Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Quiet quitting to trend, który widać gołym okiem. "Lekarstwo na kulturę pracoholizmu"
Magdalena Ulasińska
Magdalena Ulasińska
|zmod.

Quiet quitting to trend, który widać gołym okiem. "Lekarstwo na kulturę pracoholizmu"

(Getty Images, Franziska & Tom Werner)

Pojawiam się i znikam. Pomalutku, po cichutku, na paluszkach. Quiet quitting to nie puste słowa. To trend, który widać gołym okiem. Co to jest i dlaczego pracodawcy powinni się nim interesować – choć niekoniecznie martwić?

ARTYKUŁ POWSTAŁ W RAMACH CYKLU:
Akademia Biznesu

W lipcu 2022 roku Zaid Khan, 24-letni Nowojorczyk, zamieścił na TikToku krótki wiralowy film, w którym mówi o postawieniu granicy między pracą, a życiem prywatnym. Mówi, żeby nie angażować się w swoje obowiązki bardziej niż to konieczne. "Prawda jest taka, że praca nie jest twoim życiem i nie świadczy o wartości człowieka" – stwierdza.

Nowojorczyk używa w nim określenia ‘quiet quitting’ i już w pierwszych sekundach nagrania tłumaczy, że nie chodzi o odejście z pracy, ale porzucenie postawy, która skłania cię do robienia więcej, niż jest od ciebie oczekiwane.

Quiet quitting - co to jest, jak się objawia i z czego wynika?

Od tamtej pory termin "quiet quitting" na dobre zagościł w języku HR-owym. W dosłownym tłumaczeniu oznacza ciche odchodzenie. Dziś jest to trend, z którym trudno dyskutować. Temat jest jednym z najgłośniej omawianych i stanowi spore wyzwanie dla pracodawców. Trudny i niejednoznaczny. Ma swoje dwa oblicza.

Trudno nie zgodzić się z filozofią pokolenia Z, które właśnie wchodzi na rynek pracy. Młodzi pracownicy mają zupełnie inne potrzeby, odmienne oczekiwania i zupełnie gdzie indziej leży źródło ich motywacji.

To, co pokolenie Z wnosi codziennie do firmowej rzeczywistości to przekonanie, że praca jest częścią życia, a zarabiam po to, żeby żyć i spełniać marzenia. Mają świadomość, że nadmierne przeciążenie pracą powoduje wypalenie zawodowe i często prowadzi do depresji. Chcą pracować w swobodnej, przyjaznej atmosferze i rozwijać się. Będą się angażować, ale tylko wtedy, kiedy poczują, że ma to sens.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Patrząc zdroworozsądkowo wszyscy dobrze wiemy, że jest gdzieś granica nadmiernego, nieadekwatnego zaangażowania. Po latach pracy często przychodzi refleksja, że czas upłynął nie na tym, co trzeba lub co było dla nas ważne. Zamiast skupić się na prawdziwych wartościach, takich jak rodzina, odpoczynek, niepotrzebnie wymieniliśmy czas na wieczorne odpisywanie na maile, tworzenie strategii czy uzupełnianie zbędnych raportów.

W takim rozumieniu quiet quitting jest lekarstwem na ‘hustle culture’ czyli - mówiąc wprost - na kulturę pracoholizmu i kieratu, która wciąż w Polsce ma się świetnie.

W życiu zawodowym nic nie jest jednak oczywiste i czarno-białe. I ten kij także ma dwa końce. Co mamy w takim razie po drugiej stronie?

Według raportu Instytutu Gallupa poziom zaangażowanych w pracę w Stanach Zjednoczonych jest obecnie najniższy w kontekście prawie 10 lat. Odsetek osób zaangażowanych wynosi 32 proc., a osób aktywnie niezaangażowanych jest 18 proc.. Aktywnie niezaangażowani to osoby totalnie wyłączone i sabotujące swoje obowiązki. W Polsce badanie Kincentrica, skoncentrowane na pytaniu "Na ile firmy tworzą angażujące środowisko pracy?", od kilku lat pokazuje, że są zespoły, w których suma osób biernych i zupełnie niezaangażowanych wynosi nawet 70 proc..

Jakie przekonania stoją za 'quiet quitting'?

Osoby wyznające postawę ‘quiet quitting’ myślą w następujący sposób: "zrobię tylko tyle, ile muszę i ani zadania więcej. O 17:00 wyłączę komputer niezależnie od poziomu zaawansowania pracy. Dam z siebie tylko tyle, ile wyznacza mi linia formalnych obowiązków. Mogę się podzielić swoją wiedzą z innymi, ale tylko wtedy, kiedy firma mi dodatkowo zapłaci. Nie czuję, że jestem za swoje zadania odpowiedzialna, a kiedy wyjeżdżam na urlop, to zostawiam rozgrzebany w połowie projekt. Niech się inni martwią. W przypadku ważnego deadline’u rano okazuje się, że jestem na L4."

Obserwuję jeszcze jedną odmianę quiet quittingu - zdalne znikanie. Znikanie za ekranem komputera, bez włączonej kamerki na komunikatorze, bez wykazywania inicjatywy. W biurze pojawiam się sporadycznie i z dużym oporem. Powoli odłączam się od zespołu. Nie mam ochoty spędzać czasu z nikim z pracy. Znikam.

Jak tym zarządzić? Obecnie jednym z największych wyzwań HR-owych i managerskich jest strategia balansu pomiędzy tymi dwoma skrajnymi postawami: kulturą pracoholizmu i quiet quitting. Młodzi ludzie z pokolenia Z potrzebują poczucia sensu wykonywanej pracy, przyjaznego klimatu i realnych oczekiwań. Wtedy są zaangażowani. Może powinniśmy się od nich uczyć?

Quiet quitting jest trendem, który toczy się na naszych oczach i przy naszym udziale. Stopniowo odłączają się z naszych zespołów kolejne osoby. Znikają za ekranem komputerów, coraz mniej związane z zespołem, firmą, energią potrzebną do zmiany świata na lepsze. Bardzo ważnym zadaniem dla HR-u jest przygotowanie managerów do wyjścia dużo dalej - poza realizację celów biznesowych - do ludzi.

Podpowiedzi dla managerów jak zarządzić takim stanem rzeczy jest co najmniej kilka. Wszystkie proste. Wszystkie wymagają uwagi i zainwestowania czasu.

  • Bądź blisko ludzi.
  • Zauważ w jakim są stanie i co u nich aktualnie się dzieje.
  • Znajdź 15-30 minut w tygodniu na rozmowę z każdym z Twoich pracowników.
  • Pytaj, rozmawiaj, zarządzaj.
  • Stwarzaj szanse, możliwości, wspieraj.
  • Opieraj pracę i zadania na mocnych stronach.

Jest jeden kluczowy warunek, żeby radzić sobie ze spadkiem zaangażowania ludzi w zespole. Trzeba zacząć od siebie i przyjrzeć się swojemu poziomowi zaangażowania. W świetle i bez filtra. Manager jest zawsze przykładem dla innych.

Autorką artykułu jest Magdalena Ulasińska, Human Resources Senior Business Partner, Grupa WP.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(70)
Obserwator
7 miesięcy temu
Taka postawa jest możliwa tylko i wyłącznie dzięki wcześniejszym pokoleniom, które budowało ten dobrobyt i bezrobociu, którego obecnie praktycznie nie ma. Ciekawe jak by wyglądał ten quiet quitting grzyb na nasze miejse pracy czekało 20 chętnych osób …….
Spokój
9 miesięcy temu
To nie jest żadne odchodzenie. Głupie tłumaczenie. To jest po prostu zrozumienie i wykorzystanie dla własnego dobra (i zarazem rodziny) zasad rządzących np w korporacji. Jeśli możesz wykonywać pewną pulę zadań we własnym tempie, bez bycia na świeczniku i dyspozycyjnym na teams 18/24 to nawet kosztem iluzorycznego awansu czy tych paru stówek lub nagrody za projekt - warto. I nikt nigdzie nie odchodzi. Po prostu robisz swoje i nie wypruwasz się na darmo
50 tka
9 miesięcy temu
Mam 50 tkę i inne doświadczenia zawodowe. Człowiek był i jest do wszystkiego a pensja dla jednej osoby. Z drugiej Strony hasło: "O 17:00 wyłączę komputer niezależnie od poziomu zaawansowania pracy" JEST IDIOTYCZNE! Życzę żeby pokolenie Z nie okazało się pacjentem pokolenia Z, bo lekarz przerwie w trakcie operację mówiąc na dziś skończyłem minęła 17.00, dokończymy operację jutro, może ten rozgrzebany pacjent rano jeszcze będzie dychał. Czy teraz wiesz dlaczego kończy się pracę po etapie zadania a nie w punkt godzinę?
Kamil
rok temu
Prawda jest taka, że jak praca przestaje nam pasować, to trzeba ją zmienić. Ja w kraju nic nie mogłem znaleźć i dlatego wyjechałem do holandii z otto. Od tego czasu zero problemów.
Pomapo
rok temu
Sklepy też masowo uprawiają quiet quitting. Jak idę do Biedronki to nikt mi nie daje więcej towaru niż to za co zapłaciłem.
...
Następna strona