Sztandarowa ustawa Nawrockiego gotowa. Znamy aktualny koszt propozycji
Tak zwany PIT 0 dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci to koszt 13 mld zł - wynika z wyliczeń przygotowanych przez Karola Nawrockiego i jego otoczenie, do których dotarł money.pl. Jeszcze w tym tygodniu, tuż po zaprzysiężeniu, nowy prezydent ma przedstawić projekt.
21 obietnic wyborczych Nawrockiego. WP mówi "sprawdzam". Więcej TUTAJ.
W najbliższych dniach Karol Nawrocki ma zacząć prezentować obiecane w kampanii projekty ustaw. Na pierwszy ogień mają pójść dwie z nich: ustawa o Centralnym Porcie Komunikacyjnym (w czwartek) oraz ustawa o PIT 0 proc. dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci (w piątek). Ustawa o CPK oparta na projekcie obywatelskim ma przywrócić zestaw kolejowych połączeń z CPK do mniejszych ośrodków w Polsce, tzw. szprychy.
Z kolei drugi projekt to także jeden ze sztandarowych kampanijnych pomysłów Nawrockiego - zakłada zwolnienie z podatku dochodowego do wysokości progu podatkowego dla każdego rodzica wychowującego co najmniej dwójkę dzieci (małoletnich, niepełnosprawnych lub uczących się do 25. roku życia). Czyli tak jak dziś wygląda np. ulga na dzieci. W kampanii propozycja była pokazywana łącznie z drugą, dotyczącą podniesienia progu podatkowego z obecnych 120 tys. do 140 tys. zł.
Koszty rozwiązania
Do tej pory w przestrzeni publicznej pojawiały się różne wyliczenia, pokazujące koszty tego rozwiązania. Przykładowo, w marcu MF na naszą prośbę podliczyło, że wdrożenie PIT 0 dla rodzin oznaczałoby dodatkowy koszt dla finansów publicznych w wysokości ok. 29,1 mld zł. Jak wówczas wskazywaliśmy, to liczba porównywalna z kosztami dla budżetu wdrożonego przez rząd PiS tzw. Polskiego Ładu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ego w biznesie: przekleństwo czy przewaga? Bogusław Leśnodorski w Biznes Klasie
Tyle że resort nie uwzględnił "bezpiecznika" w postaci progu podatkowego, do którego zwolnienie miałoby obowiązywać - to nie do końca wybrzmiało w zapowiedzi samego Nawrockiego. W kwietniu pojawiły się kolejne szacunki, tym razem think tanku CenEA, że koszt tej propozycji - w połączeniu z inną, w postaci ulgi na dzieci dla ryczałtowców i liniowców - kosztowałby 15,9 mld zł.
Aktualnie trwają ostatnie szlify projektu dokonywane przez zaplecze Karola Nawrockiego. Jak słyszymy, wyliczono, że PIT 0 dla rodzin to koszt około 13 mld zł dla budżetu.
Skończmy więc z opowieściami, że to propozycja, która kosztować będzie nawet kilkadziesiąt miliardów złotych. To po prostu nieprawda, a kwota 13 mld zł to nie jest wcale dużo pieniędzy - przekonuje rozmówca z otoczenia nowego prezydenta.
Jak wskazuje, tylko około 45 proc. polskich rodzin posiada dwójkę lub więcej dzieci. - A większość tych przypadków to dzieci, które już są dorosłe czy nie są na utrzymaniu rodziców, więc ta grupa beneficjentów tej propozycji w naturalny sposób się zmniejsza - zwraca uwagę rozmówca zbliżony do prezydenta elekta.
Dwa główne pytania
Głównym celem ulgi ma być wsparcie rodzin. Na jakie korzyści mogą liczyć? Np. dla zarobków 100 tys. zł brutto rocznie podatek to ponad 700 zł miesięcznie - w ciągu roku to blisko 8,5 tys. zł, czyli praktycznie... kolejne 800 plus. Z kolei w przypadku mediany (wartość środkowa w zestawie danych dotyczących zarobków, która dzieli zbiór na dwie równe części - przyp. red.), która obecnie zbliża się do 7 tys. zł, korzyść to prawie 400 zł miesięcznie i ponad 4700 zł rocznie. To przykładowe obliczenia dla jednego rodzica. Jak widać, to sumy, które są porównywalne ze świadczeniem wychowawczym.
Propozycja każe postawić dwa pytania - o możliwość pomieszczenia jej w budżecie przy obecnym stanie finansów publicznych oraz o jej sens z punktu widzenia skuteczności polityki demograficznej.
Na kwestie budżetowe zwraca uwagę m.in. Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista banku Pekao SA.
Źródłem finansowania mógłby być tylko wzrost deficytu. Bez tego oznaczałoby to konieczność podniesienia podatków gdzie indziej - ocenia Pytlarczyk.
W kampanii Nawrocki i jego poplecznicy wskazywali, że pieniądze można znaleźć poprzez dalsze uszczelnianie luki VAT-owskiej i nadal uważają, że to realny sposób na sfinansowanie ulgi. Ale takie argumenty zdają się nie przekonywać ministra finansów i gospodarki Andrzeja Domańskiego, który oczekuje, że wszelkie propozycje, z którymi będzie wychodził nowy prezydent, będą miały wskazane konkretne źródła finansowania.
Mnie interesują rozwiązania, które wspierają polską gospodarkę i budują długoterminową ścieżkę wzrostu gospodarczego, dzięki któremu polskie rodziny zarabiają. Jeśli prezydent elekt będzie przedstawiać takie rozwiązania, to oczywiście będziemy o nich dyskutować - wskazał we wtorek na konferencji Domański.
Pomysł prezydenta może nie mieć łatwo w parlamencie, gdy w końcu tam trafi. Nosem kręci w tej sprawie Lewica. - Poczekajmy na finalny kształt projektu ustawy, niemniej już teraz wydaje się to potencjalnie dyskryminującym rozwiązaniem np. dla samotnych rodziców jednego dziecka czy par, które z różnych względów nie mogą mieć dzieci i nie mogą liczyć na takie wsparcie państwa na etapie starania się o potomstwo - mówi Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy. Projekt Nawrockiego na pewno będzie mógł liczyć na poparcie PiS.
Jeśli chodzi o skuteczność w zakresie polityki demograficznej, nasi rozmówcy zapewniają, że podstawą do przygotowania tej propozycji są wnioski z wielu raportów poświęconych polityce demograficznej, m.in. dotyczących ilorazu rodzinnego we Francji, ale także polskich opracowań. - Decyzja o posiadaniu kolejnego dziecka jest złożona. Musi zostać spełnione kilka warunków, m.in. poczucie bezpieczeństwa materialnego, mieszkanie. To ma być kolejny bodziec budujący poczucie bezpieczeństwa rodzin - mówi nam osoba zbliżona do prezydenta elekta.
W trakcie kampanii think-tank CenEA pokazał rozkład korzyści z tej propozycji i wynikało z niego, że jest ona degresywna, tzn. najwyższe korzyści mają rodziny o najwyższych dochodach. - Jeżeli mówimy o polityce podatkowej jako mechanizmie, który miałby wspomóc wzrost dzietności w Polsce, i wiążemy to z faktem, że dzietność jest niska, ponieważ niektórych rodzin po prostu nie stać na dzieci, to koncentrowanie korzyści takiego programu wśród rodzin, które są bardzo bogate, jest kompletnie nieuzasadnione. Ten program jest na wielu płaszczyznach trudny do zrozumienia i uzasadnienia - mówił money.pl dr hab. Michał Myck, dyrektor think-tanku.
Nasz rozmówca z otoczenia Nawrockiego zwraca uwagę, że dla osób o najniższych dochodach jest 800 plus i inne transfery, natomiast ulga jest sposobem na podniesienie zamożności pracujących rodziców. - Nam wszystkim powinno zależeć na tym, żeby jak najwięcej dzieci znalazło się w klasie średniej. To może być kolejny mechanizm. Tu nie ma cudownych rozwiązań, które wprowadzimy i nagle masowo zaczną się rodzić dzieci, ale jeśli dzięki temu pomysłowi urodzi się 10 tysięcy dzieci rocznie więcej, to się będzie opłacać - mówi nasz rozmówca.
Z kolei Bartosz Marczuk, były wiceminister rodziny i pracy w czasach rządu PiS, który wprowadzał 500 plus, patrzy na kolejne pomysły z dystansem. Jego zdaniem najpierw powinna zostać dokonana ocena, jak działa cały system świadczeń i ulg skierowanych do rodzin.
- Mija niemal 10 lat od wprowadzenia programu 500 plus. Wówczas nie ruszono istniejącego systemu świadczeń rodzinnych, do tego doszły różne inne formy wsparcia w tym rozwiązania podatkowe np. ulga dla rodzin "4 plus". Dlatego warto zrobić solidną ewaluację transferów do rodzin przez pryzmat celów, jakie chcemy osiągnąć. Ile wydajemy, na jakie instrumenty i co nam ma to dać. Do tego przy obecnym stanie napięcia budżetowego ważniejsze jest, by nastąpiła głęboka systemowa refleksja niż punktowe interwencje związane z podatkami - podkreśla Marczuk.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl