Przemysław Gdański © mar. pasowe | Dariusz Iwanski

Rząd łata budżet bankami. Pomysł rodem z Bangladeszu? Prezes BNP Paribas ostro o CIT

– Takie rozwiązania znajdziemy raczej w Bangladeszu czy Angoli, a nie w krajach, z którymi chcemy się porównywać – mówi Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas, ostro krytykując w money.pl rządowy pomysł stałego podniesienia CIT dla banków. Jako wzór wskazuje francuski model czasowy.

Karolina Wysota, Łukasz Kijek, dziennikarze money.pl: Zaproponowaliśmy, by banki, z ich rekordowymi wynikami rocznymi, pokryły potrzeby społeczne  powiedział premier Donald Tusk podczas Rady Gabinetowej. Zaapelował do prezydenta o niewetowanie ustawy. Co pan na to?

Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska: Nie komentuję polityki. Natomiast podnoszenie CIT tylko dla banków to naruszenie zasad konkurencji. Stawka ma wzrosnąć trwale do 23 procent, zamiast wrócić do 19 procent po kilku latach. To oznacza, że polskie banki będą w gorszej pozycji niż zagraniczne czy inne spółki giełdowe. Rozumiem potrzeby budżetu, ale jednocześnie pytam, dlaczego jedna branża ma ponosić ten ciężar w znacznie większym wymiarze? We Francji dodatkowy podatek objął wszystkie duże firmy i ma charakter czasowy – na dwa lata. Tymczasem w Polsce wiele zyskownych firm pozostaje poza opodatkowaniem. To systemowy błąd.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Francuski milioner ostrzega Polaków. "Nie polecam"

Czy podatek będzie oznaczał droższe usługi bankowe dla klientów?

Nie da się tego stwierdzić jednoznacznie, ale już sama zapowiedź podwyżki CIT wywołała zauważalne konsekwencje. W trakcie jednej tylko sesji giełdowej kurs PKO BP spadł o ponad 12 procent, Pekao SA o ponad 11 procent, a Alior Banku o ponad 9 procent (dane z końca sesji giełdowej ze środy 27 sierpnia - przyp. red.) To ogromne straty wartości rynkowej w bardzo krótkim czasie.

Dlaczego o tym mówię? Bo ponad połowa Polaków jest akcjonariuszami banków – bezpośrednio lub za pośrednictwem OFE i TFI. Dlatego decyzja ministra uderza nie tylko w sektor bankowy, ale również w oszczędności obywateli i ich przyszłe emerytury.

Nie zapominajmy też o tym, że polskie banki – najbardziej ze wszystkich sektorów gospodarki obarczone obciążeniami fiskalnymi, parafiskalnymi oraz nierozwiązaną kwestią kredytów frankowych – stają się coraz mniej konkurencyjne i coraz mniej zdolne do finansowania gospodarki. Obecnie odpowiadają za finansowanie około jednej trzeciej polskiej gospodarki.

Pozostała część pochodzi z pożyczek między spółkami (udzielanych przez spółki-matki) lub z zagranicznych instytucji finansowych. Jeśli nadal będziemy osłabiać sektor bankowy, zyski z projektów realizowanych w Polsce będą odpływać za granicę – bez podatków płaconych w kraju.

Jest pan przedstawicielem banku francuskiego, którego zyski są transferowane za granicę w formie dywidend.

Jestem prezesem banku polskiego – zarejestrowanego w Polsce, zatrudniającego ponad 7 tysięcy osób i nadzorowanego przez polskie instytucje. Fakt, że naszym głównym akcjonariuszem jest grupa z Paryża, nie zmienia tego, że postrzegam nas jako bank polski. Tak samo traktowałem moje poprzednie miejsca pracy, choć tam również właścicielami byli inwestorzy zagraniczni.

Owszem, dywidenda trafia do wszystkich naszych akcjonariuszy, w tym Grupy BNP Paribas. Nasz francuski inwestor strategiczny bezpośrednio nie finansuje projektów w Polsce. Nie po to tu jesteśmy i nie po to w nas zainwestowano. Tymczasem wiele banków zagranicznych nie ma w Polsce żadnej fizycznej obecności, a mimo to mogą finansować duże projekty i wyprowadzać zyski za granicę.

A jak na ten pomysł podatkowy zareagowała spółka-matka?

Nie rozmawiałem jeszcze na ten temat ze spółką-matką. Znam jednak francuski model podatkowy – tamtejszy dodatek podatkowy ma charakter solidarnościowy i nadzwyczajny, a jego obowiązywanie z góry ograniczono do dwóch lat. Tego typu rozwiązanie w Polsce byłoby bardziej zrozumiałe: duże firmy, w tym banki, solidarnie wspierałyby państwo w obszarach takich jak obronność czy ochrona zdrowia.

Polityków przyciągają rekordowe zyski banków. Można było się tego spodziewać, że sięgną do tej kieszeni.

To podejście jest krótkowzroczne. Banki miały dobre wyniki w ostatnich dwóch latach, jednak perspektywy już nie są tak optymistyczne. Kluczowe jest spojrzenie długoterminowe – średni zwrot z kapitału (ROE) w latach 2014-2024 wyniósł 7,9 procent, czyli grubo poniżej kosztu kapitału (który szacuje się na poziomie 12-14 procent). W 2020 roku było to zaledwie 3,1 procent. Tymczasem minister finansów chce na stałe podnieść CIT o cztery punkty procentowe, zakładając, że banki będą w stanie to udźwignąć.

Ale teraz ROE (wskaźnik rentowności kapitału własnego red.) sektora jest w okolicach 15 procent, prawda?

Tak, ale są branże znacznie bardziej zyskowne od naszej. Spójrzmy na zwrot z aktywów (ROA): w bankowości w pierwszym półroczu 2025 roku wyniósł on 1,58 procent, podczas gdy w transporcie i logistyce – ponad 10 procent. Jeśli mówimy o solidarności, warto spojrzeć szerzej.

Ale przecież są też inne branże objęte dodatkowymi podatkami – choćby producenci napojów z opłatą cukrową. Poza tym wskaźnik ROE w Polsce wygląda lepiej niż np. w Niemczech.

Jestem przeciwnikiem sektorowych podatków, takich jak opłata cukrowa. Podnoszenie CIT tylko dla jednej branży uważam za niesprawiedliwe. Banki już teraz należą do największych podatników – sześć z nich znajduje się w pierwszej dziesiątce płacących CIT, trzy zajmują czołowe miejsca. Do tego dochodzi podatek bankowy, nakładany wyłącznie na nasz sektor. Sprowadza się to do tego, że coraz wyższe obciążenia uszczuplają zyski, które są paliwem dla banków, a pośrednio – również dla gospodarki.

Co ma pan na myśli?

Już tłumaczę. Kapitał banku pochodzi od inwestorów i z zatrzymanych zysków – to on zapewnia stabilność i chroni depozyty klientów. Tymczasem Polska zajmuje dopiero 19. miejsce w UE pod względem wskaźnika CET1, czyli podstawowego miernika kapitałowego w bankowości. Jeśli ograniczymy zyski banków, zmniejszymy ich zdolność do budowy kapitału i finansowania inwestycji firm i Polaków. W efekcie większą rolę przejmą banki zagraniczne, które zyski będą księgować poza Polską.

Mówił pan o zwrocie na kapitale, aktywach i niskim poziomie kapitałów. Tymczasem wskaźnik kredytów do depozytów wynosi około 65 procent, podczas gdy standard to 80-90. Dlaczego banki nie udzielają więcej kredytów?

Banki bardzo chcą udzielać kredytów – problem leży po stronie popytu. Klienci nie chcą pożyczać, przynajmniej nie tyle, ile banki mogłyby im zaoferować. Jednocześnie płynność, czyli środki na rachunkach, rośnie szybciej niż akcja kredytowa. Chciałbym, żeby wolumen kredytów rósł dynamiczniej – tłumaczę to inwestorom co kwartał. Mamy otwarte polityki, kompetentnych ludzi i sprawne procesy, ale popytu w skali potrzebnej gospodarce po prostu nie ma.

Skąd bierze się więc niechęć do zaciągania kredytów?

Przede wszystkim z niepewności geopolitycznej – wojna w Ukrainie, zamknięcie rynku rosyjskiego i wyzwania eksportowe do Ukrainy sprawiają, że firmy odkładają inwestycje na stabilniejsze czasy. Drugim czynnikiem są wysokie stopy procentowe, które ustala RPP. Kredyt w Polsce jest droższy niż w strefie euro, nie przez marże banków, lecz przez poziom stawki referencyjnej banku centralnego. Dodatkowo biznes zniechęcają nieprzewidywalne decyzje rządów jak nagłe zmiany podatkowe.

Wskaźnik inwestycji od lat utrzymuje się na niskim poziomie. Nawet w okresach względnego spokoju, niskich stóp procentowych nie doszło do przełomu, mimo ambitnych planów kolejnych rządów. Kredyty inwestycyjne wciąż nie cieszą się popularnością.

To nie kwestia planów rządowych, lecz postawy przedsiębiorców. Wielu z nich ma pomysły, ale wstrzymuje decyzje z powodu niepewności geopolitycznej, oczekiwania na niższe stopy procentowe i braku stabilności regulacyjnej.

Prezes jednej z firm technologicznych notowanych na GPW w prywatnej rozmowie ze mną powiedział, że gdyby poszedł dziś po kredyt, bank by mu go nie udzielił albo procedura trwałaby bardzo długo. Tłumaczył, że jako firma z sektora nowoczesnych technologii, działająca na rynku, który dopiero się kształtuje, nie jest dla banku atrakcyjnym klientem. Czy kryteria kredytowe nie są zbyt restrykcyjne?

Chętnie zaproszę tego prezesa do siebie. W naszym banku działa dedykowana linia biznesowa dla firm innowacyjnych. Finansujemy spółki technologiczne, także te we wczesnej fazie rozwoju, które jeszcze generują straty. Robimy to świadomie, bo wiemy, że wspierając je na starcie, budujemy relacje z przyszłymi, atrakcyjnymi klientami. To oczywiście wiąże się z wyższym ryzykiem, ale jest to nasza strategiczna decyzja.

Nie podzielam więc opinii, że banki są zbyt restrykcyjne. Wręcz przeciwnie – często widzę sytuacje, w których konkurencja o dobry projekt prowadzi do obniżenia marż kredytowych do rekordowo niskich poziomów, a struktura finansowania staje się coraz bardziej elastyczna, co zwiększa ryzyko. Banki są zdeterminowane, aby rozwijać akcję kredytową i budować portfele – ograniczeniem nie jest nasza gotowość, lecz popyt.

Dlatego w bilansach banków widzimy dziś ogromne kwoty ulokowane w papierach skarbowych i w NBP?

Tak, ale to nie jest nasz docelowy model biznesowy. Uniwersalne banki istnieją po to, aby udzielać kredytów – wspierać klientów indywidualnych w realizacji ich planów i firmy w rozwoju. I naprawdę, mówię to także w imieniu wielu koleżanek i kolegów z branży: mamy pełną gotowość, by pożyczać znacznie więcej, niż dzieje się to obecnie. Ograniczeniem nie jest nasza chęć, lecz popyt.

A co robią banki, żeby pobudzić popyt na kredyt wśród firm?

Potrzebne są dalsze obniżki stóp procentowych – wtedy kredyt stanie się tańszy. Spodziewam się kolejnej obniżki we wrześniu i stopniowego spadku stóp do poziomu 3,5 procent w połowie przyszłego roku. To będzie znacząca poprawa wobec 5,75 procent, które obserwowaliśmy jeszcze niedawno.

Patrzę też z nadzieją na rozwój sytuacji w Ukrainie. Jeżeli zostanie wypracowany rozsądny pokój, będzie to silny impuls. Po pierwsze, polscy przedsiębiorcy chętniej podejmą inwestycje. Po drugie, polskie firmy zyskają możliwość uczestniczenia w odbudowie Ukrainy – mieszkań, dróg, mostów czy kolei. To obszary, w których mamy duże kompetencje i które chętnie byśmy kredytowali.

Banki są naprawdę przygotowane i zdeterminowane, by pożyczać więcej. Jeśli nadejdzie pokój i wzrośnie popyt, klienci sami ustawią się w kolejce po finansowanie.

Wróćmy do propozycji podatkowych ministra finansów. Pisał pan na LinkedInie, że nie spodziewał się pan takiego kroku po liberalno-demokratycznym rządzie i czuje pan wielki zawód. Ale państwo potrzebuje pieniędzy. Jeśli nie wyższy CIT i niższy podatek bankowy, to jakie rozwiązanie proponujecie?

Przede wszystkim mówimy o projekcie, którego losy są niepewne. Giełda już zareagowała negatywnie i jeśli ten kształt zmian się utrzyma, spadki na rynku bankowym będą się pogłębiały. Nie chcę jednak wchodzić w logikę: "rząd chce nas opodatkować, więc co damy w zamian, żeby z tego zrezygnował". To nieporozumienie. Sama taka postawa jest nieakceptowalna, a oczekiwanie "czegoś w zamian" wypacza sens debaty o sprawiedliwym systemie podatkowym.

Ale skoro obecna propozycja budzi sprzeciw, to jaki kształt podatku bankowego byłby dla państwa akceptowalny? W przeszłości pojawiała się sugestia zmiany podstawy opodatkowania – aby podatek był liczony od depozytów, a nie od kredytów.

Nie chcę spekulować, jaka forma dodatkowego obciążenia byłaby dla sektora akceptowalna. Jeśli już wprowadzać dodatkowe obciążenia, to w sposób szeroki i tymczasowy – tak jak we Francji, gdzie specjalne daniny zostały wprowadzone na dwa lata.

Trwałe opodatkowanie sektora bankowego znajdziemy raczej w Bangladeszu czy Angoli, a nie w krajach, z którymi chcielibyśmy się porównywać. Rozumiem potrzeby budżetu, ale nie można zwiększać wydatków bez względu na konsekwencje. Grozi to obniżeniem ratingu, wyższymi kosztami obsługi długu i utratą zaufania inwestorów. Państwo powinno działać odpowiedzialnie, dbając o równe reguły gry i kontrolę wydatków.

 Podatek bankowy powinien być naliczany od pasywów zamiast od aktywów?

Byłoby zdecydowanie bardziej logiczne, gdyby podatek nie był naliczany od aktywów. Obecnie jest to de facto podatek od kredytów.

Załóżmy, że wojna w Ukrainie się skończy, sytuacja geopolityczna ustabilizuje, a klienci masowo ustawią się po kredyty. Czy obecna podstawa opodatkowania w podatku bankowym nie będzie was zniechęcać do finansowania przedsiębiorców, skoro bardziej opłaca się pożyczać państwu?

My nie chcemy pożyczać tylko państwu. Gdybym chciał to robić, prowadziłbym niewielki zespół dealerów i traderów, zajmujący się wyłącznie takim biznesem, a nie duży bank systemowy z infrastrukturą dla klientów. Istniejemy dla klienta, nie po to, aby pożyczać coraz większe kwoty Skarbowi Państwa, bo nie ma innej alternatywy. To jest przykra konieczność.

Czy podatek bankowy w obowiązującej formie nie powstrzymuje sektora przed pożyczaniem firmom?

Nie, ale powoduje, że marże są wyższe. Gdyby podatku nie było, kredyt byłby tańszy. Przy WIBOR-ze ponad 5 procent marża 1 procent to tylko około 15 procent całkowitego kosztu. Problem leży w wysokich stopach procentowych, a nie w marży.

A czy próbowaliście policzyć, jak obecna propozycja ministra finansów przełoży się na koszt kredytu?

Na marżę – nie.

A na wynik banku?

Tak, to oczywiście przeliczyliśmy, antycypując wyniki przyszłoroczne. To zawsze obarczone jest niepewnością, ale mogę powiedzieć, że chodzi o bardzo znaczącą pozycję. Środki te wolelibyśmy przeznaczyć na wzmocnienie funduszy własnych lub podzielić się nimi z akcjonariuszami.

Decyzja rządu była dla pana rozczarowująca. Czy branża została wcześniej poinformowana o planach zmian, czy też propozycja pojawiła się całkowicie z zaskoczenia?

Doprecyzuję: jestem rozczarowany decyzją, nie rządem jako takim – unikam ocen o charakterze politycznym. Ta propozycja stoi w sprzeczności z zasadami liberalnymi, w które wierzę: stabilnością, przewidywalnością i ograniczoną ingerencją państwa w rynek.

Z tego co wiem, Związek Banków Polskich spotkał się z ministrem Domańskim w środę wieczorem. Branża została poinformowana o planach, choć nie w takiej formie, w jakiej ogłoszono je następnego dnia. Propozycja trafiła do opinii publicznej po zamknięciu rynku – wszystko odbyło się w ostatniej chwili. Dla mnie kluczowe jest co innego: apeluję o rzetelny dialog rządu z biznesem. Gdybyśmy usiedli do rozmów i wspólnie szukali rozwiązań, efekt mógłby być bardziej sprawiedliwy i korzystny dla wszystkich stron.

Rozmawiali Karolina Wysota i Łukasz Kijek, dziennikarze money.pl

Źródło artykułu: money.pl
Wybrane dla Ciebie
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Budowa bez pozwolenia. Sejm poparł poprawki Senatu
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Więzienie za rażące przekroczenie limitu prędkości. Ustawa trafi do prezydenta
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Nowelizacja ustawy górniczej. Sejm przegłosował odprawy dla górników
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Sejm za ujednoliceniem sposobu obliczania powierzchni użytkowej mieszkania
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Ambasador USA: Polska to jeden z cudów tego świata
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Zapłacą ludziom za wymianę okien. Lotnisko rusza z akcją
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Nagły zwrot Amerykanów. Zmieniają decyzję ws. rosyjskiego giganta
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Szybka kolej połączy Londyn i Niemcy. Podpisano memorandum
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów
Ważna umowa dla tysięcy Polaków. Poczta zdobyła gigakontrakt na obsługę sądów
Orange Polska zawarł nową umowę społeczną. Zakłada dobrowolne odejścia
Orange Polska zawarł nową umowę społeczną. Zakłada dobrowolne odejścia
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 4.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 4.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 4.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 4.12.2025