Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Strajk "żółtych kamizelek" we Francji uderza w polski transport. "Koszty trudne do oszacowania"

92
Podziel się:

Akty wandalizmu, płonące opony, blokady dróg i autostrad. Premier Francji Eduard Philippe ogłosił ustępstwa rządu. Czy to wystarczy, aby zakończyć trwającą już od ponad dwóch tygodni falę protestów? Chaos we Francji uderza w tamtejszą gospodarkę, ale również w polską branżę transportową.

Chaos we Francji uderza w tamtejszą gospodarkę, ale również w polską branżę transportową.
Chaos we Francji uderza w tamtejszą gospodarkę, ale również w polską branżę transportową. (EAST NEWS/AFP)

- "Żółte kamizelki" blokują płatne autostrady, wjazdy oraz zjazdy płatnych dróg – relacjonował Mateusz Piegat, kierowca, który skontaktował się z nami przez platformę dziejesie.wp.pl. - Wjazd do Francji od strony Hiszpanii przejściem granicznym La Janquera trwał 24 godziny. Protestujący przepuszczali przez bramki jedną ciężarówkę co minutę. Na francusko-hiszpanskim przejściu granicznym Irun podobne korki – przestrzega.

Głosów jest więcej. Z informacji, jakie przekazał nam na dziejesie.wp.pl w poniedziałek w nocy inny kierowca TIR-a, rozruchy utrudniały przejazd ciężarówkom w wielu częściach kraju. - Francuzi blokują granicę. Palą opony. Kierowcy stoją po 3,5 h w korkach, czasem więcej – relacjonuje Babisz. - Przez takie działania kierowcy są zmuszeni przekraczać czas pracy, ryzykując wysokie kary. Nie dojeżdżają na czas z towarem, co z kolei naraża firmy na wysokie kary – dodaje.

- Francuzi nie panują nad sytuacją, ignorują protestujących, nie podejmują z nimi dialogu. To wywołuje zjawisko synergii, poziom agresji wzrasta i coraz częściej znajduje ujście nie tylko w zdemolowanych witrynach sklepowych, zniszczonych francuskich symbolach i zabytkach, ale również dewastowanych samochodach. Obawiamy się więc o bezpieczeństwo naszych kierowców i powtórki z Calais, kiedy to uchodźcy atakowali i blokowali TIR-y – mówił rozmowie z money.pl Jan Buczek, prezes Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.

To efekt protestów, które wybuchły 2 tygodnie wcześniej, po zapowiedzianej podwyżce podatków, które wprowadzane są we Francji w ramach rządowej polityki transformacji energetycznej kraju. Te miały się przełożyć na wyższe ceny paliw. Protest jednak szybko urósł w siłę, a podczas sobotnich gwałtownych manifestacji żądania dotyczyły już dymisji rządu i ustąpienia prezydenta Macrona.

Porażony skalą zniszczeń, brutalnością protestów, w których setki osób zostało rannych, ale i stratami dla gospodarki, jakie generują strajki, premier Francji Eduard Philippe ogłosił ustępstwa rządu i na 6 miesięcy zawiesił wprowadzenie podatku - informuje Polska Agencja Prasowa. Pozostaje pytanie, czy to wystarczy, aby opanować napiętą sytuację?

Blokady dróg biją w polski transport

- Protesty tzw. żółtych kamizelek już wywołały poważne skutki gospodarcze. Traci nie tylko francuska gospodarka, ale również współpracujący z nią partnerzy zagraniczni. Transport cierpi tu szczególnie – komentuje prezes ZMPD.

Wiele z polskich samochodów dostawczych utknęło na wiele godzin w drodze do odbiorców we Francji. Stały w wielogodzinnych korkach wśród dymów z płonących opon i blokad protestujących. Część nie dojechało, część miało poważne opóźnienie.

- Każda godzina opóźnienia to poważne koszty – podkreśla prezes Jan Buczek. - Dziś transport jest ważnym ogniwem w produkcji. To nie tylko przewóz towaru z jednego magazynu do innego. Odbieramy często komponenty bezpośrednio z taśm produkcyjnych. Ładujemy przykładowo części do samochodów z polskich fabryk i pełnimy na czas transportu rolę mobilnego magazynu, nim te trafią znów na taśmę montażową francuskiej fabryki Renault. Blokada granic czy dróg wywołuje reakcję łańcuchową. Spóźnienie w dostawie przekłada się na przestój w produkcji. To generuje koszty, którymi np. w postaci kar umownych za opóźnienie my zostaniemy obciążeni – wylicza szef ZMPD.

O jakich kwotach mówimy? - Koszty są trudne do oszacowania, ale nie są to małe pieniądze. Sytuacja jest poważna – przekonuje prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.

Francuskie "piekło"

- Francja w ogóle jest dla nas obszarem, który stwarza problemy. Zaczynając od mechanizmów utrudniającym naszym firmom działanie na tym runku, przez lobbing w Radzie Unii Europejskiej, która właśnie przegłosowała niekorzystne dla Polski przepisy, po obecny chaos związany z protestami - zaznacza prezes ZMPD.

Zobacz także: Przepisy o delegowaniu pracowników. Kierowcy biją na alarm:

Przypomnijmy, że w nocy unijni ministrowie transportu ustalili niekorzystne dla polskich firm transportowych zasady, w których sytuacjach kierowcy będą podlegać przepisom o delegowaniu pracowników.

Ta kwestia od pewnego czasu elektryzuje polską branżę. Pisaliśmy o tym wielokrotnie w money.pl. Polska postrzega to jako próbę ograniczenia dominacji polskich firm na międzynarodowym ryku.

Z danych Komisji Europejskiej wynika, że zajmujemy pierwsze miejsce we Wspólnocie pod względem liczby wysyłanych za granicę pracowników. Więcej niż co piąty delegowany pracownik Unii to Polak. Tylko w 2014 roku za granicą pracowało ponad 400 tys. osób spośród 1,9 mln pracowników całej Wspólnoty. Ten trend nieprzerwanie rośnie od 2010 roku.

Jak informowaliśmy w money.pl, również Niemcy (11,7 proc.) i Francuzi (6,9 proc.) znajdują się w czołówce krajów delegujących – wskazuje raport brukselskiego Instytutu Bruegla. Jako że Niemcy są drugim co do wielkości eksporterem pracowników, a Francja trzecim, może tłumaczyć zawziętość z jaką te dwa kraje konkurują z Polską w kwestii delegowania.

Jednak dla całego rynku pracy Unii to sprawa raczej marginalna. Z badań wynika, że pracownicy delegowani stanowią zaledwie 0,9 proc. całkowitego zatrudnienia i 0,63 proc. siły roboczej Wspólnoty, czyli wszystkich potencjalnych, zdolnych do pracy pracowników.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(92)
Dorora
5 lata temu
Panie Tusk, proszę pana Timmermansa na nich nasłać.
Bosman
5 lata temu
Co do ustaleń niemiec i francji o transporcie to do póki nie otworzą oczu,przeztaną kłamać i ściemniać to nic się nie zmieni !!! Problem był i jest gdzie indziej! Leży u podnóża tematu czyli minimalnej stawki za kilometr!!!!! Ale to mało bo brak kontroli ile osób firm odkupi po drodze do tego co pojedzie z ładunkiem!!!! No jak by się temu przyjżeli dokładnie zobaczyli by skalę problemu a wtedy przewoźnika stać by było i na hotel dla kierowcy a nie psełdo spedycje które nie posiadają aut tylko sprzedają ładunki i robią między pracownikami zakłady czy dojedzie w czasie przekraczającym ludzkie możliwości!!! Taka Prawda!!!!!
Truck Driver
5 lata temu
Nie kierowcy tylko pracodawcy branży transportowej!!!! A to istotna różnica
He-man
5 lata temu
Przecież to sa demokratyczne protesty w demokratycznym kraju. W Polsce z kolei kraju dzikim i zacofany nie pali sie aut i nie walczy z policją. Ot, taki paradoks
Kocham
5 lata temu
Demokrację!
...
Następna strona