"Rosja na krawędzi katastrofy". Nowe sankcje dołożą swoje, ale Putina to nie zatrzyma
Rosyjską gospodarkę mielą wojenne tryby, a kolejne sankcje ograniczają jej możliwości. - Uderzenie w naftowych gigantów Łukoil i Rosnieft to jedna z najmocniejszych decyzji Trumpa - ocenia rosyjski opozycjonista prof. Władimir Ponomariow. Dodaje jednocześnie, że to za mało.
Stany Zjednoczone w ubiegłym tygodniu nałożyły sankcje na największe rosyjskie koncerny naftowe Rosnieft i Łukoil, oraz ich 34 spółki zależne. Decyzja ta oraz groźby sankcji wtórych wobec wszystkich podmiotów i państw, które będą nadal współpracować z rosyjskimi gigantami, puściły w ruch domino. Kolejne firmy - nawet Indii czy Chin - zadeklarowały ograniczenie importu rosyjskiej ropy naftowej.
- Zaszła głęboka zamiana w podejściu administracji Donalda Trumpa do Rosji. To oznacza poważny wzrost ryzyka dla Putina. Te uderzenia sankcyjne są bolesne. Sekretarz skarbu USA Scott Bessent szacował, że obłożenie Łukoilu i Rosnieftu sankcjami oznaczać będzie spadek dochodów Rosji z eksportu ropy i gazu rzędu nawet 30 proc. Jeśli te szacunki okażą się prawdziwe, to oznaczają poważny problem dla Władimira Putina - przekonuje w rozmowie z money.pl Tymon Pastucha, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Tak nas widzą na świecie. "Nie walczycie o stołki"
Ministerstwo Finansów Federacji Rosyjskiej już obniżyło prognozę rocznych dochodów z ropy i gazu z pierwotnych 10,94 biliona rubli do 8,32 biliona rubli.
Po reakcjach w samej Rosji widać, że amerykańskie sankcje były zaskoczeniem dla Kremla. Trump wysłał jasny sygnał. Żarty się skończyły - ocenia Pastucha.
Sankcje uderzają w rosyjską gospodarkę
Rosyjski opozycjonista i ekspert Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego prof. Władimir Ponomariow w rozmowie z money.pl również ocenia, że ostatnie sankcje na Łukoil i Rosnieft to jedna z najmocniejszych decyzji Trumpa i cios w dochody Rosji.
Rosja jest na krawędzi katastrofy. Już widać opóźnienia w rozwoju gospodarczym, w produkcji, niezmniejszającą się inflację, brak benzyny - przypomina.
W 2025 roku każdego miesiąca inflacja utrzymuje się powyżej poziomu 8 proc., a firmy coraz częściej mają problemy z obsługą zadłużenia i dostępem do finansowania. Wzrost PKB w drugim kwartale wyniósł zaledwie 0,1 proc., a w pierwszym kwartale gospodarka skurczyła się o 0,6 proc. To wpisuje się w definicję tzw. recesji technicznej. Już prawie co trzeciej rosyjskiej firmie (32,5 proc.) grozi utrata stabilności finansowej w 2026 r. Jak pisaliśmy na początku miesiąca, w w Rosji wybuchł najpoważniejszy od lat kryzys paliwowy.
Bezpośredni cios odczuł również Łukoil, sprzyjający Kremlowi prywatny gigant naftowy i drugi co do wielkości producent ropy naftowej w Rosji. Po tym, jak został objęty sankcjami USA, zmuszony jest wyprzedawać zagraniczne aktywa.
To odbiło się na moskiewskim parkiecie (MOEX), gdzie w poniedziałek notowania akcji naftowej spółki spadły o 7 proc. W ciągu tygodnia po nałożeniu sankcji akcje koncernu spadły o 17 proc. W rezultacie majątek oligarchy Wagita Alekpero, właściciela Łukoilu, skurczył się w ciągu minionych dwóch dni o ponad miliard dolarów.
Problem dla rosyjskich wpływów
Amerykańskie sankcje zbiegły się w czasie z ogłoszeniem przez UE 19. pakietu retorsji, który zakłada zakaz importu rosyjskiego gazu LNG i uderzenie w bankowość Rosji, a także rozszerza listę statków uznanych za tzw. flotę cieni. Równolegle swoje regulacje przeciwko rosyjskim tankowcom oraz wzmacniające presje na Łukoil i Rosnieft wprowadziła w połowie października również Wielka Brytania.
Te obostrzenia wpłynęły nie tylko na decyzje o zmniejszeniu importu rosyjskiej ropy przez największych jej odbiorców, ale też na armatorów, którzy ją przewożą. Jak poinformował Reuters, choć transportem rosyjskiej ropy Urals zajmują się głównie tankowce z floty cieni, to za blisko trzecią część część importu odpowiadali armatorzy z Grecji, którzy zgodnie z regulacjami tzw. price cap-u (ograniczenia nałożonego przez kraje Zachodu na rosyjską ropę - zezwala on na jej transport i handel do krajów trzecich, jeśli została zakupiona poniżej ustalonej kwoty 47,6 dol za baryłkę) transportowali ją do zachodnich portów.
Według Reutersa udział greckich armatorów, którzy w 2025 roku co miesiąc eksportowali od 10 do 20 mln baryłek rosyjskiej ropy, pod koniec października spadł niemal do zera w związku z zagrożeniem objęcia ich sankcjami. To oznaczać będzie większe koszty dla Moskwy i problemy logistyczne w transporcie ropy.
Trzeba jednak mieć świadomość, że te sankcje nie załamią rosyjskiej gospodarki w najbliższych tygodniach. Tego nie można oczekiwać. Będą jednak oddziaływać w dłuższej perspektywie, a Rosja z pewnością będzie się do nowej rzeczywistości adaptować - komentuje Tymon Pastucha.
Władimir Ponomariow: to nie jest wojna o terytoria
Chociaż sytuacja gospodarcza Rosji jest coraz trudniejsza, co spowodowało spadki produkcji również w zakładach wojskowych (na co wskazuje The Moscow Times analizujący ostatnie dane Rosstatu) i przekłada się na jakość życia Rosjan oraz dochody i biznesy powiązanych z Kremlem oligarchów, to Rosja wciąż twierdzi, że nie przerwie ofensywy, a kryzys przetrwa.
- To nie jest tak, że sankcje gospodarcze nie są skuteczne. One działają. Problem w tym, że same działania gospodarcze to za mało, aby Putin zakończył wojnę - ocenia prof. Ponomariow. Jak wyjaśnia, do tej pory niekonsekwencja w ich stosowaniu i nieskoordynowany czas ich wdrażania powodowały, że Władimir Putin dostawał czas, aby znaleźć metodę na zwalczanie ich skutków.
- Musimy zrozumieć, że jednorazowe użycie sankcji ekonomicznych, jakie by nie stwarzało problemy Rosji, mniej wpłynie na Putina - argumentuje. Zdaniem Ponomariowa restrykcje muszą być elementem większej całości, aby faktycznie przynieść zmianę polityki Kremla. Jak przekonuje, tylko silne NATO i silna Europa oraz ich wsparcie dla oporu Ukrainy dają szansę na przełamanie determinacji Putina.
- Dla Putina wojna w Ukrainie to nie jest wojna o terytoria. Jemu nie jest potrzebny Donbas czy inne obwody ukraińskie. Nie o nie chodzi. Putin nie może dopuścić do tego, aby Ukraina wybrała europejską drogę rozwoju i odniosła na tej drodze sukces. Byłby to bowiem sygnał dla pozostałych regionów rosyjskich, że jest to droga do dobrobytu. To wzmocniłoby mechanizmy odśrodkowe. Przykład Kijowa stałby się sygnałem, że można inaczej - wyjaśnia rosyjski opozycjonista.
Dopóki Putin nie ureguluje stosunków z przyszłą Ukrainą na swoją korzyść, nie wstrzyma działań przeciwko niej. Może się zatrzymać tylko wobec naprawdę egzystencjalnego zagrożenia dla swojej władzy i jego wizji Rosji - dodaje.
W tym jednym Rosja ma przewagę
Jak podkreśla prof. Ponomariow, pod względem siły gospodarki Rosja nie może równać się z Europą. - Pod tym względem układy totalitarne zawsze są mniej efektywne na dłuższą metę. To wolnorynkowa gospodarka i system zarządzania oparty o reguły wolnościowe dają faktyczne możliwość efektywnego rozwoju - komentuje. - Ale Rosja posiada znacznie większą zdolność mobilizacyjną w konkretnym momencie ze względu na swój totalitaryzm. To daje jej w tym momencie przewagę - zauważa.
- Jednoczesne uderzenie Ukrainy w rosyjskie zakłady produkujące paliwa - i nie tylko -zmniejszają moc produkcyjną Rosji. Trzeba stwarzać możliwości dla oporu ukraińskiego na froncie, oraz nakładać skoordynowane i celowane sankcje. Te trzy elementy będą przynosiły sukces w zwalczaniu agresji rosyjskiej - twierdzi prof. Władimir Ponomariow.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl