Amerykańskie media od pewnego czasu rozpala temat "cichych odejść z pracy" (ang. "quiet quitting"). Jak przyznają zgłębiające ten problem osoby, sam termin może być nieco mylący, gdyż sugeruje, że pracownicy odchodzą z pracy, a tak nie jest. Osoby "odchodzące po cichu" tak naprawdę wyrzekają się kultu pracy, wyznawanego przez pokolenie ich rodziców.
Potęga mediów społecznościowych
"The Washington Post" zwraca uwagę, że termin ten nabrał rozpędu w lipcu, gdy jeden z TikTokerów w nagranym materiale przekonywał, że ma dość budowanego w nim przekonania przez innych, że "w pracy trzeba przekraczać swoje limity". Filmik obecnie ma ponad 3 mln wyświetleń i po jego opublikowaniu pojawiło się wokół niego sporo dyskusji o "zetkach" i ich podejściu do pracy.
"The Wall Street Journal" pisze z kolei, że wśród pracowników często następowało rozczarowanie wyścigiem po korporacyjnej drabinie, która przeważnie działała według zasady "po trupach do celu". A zanim ten cel się osiągnęło, to trzeba było przez lata zmagać się z nieempatycznymi szefami, nierzadko upokarzającymi podwładnych i stosującymi mobbing.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Różnica między starszymi pokoleniami a obecnym jest taka, że młodzi dziś posiadają media społecznościowe. W przeszłości, kiedy pracownik zmagał się z nieprzyjaznymi warunkami pracy, to żył w przekonaniu, że tylko on ma takie problemy, gdyż wszyscy wokół sprawiają wrażenie zadowolonych. Mało kto otwierał się i dzielił swoimi gorzkimi przemyśleniami ze współpracownikami.
Obecne pokolenie jednak może to zrobić w każdej chwili i to niemal anonimowo: wystarczy, że napiszą posta ze swoimi przemyśleniami i okraszą go odpowiednimi hasztagami. Skala poparcia i potwierdzenie, że inni zmagają się z takimi samymi problemami, łączy rozczarowanych w coraz większą grupę i napędza ich do poszukiwania zmian w dotychczasowej formule relacji pracodawca-pracownik.
"WSJ" zauważa, że spadek zaangażowania pracowników jest powszechnym trendem w USA, jednak najsilniej widać to zjawisko wśród pokolenia Z i u najmłodszych przedstawicieli millenialsów (urodzonych po 1989 r.). W ankiecie Instytutu Gallupa w pierwszym kwartale 2022 r. grupa ta wykazała najniższe zaangażowanie w obowiązki zawodowe ze wszystkich badanych — było ono na poziomie 31 proc.
Jak zatem rozumieć "ciche odejście z pracy"? To nic innego jak spadek zaangażowania w wykonywanie obowiązków zawodowych. I wpisuje się w szerszy trend zmian, jakie niesie ze sobą pokolenie Z. W money.pl pisaliśmy już przed kilkoma miesiącami, że wchodzący obecnie na rynek młodzi wolą być bezrobotni, niż nieszczęśliwi w pracy.
Nawet jeżeli pracują, to nie zamierzają robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą.
Teraz trzeba do tego dołożyć też ich przekonanie, że nawet jeżeli pracują, to nie zamierzają robić nic więcej ponad to, co zrobić muszą. Ponadto chcą być postrzegani przez swoje otoczenie nie przez pryzmat tego, gdzie pracują i na jakim stanowisku, tylko tego, jakimi są ludźmi, jakie są ich pasje, zainteresowania czy hobby.
W takiej firmie chcieliby pracować "cicho odchodzący"
Jak zatem zbudować przyjazne miejsce pracy dla "cicho odchodzących"? Pracodawcy będą musieli rozważyć np. wprowadzenie dłuższych przerw w ciągu dnia. Menedżerowie powinni też sami zachęcać do wykorzystywania urlopu, a także w razie potrzeby oferować pełnopłatne dni wolne.
To, czego nie będą mogli robić, to np. odpisywać na e-maile i odbierać telefony po godzinach pracy. Młodzi będą oczekiwać od nich przykładu wyważonego balansu między życiem prywatnym a zawodowym, bo jeżeli przełożeni nie będą go wykazywać, to pracownicy będą mieć poczucie, że wymaga się od nich takiego samego podejścia.
Michelle Hay, global chief people officer w Sedgwick, zapytana przez "The Washington Post" o to, jak zbudować przyjazne miejsce pracy dla "zetek" i "cicho odchodzących", podkreśla, że ważnym aspektem będzie stworzenie takich warunków, w których młodzi będą mogli zwrócić się o pomoc w każdej chwili bez narażenia się na ostracyzm ze strony współpracowników.
Dużą w tym rolę będą mieć do odegrania zespoły HR. Ekspertka wyjaśnia, że będą musiały one znacznie częściej badać samopoczucie personelu, wychodząc przy tym poza sztywne formularze weryfikujące wydajność. "Zetki" chętniej będą z nimi rozmawiały o swoich odczuciach względem pracy i pracodawcy, a w ich słowach specjaliści powinni poszukiwać rzeczywistego obrazu miejsca pracy, jaki noszą oni w swojej wyobraźni.
Młodzi będą sobie też cenić firmy, które wprowadzą czterodniowy tydzień pracy. Ten temat zresztą przewija się w debacie publicznej od dłuższego czasu. Niektóre przedsiębiorstwa już zdecydowały się na pilotaż w tym zakresie, by sprawdzić, jak to wpłynie na wydajność i samozadowolenie zespołu. Nawet w Polsce politycy dostrzegają ten problem. Przed kilkoma tygodniami pilotażowy program skróconego tygodnia pracy zapowiedział lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.
Przed menedżerami stoi wyzwanie "cicho odchodzących"
Joe Grasso, starszy dyrektor ds. transformacji pracowniczej w firmie Lyra Health, w rozmowie z "The Washington Post" zauważył, że starsze pokolenia, zakorzenione w kulcie pracy, mogą tego podejścia nie rozumieć, a wręcz myśleć o nim, że jest cyniczne względem ich pracodawcy. Samo wycofanie się z wyścigu szczurów, zdaniem eksperta, nosi znamiona "klasycznego spadku motywacji i niskiego zaangażowania".
Pracownik "cicho odchodzący" najprawdopodobniej swoją interakcję z otoczeniem w pracy będzie ograniczać do minimum. A kiedy np. szef rzuci jakąś ideę i poprosi zespół o wspólne wypracowanie koncepcji na bazie tegoż pomysłu, "cicho odchodzący" najczęściej wybiorą milczenie.
Skutkiem mogą być skargi kolegów na "cicho odchodzącego" pracownika – uważa Joe Grasso. – Wszystko przez fakt, że ci koledzy mogą czuć się sfrustrowani koniecznością nadrabiania zaległości lub mieć wrażenie, że są odsunięci na dalszy plan – dodaje ekspert w rozmowie z "The Washington Post".
Rozmówca gazety jest zdania, że przed szefami pojawi się niezwykle trudne zadanie: pogodzić w jednym miejscu pracy dwie grupy mające całkowicie przeciwstawne podejście do wykonywanych obowiązków. Będą musieli wykazać się dużą dozą empatii i wyczucia. Ich podejście wobec pracowników starszych i "zetek" będzie musiało się różnić, a zarazem nie będą mogli przesadzić z udogodnieniami w żadną stronę, tak by nie doszło do poczucia, że któraś z grup jest faworyzowana.
Poza tym "ciche odchodzenie" może z czasem skusić i starszych pracowników. Kiedy okaże się, że porównają swoje doświadczenia zawodowe z młodszymi, to w ich głowach mogą pojawić się myśli o zmarnowanym okresie, gdy oddawali się w pełni obowiązkom zawodowym, a także o potrzebie większej samorealizacji.
Kolejny problem pracodawców po "wielkiej rezygnacji"
Kathy Kacher, założycielka Career/Life Alliance Services, w rozmowie z "The Washington Post" zwraca uwagę, że pokoleniowa zmiana i związane z nią myślenie o obowiązkach zawodowych przychodzi w trudnym momencie z punktu widzenia pracodawców. Dopiero co mieli oni do czynienia z "wielką rezygnacją", związaną z wypaleniem zawodowym.
Po pandemii ludzie zaczęli przewartościowywać swoje potrzeby i ideały. Często okazywało się, że miejsce zatrudnienia, które dotychczas mogło się wydawać nawet pracą marzeń, już nie odzwierciedla nowych wartości pracowników. Dla nich oznaczało to chęć zmian i poszukiwania siebie na nowo, dla ich pracodawców – exodus zatrudnionych.
W USA – czyli w kraju, gdzie żyje ok. 329 mln ludzi – w 2021 r. średnio 4 mln osób miesięcznie rzucało papierami. Robili to nawet ci, którzy w jednym przedsiębiorstwie potrafili przepracować dziesięciolecia. Mało tego: nie wszyscy, którzy zrezygnowali z pracy w ubiegłym roku, zdecydowali się na powrót w sztywne ramy zatrudnienia. Spora grupa postanowiła realizować się w inny sposób niż poprzez codzienną pracę co najmniej po 8 godzin.
Kathy Kacher podkreśla też, że stoimy w przededniu ogromnego starcia między menedżerami firm a ich podwładnymi o powrót do biur. Po pandemii nikt z zatrudnionych nie wyobraża sobie powrotu do "starego" świata, gdzie do firmy przyjeżdżało się każdego dnia.
Inaczej myślą o tym pracodawcy, co pokazuje choćby podejście Elona Muska. Multimiliarder zażądał od podwładnych powrotu do biur. W przeciwnym wypadku zagroził, że pracownicy będą musieli poszukać sobie nowej pracy. W Apple natomiast w ostatnich dniach kwitnie bunt przeciwko Timowi Cookowi, CEO tej firmy. Pracownicy technologicznego giganta skrzyknęli się i podpisują petycję, która ma odwieść ich szefa od zmuszania ich do powrotu do pracy stacjonarnej.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl