"Największy kryzys paliwowy od lat". Rosja szuka pomocy
Kryzys paliwowy w Rosji się rozlewa. Ukraińskie ataki na rafinerie sprawiły, że rosyjskie zdolności do produkcji paliw spadły o około 1/4. - To zwiększa presję na Rosję i wzmacnia działanie sankcji, ale w krótkim okresie nie wystarczy, by skłonić Putina do zakończenia wojny - ocenia Tymon Pastucha, ekspert z PISM.
Znów zapłonęło zaplecze paliwowe Rosji. W środę w ogniu stanęła kolejna, piąta pod względem wielkości rafineria w tym kraju. Zakłady w Jarosławiu specjalizujące się w produkcji paliw i olejów, jak sugerują ukraińskie media, zostały zaatakowane przez drony. Oficjalnie jednak władze Rosji temu zaprzeczają.
Konieczne naprawy wyłączają kolejne zakłady z pracy, pogłębiając problem z dostępnością gotowych paliw w kraju. Jak podał "Kommiersant", od 28 lipca do 22 września liczba stacji, na których można kupić benzynę, zmniejszyła się o 2,6 proc., czyli o 360 obiektów.
Baterie Patriot w Jasionce. Niemcy dotrzymały słowa
- Według różnych wyliczeń spadek mocy rafineryjnych na początku października wyniósł około 35 proc., co przekłada się na ok. 25-procentowy ubytek mocy produkcyjnych paliw - tłumaczy w rozmowie z money.pl Tymon Pastucha, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Oficjalne dane nie są jednak dokładne, nie odzwierciedlają faktycznego stanu, wiele z nich celowo nie jest przez Rosjan ujawnianych - podkreśla.
"Największy kryzys paliwowy od lat"
Jak przekonuje ekspert, o skali kryzysu świadczą jednak nie tylko szacunkowe dane, ale przede wszystkim posunięcia rosyjskich władz i pośrednie turbulencje. Do końca roku przedłużono we wtorek zakaz eksportu benzyny i nałożono ograniczenia w eksporcie oleju napędowego.
Komunikaty rosyjskich władz wskazują, że sytuacja może być jeszcze grosza, niż wskazują zewnętrzne szacunki. I może się jeszcze pogorszyć w przyszłości. Rosja, kraj, który jest producentem, będzie w trybie pilnym importować miesięcznie nawet do 350 tys. ton paliw z Chin, Korei Północnej i Singapuru. Zwiększy też import z Białorusi z 45 tys. ton we wrześniu do około 300 tys. ton od października. To ogromna skala - wylicza Pastucha.
Jak podkreśla, Kreml chce przede wszystkim minimalizować niedobory zwłaszcza w europejskiej części Rosji oraz w transportach na front. - Wschodnie regiony, podobnie jak Krym i okupowane Donbas i Ługańsk, już cierpią braki dostępności paliw i cierpieć będą jeszcze bardziej - zaznacza.
Rosja uruchamia rezerwy
Euroazjatycka Komisja Gospodarcza do 30 czerwca przyszłego roku zniosła cła przywozowe na produkty naftowe. - Już sam fakt, że Rosja musi się wspomagać importem paliw, może świadczyć o tym, jak poważna jest sytuacja - komentuje w rozmowie z money.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ.
Rosja uruchamia też rezerwy, aby zwiększyć krótkotrwałą podaż. Ponadto władze zamierzają również - kosztem środowiska i jakości paliw - dopuszczać dodatek MMA, czyli monometyloaniliny - zakazanej od 2016 r., do produkcji wysokooktanowej benzyny.
Chcą też zgodzić się na większy udział etanolu w benzynie do 10 proc. i podnieść akcyzę od tego alkoholu (ma to, jak informuje "Kommiersant", pozwolić na zwiększenie dostaw na rynek o ok. 100 tys. ton paliwa miesięcznie).
To największy kryzys paliwowy, z jakim Rosja miała do czynienia od lat - ocenia Tymon Pastucha.
"Wyimaginowany" problem?
Dawid Czopek nie ma wątpliwości, że Rosja odczuwa ekonomiczne skutki ataków na rafinerie. - Wskazują na to choćby marże rafineryjne, które w naszym regionie są podwyższone. Jesteśmy po sezonie na benzynę, a mamy do czynienia z dużymi marżami. Musi więc to Rosję boleć - tłumaczy ekspert.
Mimo to Siergiej Kołobownik z rosyjskiego think tanku CSR przekonuje na łamach "RIA Nowosti", że Rosjanie nie powinni panikować z powodu "wyimaginowanych" niedoborów paliwa i nie kupować paliwa na zapas.
"Kraj ma więcej niż wystarczającą zdolność rafinacji ropy naftowej, aby zaspokoić wszystkie krajowe potrzeby związane z paliwem motoryzacyjnym, nawet biorąc pod uwagę bieżące i nieplanowane naprawy. Rezerwy benzyny i oleju napędowego w zbiornikach rafineryjnych, w magazynach ropy naftowej, a także w zbiornikach kolejowych pozwalają funkcjonować gospodarce bez zmniejszania zużycia rezerw nawet przy całkowitym zaprzestaniu produkcji przez kilkadziesiąt dni" - stwierdza.
Wstrząs może być jeszcze silniejszy
Jak ocenia Tymon Pastucha, paliwowy problem może trwać jeszcze kilka miesięcy, nim Rosji uda się go zamortyzować. Moskwę najwyraźniej zaskoczyła skuteczność i liczba cennych ataków na rafinerie i składy paliwowe. A tych może być jeszcze więcej, zwłaszcza skoro administracja USA daje Ukrainie zielone światło do rażenia celów w głębi Rosji.
- Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zgodził się na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na cele w głębi terytorium Rosji - oznajmił w poniedziałek specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg w telewizji Fox News. Z kolei podczas Warsaw Security Forum mówił, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poprosił Trumpa o pociski Tomahawk. - Jeśli odpowiedź będzie pozytywna, zmieni to dynamikę wojny - ocenił.
Czy będzie to przełomowy moment w wojnie Zachodu z Rosją? - Kluczowa będzie dalsza zdolność Ukrainy do skutecznych ataków na punkty logistyczne, kolej, składy paliwowe. To może pogłębiać kryzys - ocenia Pastucha.
Efektywność ochrony infrastruktury energetycznej jest niska, co przyznają sami Rosjanie. Dodatkowo ukraińskie ataki wpływają na eksport i przerób rosyjskiej ropy. Wydobycie wciąż jest bardzo duże, ale coraz częściej nie ma tej ropy jak przetworzyć i gdzie wyeksportować. To może wpłynąć na sektor wydobywczy. Rosja może zachłysnąć się własną ropą. To czynnik niedoceniany
Dawid Czopek zaznacza jednak, że sam problemy z paliwami, nawet poważne, to za mało, aby wpłynąć na Rosję. - Oni wciąż są jednak w stanie sprzedawać nieprzerobioną ropę. Kryzys paliwowy nie rzuci na kolana Putina - ocenia nasz rozmówca.
Jak dodaje, najbardziej zabolałoby Moskwę ograniczenie sprzedaży ropy. - Gdyby udało się zaatakować same pola naftowe, straty wynikające z dołującej sprzedaży surowca byłyby bardzo odczuwalne - tłumaczy.
Dlaczego więc Ukraińcy celują w rafinerie, a nie w pola naftowe? Zdaniem Czopka jest to kwestia skali zniszczeń, jakie może poczynić dron. - Trudniej zaatakować pole naftowe z rozproszą infrastrukturą, a ropa nie pali się tak łatwo, jak rafineria. Rafinerie to delikatne urządzenia. Nawet nieduże uderzenia mogą spowodować poważne szkody w produkcji paliw - wyjaśnia.
Według Tymona Pastuchy kryzys paliwowy - tak czy inaczej - ma znaczenie. - Ta cała sytuacja zwiększa presję na Rosję i wzmacnia działanie sankcji - podkreśla ekspert PISM. Pytanie, czy polityka sankcyjna ma szansę zatrzymać wojnę Putina w krótkim czasie?
- Odpowiedz jest raczej negatywna. Ten problem gospodarczy będzie się pogłębiał, ale rosyjski budżet będzie jeszcze w stanie sobie w najbliższym czasie poradzić. W krótkim okresie nie będzie więc to decydujący czynnik, który wystarczy, aby skłonić Putina do zakończenia wojny. Chyba żeby doszło do niepokojów społecznych w samej Rosji. To zawsze było postrzegane jako strukturalnie niebezpieczne zjawisko, jest jednak mało prawdopodobne - ocenia nasz rozmówca.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl