"Sporo perturbacji". Takie mogą być skutki zamknięcia granicy z Białorusią
W nocy z czwartku na piątek tymczasowo zamknięta zostanie granica z Białorusią. - Wstrzymanie potoku ciężarówek, który jest zaadresowany z UE do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw i odwrotnie, może rodzić poważne skutki dla przewoźników – ocenia prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce Jan Buczek.
We wtorek premier Donald Tusk zapowiedział, że w związku z rozpoczynającymi się w piątek "agresywnymi ćwiczeniami" rosyjsko-białoruskimi "Zapad", w nocy z czwartku na piątek zamknięta zostanie granica z Białorusią, w tym przejścia kolejowe. Szef MSWiA Marcin Kierwiński dodał, że rozporządzenie w tej sprawie będzie opublikowane w środę.
- Dla całej naszej branży transportowej i dla gospodarki oznacza to sporo perturbacji – ocenił w rozmowie z PAP prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce Jan Buczek. - Wstrzymanie tego potoku ciężarówek z towarem, który jest zaadresowany z Unii Europejskiej do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw i odwrotnie, może rodzić poważne skutki dla przewoźników i właścicieli przedsiębiorstw - dodał. Jak wyjaśnił, ciężarówki z towarem docierają teraz przez Białoruś i Rosję m.in. do Kazachstanu, Uzbekistanu, Mongolii, Armenii, Gruzji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
5 tys. zł za jeden dzień. Klientów nie brakuje. Ujawnia tajemnice swojego biznesu - Karol Myśliński
Zdaniem Buczka nawet tymczasowe zamknięcie granicy polsko-białoruskiej stworzy w przyszłości również trudną do rozładowania kolejkę ciężarówek z powodu spiętrzenia ruchu. - Nie da się tego przyspieszyć przy tak opieszałej pracy służb białoruskich w przygranicznych terminalach celnych – dodał. Podkreślił, że zdaje sobie sprawę, iż decyzja premiera podyktowana jest bezpieczeństwem kraju i regionu. – Rozumiemy, że to nie jest fanaberia. Z pewnością takie kroki podejmowane są z rozwagą i my to szanujemy – zaznaczył.
"Będą tacy, którzy nie wytrzymają"
Zapytany o ewentualne straty finansowe zwrócił uwagę, że każde wstrzymanie procesu w usługach transportowych powoduje również zatrzymanie wpływów środków, czyli przychodów dla firmy, "a koszty w tym samym czasie nie są zawieszone". - W związku z tym zawsze to ma skutek ujemny w ostatecznym bilansie - czy to w rozliczeniu miesięcznym, czy kwartalnym, może się odbić również i w rozliczeniu rocznym – zaznaczył Buczek. Dodał, że przewoźnicy starają się rozumieć poważne przesłanki do podjęcia decyzji o zamknięciu granicy z Białorusią, ale mają nadzieję, że "potrwa to bardzo krótko".
Zapytany, ile dni przewoźnicy są w stanie przetrwać taką sytuację bez większych skutków, stwierdził, że sytuacja każdego przewoźnika jest inna. – Na pewno będą tacy, którzy nie wytrzymają i być może będzie to też przyczynkiem do podjęcia decyzji o zamknięciu działalności. Zaś ci, którzy przetrwają zapewne będą mieć "premię" w postaci zwiększonego zainteresowania rynku ich usługami – ocenił.
Według Buczka przewoźnicy mają marne szanse na rekompensaty czy odszkodowania z Unii Europejskiej z tytułu wstrzymania ruchu na granicy polsko-białoruskiej. W jego ocenie transport drogowy w UE jest tą dziedziną gospodarki, "która nie jest traktowana ze szczególną atencją tak jak np. rolnicy". - Przewoźnicy z całą pewnością mogliby próbować występować do władz marszałkowskich o jakieś zasiłki, ale podejrzewam, że nie będą tego robić w znaczącym stopniu. Prawdopodobnie będą to pojedyncze przypadki i wątpię, żeby znalazły się środki na zaspokojenie tych oczekiwań – podsumował.
Miejscowi przedsiębiorcy pełni niepokoju
Z kolei Mateusz Grygoruk z Porozumienia Polskich Przedsiębiorców "Zjednoczony Wschód" w rozmowie z money.pl stwierdził, że ma "cichą nadzieję, że to faktycznie tylko na czas 12-16 września" (tyle mają trwać manewry na Białorusi). - Ale z tyłu głowy mamy świadomość, jak rząd działa wobec strony białoruskiej. Boimy się, że to przymknięcie będzie wydłużone. Dla nas to śmierć głodowa - powiedział Grygoruk.
Krytycznie ocenił też działania władz, które - jego zdaniem - nie wspierają przedsiębiorców z regionu. - Chwalą się Tarczą Wschód, ale to robią firmy z całej Polski, a nawet zagraniczne - zaznaczył. Przywołał również problemy z dostępem do funduszy czy preferencyjnych pożyczek, które miały pomóc branży. - To było tylko dla turystyki i agencji celnych. A gdzie reszta? Gdzie mały handel, gdzie firmy produkcyjne? - pyta.