, a będzie miała ich jeszcze mniej, jeśli konsekwentnie będzie obłożona dotkliwymi sankcjami.

Co więcej i co gorsza, sprzęganie się dwu zgoła różnych, ale obu negatywnych dla przyszłego rozwoju tendencj - a mianowicie szerzenia się nowego nacjonalizmu i populizmu oraz militaryzacja gospodarki i państwa - prowadzić będzie do nasilania się centralizacji zarządzania, ograniczania demokracji i kiełkowania autorytaryzmu. Eskalacja militaryzmu może okazać się nie do pogodzenia z demokracją i autokracja pocznie brać górę.

Są rezerwy na ciężkie czasy

Górę jednak biorą militaryści, więc ktoś powie, że nie ma szans na redukcję wydatków wojskowych rocznie o ok. 80 mld zł, zwłaszcza w obliczu skutecznego sterroryzowania większości społeczeństwa widmem wojennego zagrożenia. Jeśli tak, to narzucony militarną psychozą ogrom wydatków wojskowych należy pokryć specjalnym montażem finansowym. Niekonwencjonalna sytuacja wymaga niekonwencjonalnych działań. Ograniczając środki idące na ten cel z budżetu do 3 proc. PKB, pozostałe 2 proc. trzeba zaczerpnąć z funduszu utworzonego z części rezerw walutowych. To własność państwowa należąca do całego społeczeństwa, a Narodowy Bank Polski jest tylko jej administratorem. To rezerwy na ciężkie czasy, a takie właśnie nadeszły, czyż nie?

Wartość rezerw sięga biliona złotych (na koniec lipca była to równowartość 223,5 mld euro), z czego prawie 22 proc. ulokowanych jest w złocie, które akurat bije cenowe rekordy (ponad 3600 dolarów za uncję). Czwartą ich część, ok. 250 mld zł, trzeba przejąć na zasób, który, począwszy od 2026 roku, w kolejnych trzech latach będzie uzupełniał strumień środków płynących na obronę narodową z budżetu, tak aby osiągać te nieszczęsne 5 proc. PKB. Co dalej, rozstrzygać przyjdzie po 2029 roku, kiedy to inna (niekoniecznie lepsza) będzie zarówno sytuacja zewnętrzna, jak i wewnętrzna.

Dojść do niej możemy przy deficycie budżetowym rzędu 3 proc. PKB, utrzymując dług publiczny pod kontrolą. Wtedy niższe będą ogólne koszty funkcjonowania państwa, zważywszy, że za lokowanie rezerw finansowych za granicą uzyskujemy niewiele ponad 2 proc., a za pożyczanie pieniędzy - po części także za granicą - płacimy ok. 5 proc. W takim kontekście argument, że wyważone sięgnięcie do nadmiernych rezerw walutowych w celu utrzymania bezpieczeństwa państwa byłoby ich "przejadaniem", jest skrajnie chybiony.

Do przeprowadzenia tej operacji niezbędna jest zgodna wola polityczna prezydenta, Sejmu i Senatu, rządu oraz NBP. W taki sposób można obronić Polskę przed realnym zagrożeniem, wobec którego stoi: rozległym kryzysem społeczno-gospodarczym, do którego prowadzi igranie z nierównowagą finansową. Skłóconym politykom wydaje się, że jeśli do niego dojdzie, to winę zrzucą na swoich przeciwników. Otóż nie. Wszyscy będziecie temu winni - w koalicji i w opozycji, w jednym pałacu i w drugim.

Jeszcze nie jest za późno.

***

Prof. Grzegorz W. Kołodko jest ekonomistą, byłym wicepremierem i ministrem finansów. Wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego i na zagranicznych uczelniach.

Wybrane dla Ciebie
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów