Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

"Czekamy tylko na cud". Ujawniamy alarmujące relacje pracowników sanepidu

Podziel się:

U nas nagrodą jest brak kary. Czujemy się jak osadzeni — mówią pracownicy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. Opisują upokarzające przesłuchania, szantażowanie i zastraszanie, do którego ma według nich dochodzić w instytucji. Redakcji money.pl udało się dotrzeć do dokumentów i relacji byłych oraz obecnych pracowników sanepidu.

"Czekamy tylko na cud". Ujawniamy alarmujące relacje pracowników sanepidu
Ciągłe szykany, śledzenie, kontrolowanie i straszenie dyscyplinarnym zwolnieniem. W WSSE w Warszawie miało dochodzić w ostatnim czasie do takich zachowań (East News, Wojciech Strozyk/REPORTER)

Za stołem, niczym podczas narady, siedzi kilka osób. Jest przedstawicielka kadr, radca prawny, kierownik administracyjny i przełożony pracownika. Przed stołem ustawiono krzesło dla wezwanego. O tym, że ma się stawić na "wysłuchanie" dowiaduje się kilka minut wcześniej. Nasi rozmówcy słowa "wysłuchanie" nie używają. Dla nich to po prostu przesłuchanie lub "sąd kapturowy".

Padają szczegółowe pytania o wykonywane przez nich zadania, obieg dokumentów lub żądanie wyjaśnienia, dlaczego ktoś palił papierosa lub dlaczego wyszedł do sklepu spożywczego. Wytykane są też konkretne potknięcia. Na przykład: dlaczego w określonym dniu jakieś pismo dotarło do adresatów później, niż miało dotrzeć.

Nie pomagają tłumaczenia, że ktoś czegoś nie pamięta, bo sprawa dotyczy sytuacji sprzed wielu tygodni lub miesięcy. W takiej sytuacji można usłyszeć: "Nie pamiętasz? To znaczy, że nie panujesz nad zakresem wykonywanych przez siebie obowiązków".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Klub milionerów". Czarzasty: Do ludzi dociera, że ta władza kradnie

"To obóz pracy"

W ciągu ostatnich tygodni rozmawialiśmy z wieloma osobami, które pracują w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej (WSSE), a także tymi, które zostały zwolnione lub przebywają obecnie na zwolnieniu. Wszyscy potwierdzają, że w państwowej instytucji dochodziło w ostatnim czasie do zachowań, które mogą mieć znamiona mobbingu.

To jak obóz pracy. Są różne szykany, śledzenie, ciągłe kontrolowanie i straszenie dyscyplinarnym zwolnieniem. Problemem może być nawet wyjście do spożywczaka po bułki — mówi jedna z osób, która była "wysłuchiwana".

Według niej pracę można stracić nawet za wyjście na papierosa. W najlepszym wypadku grozi za to upomnienie lub utrata premii.

Ta sytuacja doprowadziła wiele osób do załamania nerwowego i depresji, w efekcie czego wiele osób przebywa teraz na zwolnieniu lekarskim. Zaniepokoiło to także związki zawodowe działające w WSSE.

Dotarliśmy do dokumentów, z których wynika, że Międzyzakładowy Związek Zawodowy Pracowników Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych oraz NSZZ "Solidarność" podejmowały interwencje u kierownictwa choćby w sprawie pracownika, którego spotkały kary i nagany za "wyjście na papierosa". Po "wysłuchaniu" odebrano mu premię.

Związkowcy zwrócili się również z pisemnym wnioskiem o interwencję do Państwowej Inspekcji Pracy. Wymieniają w nim różne rodzaje "nękania i dyskryminowania pracowników", w tym m.in. wprowadzenie "zakazu oddalania się od stanowiska pracy".

Nowa dyrektor i "wysłuchania"

Nasi rozmówcy wskazują, że rozpoczęcie "sądów kapturowych" zbiegło się w czasie z powołaniem Magdaleny Kaczmarek na stanowisko Mazowieckiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego, a zarazem dyrektor WSSE w Warszawie. Podlega jej kilkanaście placówek powiatowych sanepidu.

Nowa dyrektor posadę objęła jesienią 2022 r. Wcześniej — specjalistka epidemiologii i diagnostyki laboratoryjnej — kierowała Państwowym Powiatowym Inspektoratem Sanitarnym w Ostrowi Mazowieckiej.

Z danych ze strony WSSE wynika, że obecnie kontynuuje studia MBA w Szkole Głównej Handlowej. Na oficjalnej stronie przeczytamy również, że "Pani Inspektor jest miłośniczką górskich wędrówek, lubi Tatry, szczególnym sentymentem darzy Liliowe".

— Po objęciu stanowiska dyrektorka otoczyła się zatrudnionymi już przez siebie prawnikami. Słyszeliśmy, że "ze wszystkim sobie poradzi". Zapowiedziała także, że dojdzie do tzw. wartościowania stanowisk. Od tego momentu zaczęły się również upokarzające przesłuchania — opowiada jeden z pracowników WSSE.

Po przyjściu nowej dyrektorki wymienieni zostali m.in. kierownicy kilku kluczowych działów oraz niektórzy pracownicy działu kadr. — Większość zadań dyrektorka deleguje, ale nic nie odbywa się bez jej wiedzy. Z pomocą swoich ludzi kontroluje to, co się dzieje w jednostce. Tak jest również z "wysłuchaniami" podwładnych — mówią pracownicy.

Propozycje "nie do odrzucenia"

Przesłuchanie dobiega końca. Zza stołu padają słowa o "utracie zaufania". Siedzący przed "komisją" pracownik jest oszołomiony ilością szczegółów na swój temat — często zupełnie błahych.

— Wygląda to zupełnie tak, jakby każdy zatrudniony w WSSE miał założony jakiś specjalny "zeszyt", w którym zapisywane są wszystkie potknięcia. Inaczej trudno wytłumaczyć, skąd przesłuchujący mają te dane — mówią rozmówcy money.pl. Dodają, że to klimat rodem z "Procesu" Kafki. Przedstawiane są "dowody winy", przykłady niedociągnięć, spóźnień, czasami sprzed wielu miesięcy.

Tymczasem art. 109 Kodeksu pracy par. 1 mówi: "Kara nie może być zastosowana po upływie 2 tygodni od powzięcia wiadomości o naruszeniu obowiązku pracowniczego i po upływie 3 miesięcy od dopuszczenia się tego naruszenia. Par 2. Kara może być zastosowana tylko po uprzednim wysłuchaniu pracownika".

Spotkanie kończy się podpisaniem notatki. W nagłówku: "Notatka sporządzona na okoliczność wysłuchania pracownika, data, dzień".

Powód: "W związku z powzięciem w dniu ... informacji o paleniu papierosów w dniu ... odbyło się "wysłuchanie".

Potem następuje opis "wykroczenia" i adnotacja, że "pracownik na podstawie art. 109 Kodeksu pracy w dniu ... udzielił następujących wyjaśnień, poniżej krótki opis i podpisy osób biorących udział w "wysłuchaniu".

W wielu przypadkach "wysłuchanie" kończy się dobrowolnym odejściem pracownika.

— Są przypadki, że przesłuchiwani dostali propozycje "nie do odrzucenia" — dobrowolne odejście lub dyscyplinarne zwolnienie. Wiele zależy od tego, co znajduje się w "zeszycie" — uważają nasi informatorzy.

Jak mówią, w trakcie pandemii COVID-19 zdarzało się, że spali zaledwie cztery godziny na dobę. — Mimo to nigdy nie czuliśmy się tak jak teraz. Jesteśmy już u kresu i czekamy tylko na cud — dodają.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: NIK miażdży budżet państwa. "Dowód rozmontowania państwa. Będzie koronny"

"Czy mogę wyjść do toalety?"

Wyzwaniem są również same warunki pracy w budynku przy Nowogrodzkiej w Warszawie, który jest remontowany. Mimo że w pomieszczeniach nie ma wentylacji grawitacyjnej, okna zaklejono folią.

— Gdy na zewnątrz jest 30 stopni, my się dusimy. Po prostu nie ma przepływu powietrza. To urąga wszystkim obowiązującym przepisom — opisuje rozmówca money.pl.

Remont niewątpliwie był konieczny, bo w budynku, w którym mieszczą się także laboratoria, na ścianach pojawiła się pleśń, a na ścianach zacieki z powodu nieszczelnego dachu. Gdy intensywnie padało, woda dostawała się do środka.

Okazuje się jednak, że — jak ustalili związkowcy — remont nie został zgłoszony konserwatorowi zabytków. To konieczne, gdyż kilkukondygnacyjny gmach z początku XX w. jest wpisany do rejestru zabytków, więc podlega specjalnej ochronie. W przeszłości mieścił się tam Miejski Instytut Higieniczny. W pierwszych dniach powstania warszawskiego hitlerowcy rozstrzelali tutaj wiele osób, a budynek podpalono. W tym, co zostało, powstańcy urządzili szpital polowy. Po wojnie gmach wyremontowano, a WSSE zajmuje go od 2019 r.

— Gdyby taka sytuacja dotyczyła prywatnej firmy, już dawno spotkałyby ją za to wysokie sankcje — uważają pracownicy WSSE.

Grzyb, pleśń i zacieki nie były jedynym powodem obecnych prac remontowych. W biurowcu coraz częściej dochodziło do awarii kanalizacji i sieci wodociągowej.

— W czasie awarii mówiono nam, że mamy korzystać z toalet w sąsiednich biurowcach. Odbyło się to oczywiście bez żadnego uzgodnienia z zarządcami tych budynków — opisuje kolejny pracownik WSSE.

Na wyjście do toalety trzeba było mieć zgodę przełożonego. Musiał ją mieć bezwzględnie każdy, nawet jeżeli sytuacja była pilna — dodaje.

Nie zgłaszano mobbingu, dlatego nie wszczynano procedur

Chcieliśmy poznać stanowisko Magdaleny Kaczmarek związane z zarzutami kierowanymi pod jej adresem dotyczącymi m.in. działań mających znamiona mobbingu i straszenia pracowników dyscyplinarnym zwolnieniem. Zapytaliśmy również o to, ilu pracowników WSSE zostało zwolnionych w ostatnim czasie, a ilu odeszło dobrowolnie.

W imieniu dyrektorki instytucji odpowiedziała nam Marlena Skorupka-Dziedzic, kierownik Oddziału Promocji Zdrowia i Komunikacji Społecznej w WSSE, która poinformowała, że w pierwszym półroczu tego roku w warszawskiej placówce zostało zwolnionych z pracy czterech pracowników. Trzy osoby odeszły z powodu likwidacji stanowiska pracy i jedna osoba otrzymała wypowiedzenie umowy o pracę. Jednocześnie dobrowolnie z pracy odeszło 26 pracowników. — Powodem były przejścia na emeryturę, zakończenie okresu umowy zawartej na czas określony, porozumienia zawarte z pracodawcą w sprawie rozwiązania umowy o pracę na mocy porozumienia stron. Cały czas prowadzone są także rekrutacje na wolne stanowiska pracy — wyjaśnia kierowniczka.

Dodaje, że pracownicy nie zgłaszali do tej pory żadnych przypadków naruszeń ani mobbingu. W związku z tym nie były wszczynane procedury.

Szefowa promocji w WSSE wyjaśnia również, że pod koniec maja 2022 r. dokonano "zgłoszenia zamiaru wykonania prac budowlanych na podstawie art. 29 i art. 30 ustawy Prawo Budowlane do Wydziału Architektury i Budownictwa dla Dzielnicy Warszawa Ochota przy ul. Tarczyńskiej 19/21 w Warszawie".

Według niej warunki pracy w trakcie trwania remontu w pełni odpowiadają przepisom BHP. — Z uwagi na to, że roboty remontowe prowadzone są na zewnątrz budynku, prace wykonywane są bez wstrzymania ruchu zakładu pracy. Organizacja prac odbywa się w sposób nienarażający pracowników na niebezpieczeństwo i zmniejszający do minimum uciążliwości wynikające z rodzaju i charakteru prowadzonych robót, z zastosowaniem szczególnych środków ostrożności — tłumaczy.

Jak relacjonuje Skorupka-Dziedzic, prowadzone prace zostały podzielone na fazy, które według urzędniczki minimalizują uciążliwości dla pracowników. — Zapewniono także odpowiednie przepływy świeżego powietrza w pomieszczeniach biurowych. Prace na obiekcie realizowane są także w soboty i niedziele, aby maksymalnie wykorzystać czas, w którym obiekt wewnątrz jest pusty i wykonać wówczas najuciążliwsze prace remontowo-budowlane — podkreśla urzędniczka.

Kodeks etyki niewiele zmieni

Opisane przez nas niepokojące doniesienia z mazowieckiego sanepidu są o tyle zaskakujące, że pod koniec ubiegłego roku Główny Inspektor Sanitarny (GiS) przyjął Kodeks Etyki Pracownika Państwowej Inspekcji Sanitarnej.

W punkcie VI tego dokumentu, w którym mowa jest o "Wzajemnym Poszanowaniu Godności", czytamy, że "pracownik PIS powstrzymuje się od nierównego traktowania osób". W szczególności ma to dotyczyć zarówno "narodowości, płci, rasy, kolorów skóry, pochodzenia etnicznego lub społecznego, cech genetycznych, języka, religii lub wyznania, przekonań politycznych, przynależności do grup mniejszości, posiadanej własności, urodzenia, niepełnosprawności, wieku, jak i orientacji seksualnej".

Ten dokument musi podpisać każda osoba zatrudniona w sanepidzie, bez względu na to, czy jest szeregowym pracownikiem, czy pełni kierownicze stanowisko.

Kodeks przyjęty został po ujawnieniu informacji o mobbingu i zastraszaniu pracowników, które pojawiały się w jednostkach województwa łódzkiego i wielkopolskiego. Nie wiadomo jednak, czy jego powstanie jest związane ze wspomnianymi doniesieniami.

W sprawie możliwego mobbingu w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu interweniowały posłanki KO Paulina Henning-Kloska i Maria Janyska. Była to odpowiedź na maile pracowników stacji powiatowych, którzy skarżyli się, że zarządzanie odbywa się poprzez "krzyk i awantury".

Posłanki Henning-Kloska oraz Janyska wystosowały w 2020 r. pismo do Jarosława Pinkasa, ówczesnego Głównego Inspektora Sanitarnego. Pinkas zainterweniować nie zdążył — powołując się na problemy zdrowotne, w miesiąc później złożył rezygnację.

— Ujawnione wówczas przez nas problemy dotyczyły kwestii niedofinansowania jednostek sanepidu i ogromnej liczby nadgodzin wypracowanych przez pracowników. Kolejną kwestią była niesprawność systemu nakładania kwarantanny i zwalniania z niej. Stanowiło to problem organizacyjny i budżetowy dla sanepidu — mówi w rozmowie z money.pl Paulina Henning-Kloska.

Dodaje, że nałożyła się na to ogromna presja, a w niektórych przypadkach mobbing. — Uważam, że na powtarzanie się tego typu sytuacji może mieć jednak głównie wpływ sposób doboru kadr na najwyższych stanowiskach. Wprowadzony niedawno Kodeks Etyki niewiele zmieni, dopóki główną podstawą do nominowania osób na państwowych stanowiskach będą polityczne wpływy, a nie merytoryczne kompetencje — wyjaśnia.

Zbadają kulturę organizacyjną

Pytania dotyczące sytuacji w mazowieckim sanepidzie wysłaliśmy nie tylko do WSSE. Zostały przesłane także do Głównego Inspektora Sanitarnego, wojewody mazowieckiego (podlega mu WSSE) oraz do Państwowej Inspekcji Pracy (PIP).

Chcieliśmy się dowiedzieć m.in., jaki był cel wdrożenia Kodeksu Etyki Pracownika Państwowej Inspekcji Sanitarnej przez GIS oraz jak jest sprawdzane jego przestrzeganie.

Na nasze pytania odpowiedział rzecznik prasowy Szymon Cienki. Stwierdził, że do GIS nie wpłynęły żadne prośby o interwencję.

"Wobec przekazanych przez Panią Redaktor informacji Główny Inspektor Sanitarny we współpracy z Wojewodą Mazowieckim zwrócą się do Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Warszawie o udzielenie stosownych wyjaśnień" - napisał.

Rzecznik odniósł się także do pytania o kodeks.

"Jego celem jest wspieranie rozwoju kultury organizacyjnej Państwowej Inspekcji Sanitarnej, sprawne i efektywne funkcjonowanie organizacji oraz wzmocnienie identyfikacji pracowników z Inspekcją. Jego założeniem nie była jednak kontrola wskazanych w nim wartości, a wskazanie zasad etyki zawodowej wynikających z uniwersalnych wartości i norm moralnych, przy uwzględnieniu specyfiki działalności Państwowej Inspekcji Sanitarnej" - napisał.

Szymon Cienki dodał także, że GIS "zainicjował w wojewódzkich stacjach sanitarno-epidemiologicznych badanie kultury organizacyjnej, polegające na przeanalizowaniu kluczowych dla funkcjonowania organizacji elementów szeroko pojętej kultury organizacyjnej i w efekcie – na zidentyfikowaniu ewentualnych obszarów wymagających zainicjowania działań modyfikujących".

Badanie będzie przeprowadzone za pomocą ankiety przygotowanej na bazie pytań opracowanych przez socjologów z Uniwersytetu Warszawskiego przy realizacji projektu MUS – Ministerstwa Uczące Się.

Mają odnosić się do wybranych elementów kultury organizacji, takich jak np. bezpieczeństwo psychologiczne i style kierowania, mających wpływ na jakość funkcjonowania pracowników i tym samym na jakość i sprawność funkcjonowania organizacji.

Ankiety są anonimowe, a samo badanie jest działaniem diagnostycznym, a nie kontrolnym. Dotychczas badania zostały przeprowadzone w kilku województwach i sukcesywnie będą kontynuowane – w najbliższym czasie także w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie – poinformował rzecznik GIS.

OSA: pamiętajcie o swoich prawach

– Jeśli pracownik otrzymuje tego typu propozycje, jak dyscyplinarne zwolnienie lub dobrowolne odejście, nie powinien się na to godzić, gdy jest pewien, że zarzuty, które mu się stawia, są nieprawdziwe. W takim wypadku powinien stanowczo zareagować: "proszę mi udowodnić ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych" – mówi Jadwiga Mucha, prawnik i konsultant krajowy Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego.

Dodatkowo jej zdaniem, jeśli w wyniku zastraszania pracownik podjął decyzję o odejściu, ale jest jednocześnie pewny, że stawiane mu w trakcie rozmowy zarzuty były nieprawdziwe, może złożyć do pracodawcy wniosek o uchylenie się od skutków prawnych złożonego oświadczenia woli. Musi jednak wykazać, że do rozwiązania umowy o pracę został zmuszony. Jeśli pracodawca tego nie uzna, wówczas pracownik będzie mógł dochodzić swoich roszczeń tylko przed sądem pracy.

Jadwiga Mucha przypomina również, że w kwestii nagan i upomnień ustawodawca wyposażył pracodawców w takie uprawnienie, że jeśli pracownik narusza przepisy o bezpieczeństwie lub nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, może zastosować karę porządkową upomnienie lub naganę.

Pracownik w każdym takim przypadku może złożyć sprzeciw do pracodawcy, zaprzeczając stawianym mu zarzutom, jeśli pracodawca nie uwzględni takiego sprzeciwu, może złożyć pozew do sądu pracy.

Kontrola PIP wykazała nieprawidłowości

Na nasze pytania zareagowała także Państwowa Inspekcja Pracy (PIP). Przemysław Worek, rzecznik prasowy tej instytucji, poinformował nas, że inspektor pracy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie prowadził w tym roku "kontrolę w zakresie technicznego bezpieczeństwa pracy w WSSE w Warszawie przy ul. Nowogrodzkiej 82". - Wydano w tym zakresie środki prawne celem uregulowania nieprawidłowości — napisał, nie wyjaśniając jednocześnie, na czym miały one polegać. Dodał także, że PIP z zasady nie udziela informacji nt. kierowanych do niej skarg.

Dowiedzieliśmy się także, że w WSSE rozpoczęła się w ubiegłym tygodniu zapowiedziana przez GIS kontrola, która potrwa do sierpnia. Dodatkowo wśród pracowników mazowieckiego sanepidu w najbliższym czasie ma zostać przeprowadzona ankieta, która ma zbadać kulturę organizacyjną państwowej instytucji.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP magazyn