Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|
aktualizacja

Przez drożyznę upadają restauracje. Po wakacjach "pogrzeb polskiej gastronomii"?

578
Podziel się:

- Jest środek lata, restauratorzy mają finansowe żniwa. Tymczasem upadają kultowe bary mleczne i mała gastronomia. Po wakacjach będziemy mieli wysyp bankructw i wyższe bezrobocie - ostrzegają restauratorzy. Skarbówka i resort finansów podkreślają z kolei, że będą dalsze kontrole, bo sektor jest "obarczony dużymi nadużyciami".

Przez drożyznę upadają restauracje. Po wakacjach "pogrzeb polskiej gastronomii"?
Restauracje walczą o zysk. Wiele z nich przetrwało COVID-19, ale inflacji już nie (Adobe Stock)

Nawet znany jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, nie przewidział, że wakacyjny wypad do nadmorskiej smażalni ryb z żoną uszczupli jego portfel aż o ponad 250 zł. Tyle zapłacił za dwie porcje ryby bez frytek. Jasnowidz – jak sam opowiada w podcaście na YouTube – wyszedł zszokowany.

Podobnie wstrząśnięci są niektórzy restauratorzy po wizycie u nich kontrolerów. Średnia wysokość mandatów wystawiana przez urzędy skarbowe w tym roku to już nie 577 zł – jak było w 2021 r. – ale 860 zł.

Tylko w pierwszym kwartale liczba mandatów z tytułu nieprawidłowości w zakresie ewidencjonowania sprzedaży była o 263 proc. wyższa w stosunku do podobnego okresu sprzed roku, kiedy takiego obowiązku jeszcze nie było.

Jak informuje Ministerstwo Finansów, zanim zaczął się wysoki sezon – czyli wakacje – z powodu braku kasy restauratorzy zapłacili łącznie blisko pół miliona złotych mandatów. To oznacza wzrost w stosunku do roku ubiegłego o ponad 440 proc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Dwa miliony domów mogą mieć problem z ogrzewaniem. Rząd zbagatelizował sprawę

Zdaniem pana Rafała, restauratora z kujawsko-pomorskiego, nasilone kontrole skarbowe w tym roku są wynikiem nie tyle nowego obowiązku posiadania kasy online w restauracji, ile tego, że podstawowe artykuły żywnościowe są zwolnione z VAT, natomiast restauratorzy muszą od tych produktów podatek odprowadzać.

Na forum dla gastronomii na Facebooku pan Rafał pisze, że otrzymał w swoim urzędzie skarbowym informację, iż Krajowa Admiracja Skarbowa otrzymała "przykaz z góry", aby kontrolować gastronomię, a lokalni urzędnicy tłumaczą się, że nie mają na to wpływu, muszą więc ich nękać.

Schabowy w dwóch cenach. Klienci sobie przeliczają

Tyle że – jak pisze pan Rafał – ta obniżka VAT jest dla nich przekleństwem, bo klienci widzą tańsze produkty w sklepach i później porównują ceny z tymi z restauracji, które są wyższe.

Inni restauratorzy piszą z kolei na tym forum, że urzędnicy tego lata uwijają się jak w ukropie, by "oskubać" tych, którzy pozostali jeszcze przy życiu i trwają mimo przeciwności losu.

Pani Beata, właścicielka zajazdu na Dolnym Śląsku pisze tak: "Ceny wszystkiego poszły w górę, zakupy żywności na 0 proc., a sprzedaję ją już z procentami, w efekcie VAT do zapłaty. Na ceny w lokalu ludzie psioczą, zresztą w porównaniu do maja, to obrót spadł mi już o 50 proc. przynajmniej. Nie wiem, jak dalej przez to wszystko przebrnąć. Ręce opadają".

Kopanie leżącego

Pan Paweł, restaurator z zachodniej Polski w rozmowie z money.pl, nazywa to, co robią z gastronomią urzędnicy (skarbówka, Polski Fundusz Rozwoju, sanepid i inspekcja handlowa – red.), kopaniem leżącego. – Nie wiem, po co to rząd to robi, jaki ma w tym cel? Chcą, by w Polsce były tylko McDonald's i państwowe bary mleczne, jak za PRL? – pyta.

Pan Paweł od 12 lat prowadzi dużą 300-metrową restaurację blisko granicy z Niemcami. Jeszcze kilka miesięcy temu płacił za gaz 8 tys. zł miesięcznie, dzisiaj jest to już 32 tys. zł. Również prąd zdrożał trzykrotnie. Obecnie rachunki wynoszą 21 tys. zł miesięcznie.

Do tego – podobnie jak wielu jego kolegów po fachu – musi zwrócić do PFR część pożyczki z pierwszej tarczy. Fundusz zażądał od niego początkowo aż 250 tys. zł. Restaurator podważył jednak decyzję Funduszu, który zmieniał regulamin już po podpisaniu z nim umowy i wygrał. Finalnie musi dopłacić więc "tylko 40 tys. zł". Z czego to zapłaci?

– Polacy zbiednieli, oglądają każdą wydawaną złotówkę. Klientów z Polski praktycznie nie mam. Utrzymuję się tylko z niemieckich gości, dla których nasze ceny nie są "paragonami grozy". Płacą i nie narzekają. Chyba nawet nie zauważyli, że podniosłem ceny o 16-18 proc. Nie miałem innego wyjścia – wzdycha restaurator.

Pan Paweł zatrudnia 12 osób. Pracownicy prosili go o podwyżki wynagrodzeń. Jeśli nie zgodziłby się, odeszliby. – Gdyby nie to, że jesteśmy tuż przy granicy, zamknąłbym ten biznes, jak wielu innych – zapewnia.

Z kolei Jolanta Sitek, restauratorka ze szczecińskiej "Sowy", próbowała po lockdownach się podnieść finansowo, ale miasto zamknęło z powodu remontu ulicę, przy której ma knajpę i w ten sposób została praktycznie odcięta od świata i klientów. Na dwa lata. – Nadal muszę miastu płacić podatki – zaznacza.

Zerowy VAT? Przecież i tak płaci klient

Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie mówi wprost, że restauratorzy w niej zrzeszeni zapowiadają, że sezon wakacyjny jeszcze jakoś przetrwają, ale na jesień patrzą już z przerażeniem.

– Stoimy przed poważnym wyzwaniem: jak uratować polską gastronomię? To nie jest dramatyzowanie, a realny problem, który stanie przed nami już w październiku. Jeżeli nie przyjmiemy systemowych rozwiązań, jak wesprzeć ten sektor gospodarki, to zaryzykuję tezę, że jesienią tego roku nie będzie już czego zbierać, i nie będzie kogo ratować - uważa prezes Mojsiuk.

Prezes zwraca uwagę, że najbardziej narażone na upadek są małe restauracje, bistra, obiady domowe i bary mleczne. W samym tylko Szczecinie właśnie zamknięto już dwa kultowe bary mleczne. To dopiero początek tego domina. Bary mleczne mają niskie marże, klienci nie są w stanie przełknąć drastycznych podwyżek, które im właśnie zaserwowano.

– Jeden z naszych przedsiębiorców pokazał mi ostatnio, ile kosztował "obiad dnia" w 2019 r. Danie główne kosztowało 13,5 zł + 2 zł za zupę. Obecnie to jest 21 złotych + 3,5 za zupę – podaje przykład prezes Mojsiuk.

Przedsiębiorcy zrzeszeni w Północnej Izbie Gospodarczej wystąpili do rządu z prośbą o zniesienie podatku VAT dla restauracji. – Konsultujemy ten pomysł z Rzecznikiem MŚP. To nieracjonalne, że produkty spożywcze zostały objęte redukcją podatkową, a restauratorzy wciąż muszą płacić VAT – uważa nasza rozmówczyni.

Izba apeluje również do władz o wstrzymanie windykacji wobec przedsiębiorców, którzy mają problem ze spłatą (często niesłusznie) narzucanych zwrotów z PFR.

– To niebywałe, że niektórzy otrzymali pieniądze "na ratunek", a teraz w trybie pilnym te pieniądze się od nich próbuje odzyskać. Uważamy, że warto wrócić do pomysłu "bonu gastronomicznego", który swojego czasu był obiektem dyskusji w rządzie – wylicza pani prezes.

Apele gastronomii bez odpowiedzi

Z odpowiedzi Ministerstwa Finansów na nasze pytania można jednak wywnioskować, że prośby Izby będą raczej pominiętym głosem. Żadnego ulgowego traktowania ani zwolnień z VAT nie będzie. Będą za to kontrole.

Jak czytamy w komunikacie prasowym resortu finansów, gastronomia to branża obarczona dużym ryzykiem nieprawidłowości. Szczególnie w zakresie ewidencjonowania obrotu z wykorzystaniem kasy rejestrującej.

"KAS prowadziła i nadal prowadzi działania doraźne, a także zorganizowane w formie ogólnopolskich akcji prewencyjnych, mających na celu zwiększenie stopnia prawidłowości wypełniania obowiązków podatkowych przez podmioty – również z branży gastronomicznej – prowadzące ewidencję sprzedaży towarów lub usług przy zastosowaniu kas rejestrujących" – czytamy w komunikacie.

Urzędnicy zapowiadają, że będą restauratorów kontrolować zarówno w sposób ciągły, jak i z wykorzystaniem innych dostępnych narzędzi – czyli np. nabycia sprawdzającego. Pozwala ono organom KAS na dokonanie nabyć towarów i usług, w tym gastronomicznych przez pracowników i funkcjonariuszy KAS działających w roli tajemniczego klienta.

Ministerstwo przekonuje, że VAT jest "neutralny" dla podatników

"Odnośnie VAT należy podkreślić, że jest on co do zasady neutralny dla podatników", czyli przedsiębiorców – podkreśla resort finansów.

"Kwota podatku VAT zawarta jest w cenie towaru. Ekonomicznie zatem koszt tego podatku, przy sprzedaży towaru ponosi konsument, dla przedsiębiorcy podatek VAT jest neutralny" – przypomina resort finansów.

Zdaniem urzędników obniżka stawek VAT na żywność nabywaną przez firmy gastronomiczne dla wytworzenia swoich produktów nie powinna przełożyć się na wzrost cen w branży gastronomicznej.

"Branża gastronomiczna nabywa obecnie żywność, która wcześniej była objęta stawką 5 proc., bez VAT (stawka 0 proc. VAT). Zakładając, że dostawcy uwzględnili w swoich cenach w pełnym zakresie obniżkę stawki VAT, to żywność nabywana przez branżę gastronomiczną jest niższa o wartość wcześniej naliczonego 5 proc. VAT" – czytamy.

"Przed obniżką kwota VAT była po prostu wpłacana w cenie nabywanych towarów, a następnie uwzględniana w puli podatku naliczonego. Obecnie koszt VAT przy nabyciu po prostu nie wystąpi" – tłumaczy resort finansów.

Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(578)
Marko
2 lata temu
Otworzyłem kilka lat temu fryzjera a moja babka salon kosmetyczny. Strzyżenie męskie 80 z brodą 100. Paznokcie 120. Jakieś tam bajery kosmetyczne 200-300. Dziennie na obu biznesach przychód 2000-2500. Kosztów niewiele bo robimy sami. Stali klienci. Rachunek wydaję co trzydziestemu jak nie kojarzę z twarzy. Tak się walczy z komuchami z Wiejskiej a nie pitolenie że ryba droga nad morzem.
Drobny przeds...
2 lata temu
Po komentarzach sądzę że wśród narodu nie ma fundamentalnej wiedzy na temat biznesu. Jesteście tak zajadli i przeżarci przez socjalistów że głowa boli. Koszt pizzy czy smażonej rybki to półprodukty do jej wytworzenia, pensja i ZUS pracowników, podatki, energia (prąd, gaz, paliwa stałe), dzierżawa, paliwo, leasing czy utrata wartości urządzeń, koszty marketingu czy reklamy. To nie restauracje są drogie tylko większość narodu to biedaki. Zawsze możecie sobie na wakacjach iść do Biedry, kupić tilapię, jajko i mąkę do panierki, zamrożone fryty, surówkę w wiaderku, olej i usmażyć sobie w pensjonacie przy wyrku.
Maryśka
2 lata temu
najpierw covid, teraz wysokie ceny i niestety restaurację upadają. Ja co jakiś czas i tak staram się przez roomservice zamówić coś z restauracji by chociaż w taki mały sposób pomóc się im utrzymać.
Obserwator
2 lata temu
"żywność nabywana przez branżę gastronomiczną jest niższa [...]" Wkrótce będą matury poprawkowe, radzę się zapisać !
Brawo Rząd !
2 lata temu
Siedem gwiazdek.
...
Następna strona