Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krystian Rosiński
Krystian Rosiński
|
aktualizacja

Work and travel, czyli amerykański sen po polsku. Jak wygląda podróż studentów do USA

13
Podziel się:

Niezwykła przygoda i doświadczenie, które zostaje na całe życie – tak w skrócie można opisać wspomnienia uczestników programów typu work and travel w Stanach Zjednoczonych. Podróż jednak sporo kosztuje i przeważnie jej koszty się nie zwracają.

Polscy studenci nie wracają do kraju z górą dolarów
Polscy studenci nie wracają do kraju z górą dolarów (East News, WOJTEK LASKI)

Wiele wskazuje na to, że Polacy wkrótce nie będą potrzebowali wiz, by lecieć do Stanów Zjednoczonych. Prawne ograniczenia od lat nie powstrzymują jednak przed realizacją "amerykańskiego snu". Wśród młodych wciąż popularną opcją jest tzw. work and travel, czyli wyjazd pozwalający zwiedzać, ale i zarabiać. Jak to działa i jakie są wrażenia uczestników?

Organizator załatwi miejsce pracy

Po zgłoszeniu się do organizacji i przejściu w niej wstępnej kwalifikacji, chętny musi wypełnić kwestionariusz, w którym zaznacza m.in. swoje zainteresowania i preferowane stanowisko. Dalszy los kandydata jest już zależny od sponsorów, którzy wybierają jego aplikację ze specjalnej bazy.

Chętni nie mają już wpływu na ofertę stanowiska, którą otrzymają, ani miejsca, gdzie przyjdzie im pracować. Mogą oczywiście odmówić, ale muszą liczyć się z tym, że nie otrzymają kolejnej propozycji.

Zobacz także: Zobacz także: Zagraniczne wakacje. Karta czy gotówka?

– Dyrektorzy firm wybierali osoby i składali im oferty. Ja mogłam tylko wybrać ewentualnie którąś z propozycji, które otrzymałam – mówi Aneta, absolwentka warszawskiej Politechniki.

– Wybrałam pierwszą ofertę, którą dostałam. Jakbym odmówiła, to wylądowałabym znów w bazie i ktoś inny mógłby mnie wybrać. Ale to było ryzykowne, bo do samego programu dostałam się bardzo późno – dodała.

Ostatecznie zdecydowała się na pracę w charakterze personelu pomocniczego przy obozach wypoczynkowych.

Przygotuj portfel na wydatek

Organizacja i wylot do Ameryki wiąże się z dużymi kosztami, a chętni muszą być przygotowani na wydatek rzędu kilku tysięcy złotych.

Sama opłata aplikacyjna to według najnowszych stawek 995 zł. Do tego dochodzi od 550 do 1050 zł opłaty w zależności od sponsora. Koszt biletów lotniczych uzależniony jest od miasta docelowego i terminu wylotu. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze 160 dolarów opłaty wizowej.

– Polecam wyjazd jako przygodę, ale nie należy nastawiać się na niego jak na odkrycie jakiejś żyły złota czy czegoś takiego – mówi nam inna absolwentka Politechniki. Jednocześnie oszacowała, że na cały wyjazd wydała 8 tys. zł, a w Stanach zarobiła ok. 1400 dol. (czyli ok. 5,3 tys. złotych w przeliczeniu na ówczesny kurs) pracując w kuchni campingowej.

Podróż się raczej nie zwróci

Większość rozmówców podkreśla, że poniesione przez nich koszty związane z wyjazdem się im nie zwróciły. Ale wskazują przy tym jednocześnie, że nie o to chodzi przy tego typu podróży. Najważniejsza dla nich była możliwość podróżowania po kraju i zwiedzania, na które można przeznaczyć część swojego pobytu.

– Nie byłam nastawiona na zarobek, tylko na przygodę. A przeżyłam ich mnóstwo, m.in. nocowanie w samochodzie w parku w Yellowstone i pobudkę przez łosia pukającego w szybę – opowiedziała Katarzyna.

Od reguł są oczywiście wyjątki i takim był Patryk, który na pobycie w Ameryce ostatecznie zarobił. – Można walczyć o nadgodziny, choć czasami to one walczą o nas, albo podjąć drugą pracę. Ja, będąc na dwóch wyjazdach, byłem za każdym razem w tej grupie, która wyszła na plus – powiedział.

– Po odliczeniu kosztów wycieczki, jak i wielu innych przyjemności w trakcie wyjazdu, zostały mi jeszcze pieniądze, które przywiozłem ostatecznie do Polski – dodał student jednej z gdańskich uczelni.

Studenci, jak twierdzili, nie przeżyli szoku kulturowego, ale kilka rzeczy ich zaskoczyło, np. zaostrzone prawo dotyczące sprzedaży alkoholu. – Jak kupowaliśmy trzy piwa, wino i pół litra, to trzeba było pokazać paszport i podać adres, pod którym mieszkamy. Nikt, kto nie miał paszportu, nie mógł nawet pakować alkoholu wysokoprocentowego w sklepie – podzieliła się wspomnieniem Katarzyna.

Nie zabrakło też niebezpiecznych przygód. Jeden z rozmówców wskazał, że był świadkiem strzelaniny w Bostonie, która miała miejsce cztery lata temu w Dzień Niepodległości. Nie chciał jednak wracać do tego fragmentu wspomnień.

Wszyscy natomiast wskazali na to, że Amerykanie są otwartym na przybyszów narodem. Większość zawarła przyjaźnie, które trwają do dzisiaj. – Wiedziałam, że w Stanach wszyscy ludzie są duzi, że ich auta są wielkie. A tak na poważnie, zaskoczyła mnie otwartość Amerykanów – powiedziała Aneta.

– Raz na Florydzie spałam na couchsurfingu (metoda noclegu, która polega na przyjmowaniu za darmo nieznajomych w swoim domu – przyp. red.) i w pewnym momencie, kiedy z gospodynią oglądałyśmy film, przyszła sąsiadka z beczułką wina i powiedziała, że "może się napijemy dzisiaj wina". Zaskoczył mnie fakt, że weszła balkonem, sama sobie otworzyła drzwi od niego. U nas w Polsce czegoś takiego nie ma – zakończyła.

Z jej słowami zgadza się Patryk. – Wyjazd z pewnością jest ogromną przygodą i o tym mógłbym opowiadać bardzo długo, ale słowa nie oddadzą przeżyć z moich najlepszych wakacji. Warto po prostu zaryzykować i sprawdzić to na własnej skórze – przekonuje wszystkich chętnych do skorzystania z programu. A jego słowa potwierdza fakt, że w tym roku również jest za wielką wodą na programie work and travel.

Wiza nie dla wszystkich

Wizę pomaga nam zdobyć firma, która koordynuje nasz proces kwalifikacji. Załatwia ona większość formalności i wszelkie dokumenty potrzebne do jej otrzymania. Nie każdy jednak przechodzi etap weryfikacji w ambasadzie. Taka sytuacja przytrafiła się Kamilowi, studentowi jednej z warszawskich uczelni, który ostatecznie nie poleciał do Stanów Zjednoczonych.

– Dokonałem wszelkich formalności oraz odbyłem, z pozytywnym skutkiem, wstępną rozmowę sprawdzającą mój poziom języka angielskiego. Później, również pozytywnie, przeszedłem rozmowę z przyszłym pracodawcą przez Skype, po której dostałem oficjalne zaproszenie na przyjazd i podjęcie u niego pracy – powiedział Kamil.

– Ostatnie, co zostało mi do załatwienia przed przeżyciem american dream, to uzyskanie wizy. Patrząc, jak większość stoi przy okienku pół minuty, nieszczególnie się tym elementem przejmowałem. Rozmowa okazała się jednak dłuższa, konsul wypytywał mnie dość szczegółowo o moją rodzinę, miejsce zamieszkania, uczelnię. Trwało to 10 minut – dodał.

– Na wszystko rzetelnie i uczciwie odpowiadałem. Pod koniec, gdy dopytałem się o słowa, które wypowiedział dość niewyraźnie, usłyszałem, że mój język "nie jest wystarczający", by uzyskać wizę i wystawił mi odmowę. Byłem załamany tym faktem, gdyż zostałem już przyjęty przez pracodawcę i wszystko już zostało dopięte przed wyjazdem, który miał odbyć się za miesiąc – wytłumaczył student zarządzania.

Kamil nie zrezygnował ze starań i jeszcze raz zgłosił się do ambasady. Jego pech polegał na tym, że trafił na tego samego konsula, choć zgodnie z procedurami taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Urzędnik zorientował się po kilku minutach, że już rozmawiał z tym kandydatem i zawołał inną osobę.

– Zaprosił swoją koleżankę ze stanowiska obok, ale po drodze szepnął jej coś do ucha. Rozmowa z nią była od początku bardzo surowa i mało przyjemna. Po dwóch minutach usłyszałem ten sam powód odmowy – zakończył zrezygnowany.

Popularne powiedzenie mówi jednak, że do trzech razy sztuka, dlatego Kamil jeszcze raz zgłosił się do konsulatu – tym razem w Krakowie. Wizyta w stolicy Małopolski zakończyła się takim samym rezultatem, chociaż sama rozmowa przebiegała w przyjaznej atmosferze. Konsul argumentował decyzję tym, że nie może podważyć decyzji warszawskiej placówki.

Work and travel - co trzeba wiedzieć?

Oferty typu work and travel USA opierają się na programie Summer Work Travel amerykańskiego rządu. Przeznaczony jest on dla osób przebywających w Stanach Zjednoczonych na podstawie wizy J-1. Osoba, która chciałaby ją uzyskać, musi spełnić cztery warunki:

  • posługiwać się komunikatywnie językiem angielskim;
  • posiadać status studenta studiów wyższych, lub szkoły policealnej;
  • zaliczyć minimum jeden semestr studiów;
  • potwierdzić, znalezienie pracy u amerykańskiego sponsora.

Ostatni punkt może zaskoczyć, ale pod słowem "sponsor" kryją się organizacje, które specjalizują się w kierowaniu zagranicznych studentów do pracodawców amerykańskich. Zgodnie z informacjami zamieszczonymi na stronie ambasady, obecnie w rejestrze znajduje się 38 takich organizacji.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(13)
Magda
4 lata temu
Jezu Polsko! :) Jak my sceptycznie do wszystkiego podchodzimy... Po pierwsze poradziłabym redaktorowi tego tekstu zrobić większe rozeznanie przez napisaniem tego artykułu i nie bazować na jednej agencji tylko zrobić rozeznanie, bo brak wyboru miejsca pracy jest poporstu kłamstwem. Jest kilka agencji, które doradzają i poprowadzą w trakcie takiego wyjazdu. Wiza J1 na której odbywa się ten program jest programem wymiany kulturowej a nie zarobkowym. Osoby wyjeżdzające same decydują się na konkretne oferty i opcje programu. Porównywanie zarobków campa a kogoś kto pracował w restauracji/kurorcie itd jest błędne. Odmowy na tej wizie dla Polaków są poniżej 1%, więc Pan Kamil naprawdę miał wielkiego niefarta. Współczuje. Ale to chodzi o przygodę, o nowe znajomości, nowe doświadczenia, spełnianie marzeń. Tak i jak wyjazdy na Erasmusa , wolotariaty czy inne zagraniczne wyjazdy dla młodych ludzi są świetnymi okazjami, aby odnaleść się w międzynarodowym środowisku. Ameryka skończyła się 20-30 lat temu? Serio? A to co oferuje pod kątem kulturalnym, przyrodniczym, architektonicznym, itd? Nie ma drugiego tak zróżnicowanego kraju i każdemu życzę, aby tam trafił i zobaczył na własne oczy. Bo ponoć nie podróżując czyta się tylko okładkę danej książki.
kosma
5 lata temu
Bananowe dzieci rulez... na tych leszczach zarabia tylko Polski pośrednik :))))
pracownik DHS...
5 lata temu
Swietne zdjecie ale dlatego, ze taka pieczatke wbijamy wszystkim cudzoziemcom w paszportach, z wyjatkiem tych z zielona karta. Tak wiec dajcie sobie Rodacy spokoj z ta histeria "bezwizowa"
Olo
5 lata temu
POwiem tak, jak jest kASA na zwiedzanie/POdroze to Ameryka jest sPOko, wiele ciekawych miejsc do zwiedzenia i wspaniale widoki.....
Taka prawda
5 lata temu
Bzdury o usa zarobki od 13 dolarów za mega slaba robotę po 20 I w gore budowlanka przy naszych kursach to 15/20 tysięcy za miesiąc