Trump pozwolił, by w sankcjach domknęły się drzwi. Putina bardziej zabolałoby coś innego
- Fakt, że Donald Trump pozwolił na wygaśnięcie luki w sankcjach, może być wykorzystywany politycznie. To nie będzie jednak cios, który mógłby specjalnie zaszkodzić Rosji - ocenia Szymon Kardaś z European Council on Foreign Relations.
Administracja prezydenta Donalda Trumpa nie zdecydowała się na przedłużenie zwolnienia z sankcji, które zezwalało na dokonywanie z bankami z Rosji transakcji dotyczących obrotu rosyjskimi nośnikami energii. Decyzja o wygaśnięciu luki została podjęta 10 stycznia, jeszcze przez administrację Joe Bidena, a 12 marca po prostu weszła w życie. Trump nie musiał podejmować żadnego działania, ale jak zaznacza amerykańska stacja Fox News, był to świadomy wybór Białego Domu.
Świat obiegła informacja, że USA zaostrzają kurs wobec Rosji. "Trump wstrzymał sprzedaż rosyjskiej ropy do UE. Teraz nikt w Europie nie może kupić rosyjskiej ropy" -napisał w serwisie X Marc Thiessen, dziennikarz "Washington Post". Były ambasador USA w Polsce Daniel Fried przypomniał, że decyzję podjął Biden, ale podkreślił, że "jest to cios w sprzedaż energii w Rosji w odpowiednim momencie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorzkie słowa polskiego przedsiębiorcy. "Daj Boże, żeby Europa miała jeszcze szansę"
Czy domknięcie sankcji na rosyjskie banki będzie faktycznie skutecznym narzędziem nacisku na Władimira Putina? Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, mają duże wątpliwości.
Fakt, że Trump pozwolił na wygaśnięcie zwolnienia, może być wykorzystywany politycznie. To nie będzie jednak cios, który mógłby w tej chwili specjalnie zaszkodzić Rosji - studzi entuzjazm dr Szymon Kardaś z European Council on Foreign Relations.
Z kolei Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ i ekspert ds. rynku paliwowego, przypomina, że "Rosjanie doszli do perfekcji w omijaniu sankcji i rozliczaniu transakcji przez kraje trzecie".
Trzasnęła zapadka
Joe Biden w ostatnich dniach urzędowania zadecydował o domknięciu luki w sankcjach na rosyjski sektor bankowy i energetyczny. Dawała ona niektórym rosyjskim bankom dostęp do amerykańskiego systemu finansowego w celu przetwarzania transakcji związanych z obrotem ropą naftową i gazem.
Luka była dotychczas podtrzymywana, aby umożliwić europejskim krajom - szczególnie tym uzależnionym od rosyjskich dostaw - rozliczenie z Rosją w amerykańskiej walucie. Drugim powodem jej utrzymywania były obawy o drastyczny wzrost cen ropy na rynkach w przypadku pełnego ocięcia rosyjskich instytucji finansowych.
Ekspert: to Rosji nie powali
Chociaż unieważnienie licencji dla rosyjskich banków odczytuje się jako kolejny element nacisku na Moskwę, by ta zasiadła do poważnych rozmów pokojowych z Ukrainą, może ono nie mieć aż tak wielkiego skutku.
- W Europie rosyjską ropę kupują Węgry i Słowacja. Czechy przerwały realizację kontraktu przed terminem. Dostawy zostały wstrzymane. Dziś niewielka część eksportu naftowego Rosji trafia do Europy jako dostawy kontraktowane. Reszta to przede wszystkim dostawy do Chin i Indii (które nie rozliczają się w dolarze - przyp. red.). To działanie ma więc znaczenie symboliczne - twierdzi dr Kardaś.
Jak podkreśla, znaczenie ma tu również czas. - Decyzja została ogłoszona na początku stycznia z zapadalnością w marcu, tak więc czasu było wystarczająco, aby się do tego przygotować. Poza tym już wcześniej kraje, które współpracują z Rosją, renegocjowały umowy, wprowadzając mechanizmy zabezpieczające obie strony przed taką ewentualnością - dodaje analityk European Council on Foreign Relations.
Przypomnijmy, że przed inwazją Rosji na Ukrainę UE pokrywała importem z Rosji jedną czwartą zapotrzebowania na ropę naftową i 40 proc. zapotrzebowania na gaz. To jednak uległo drastycznej zmianie, gdy UE zgodziła się na zakaz importu obu produktów w 2022 r. Z sankcji zostały wyłączone tylko kraje, których gospodarka była ściśle zależna od rosyjskich dostaw, nie jest nimi również objęty - przynajmniej na razie - skroplony gaz LNG.
Szymon Kardaś zwraca uwagę, że podobnie, jak w przypadku ropy, zmieniła się sytuacja w kwestii handlu rosyjskim gazem ziemnym (przynajmniej tym tłoczonym rurociągami, bo LNG Europa bierze z Rosji nadal sporo).
Jeśli chodzi o gaz, to pamiętamy dekret Putina "gaz za ruble" i mechanizm rozliczeniowy proponowany przez Moskwę. Już wówczas cześć krajów zgodziła się na płatności w rosyjskiej walucie. Poza tym rurociągowy gaz kupowany jest przez niewiele krajów EU. Największym klientem są Węgrzy, a i oni w 2022 r. również przystali na rozliczenia w rosyjskiej walucie. Nawet jeśli ktoś jeszcze rozlicza się w dolarze, to nie ma to fundamentalnego znaczenia dla całości eksportu rosyjskich surowców - zaznacza dr Kardaś.
Jak przypomina analityk, Europa nie jest już kluczowym klientem dla Rosji, teraz jest nim Azja. - Największymi rynkami gazowymi Rosji są w tej chwili Indie i Chiny. One jednak zawczasu ustalały warunki tak, by minimalizować ryzyka rozliczeń dolarowych. Te transakcje są rozliczane w walutach narodowych: rupiach, juanach i rublach - wylicza.
Poza tym, jak informuje Reuters, Moskwa, aby skutecznie omijać sankcje, wykorzystuje kryptowaluty przy sprzedaży swojej ropy naftowej do tych krajów.
Dr Kardaś zaznacza, że faktycznym uderzeniem w interesy surowcowe Putina byłoby zajęcie się handlem z tymi właśnie krajami. Jednak do tej pory Biały Dom się na to nie poważył.
- Jeśli ktoś chciałby na poważnie uderzyć w eksport Rosji, musiałby uderzyć w Chiny i Indie. Pytanie, czy USA byłyby na to gotowe. Skuteczniejszym rozwiązaniem byłoby również wpisywanie na listę sankcyjną kolejnych statków z floty cieni, eliminowanie luk w sektorze ubezpieczeniowym czy obniżenie górnej granicy ceny za ropę np. do 40 dol. Już samo rozpoczęcie takiej dyskusji byłoby formą presji - przekonuje analityk.
Ceny ropy drgnęły
Według CBS zaostrzone sankcje eliminujące lukę mają znacznie utrudnić Rosji handel swoimi surowcami w dolarach. Jednak skutkiem może być wzrost cen ropy naftowej o 5 dol. za baryłkę.
Rynki naftowe faktycznie zareagowały, ale nieznacznie. W środę były momenty, że cena ropy Brent przekraczała 71 dolarów za baryłkę, aby później spaść do 69,50 dol., następnie zaczęła rosnąć i obecnie kosztuje 70,50 dol. Podobnie zachowywała się nieco tańsza West Texas Intermediate, obecnie jej cena to 67,10 dol.
- Po każdej zmianie w sankcjach zwykle cena ropy reaguje wzrostem, ale po kilku dniach czy tygodniach znów wraca do tych poziomów, z tendencją do opadania. Rosjanie przez trzy lata wojny nauczyli się omijać sankcje, kolejne ograniczenie ma więc raczej znacznie krótkoterminowe - komentuje w rozmowie z money.pl Dawid Czopek. - Dużą zmianą było pod koniec stycznia wprowadzenie mocnych sankcji przez Bidena. Ropa wówczas zdecydowanie rosła, ale teraz znów jest poniżej tamtych poziomów - dodaje.
Jak zaznacza ekspert, sygnały, które wysyła Donald Trump Rosji, są niejednoznaczne. - Dopiero co pojawiły się informacje, jakoby USA gotowe były współpracować z Gazpromem w kwestii gazu dla Europy i w konsekwencji tej informacji surowiec spadł o 8 proc. Rynek w coraz mniejszym stopniu przywiązuje znaczenie do pojedynczych "eventów" Trumpa i jego współpracowników. Prezydent USA dużo już powiedział i z niejednej rzeczy zaraz się wycofał - ocenia nasz rozmówca.
Zdaniem Dawida Czopka kluczowym tematem dla cen ropy będzie spowolnienie w gospodarce USA i realna groźba recesji, a także ewentualne podniesienie limitów wydobycia przez OPEC.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl